27 lipca 2014

My life is you: Rozdział 23

Witam w ostatnim rozdziale 'My life is you'. Miał on ukazać się wczoraj, lecz mój brat robił urodziny, zjechała się połowa rodziny no i wiadomo...tańce, harce i alkohol. Trochę mi głowa napierdala, ale czuję się nawet dobrze. A działo się naprawdę sporo.
No dobra, to zapraszam do czytania:




 ---------------------




Chester patrzył na Harley, która opierała się o barierkę na moście, położonym za parkiem. Czerwonowłosa wpatrywała się w rwącą rzekę, która płynęła pod jej stopami. Nie zwróciła uwagi na stojącego nieopodal niej blondyna. 
  Bennington podszedł bliżej do dziewczyny, która nagle drgnęła nerwowo. Odwróciła twarz w jego stronę i spojrzała mu w oczy. 
Płakała i chyba nadal rozpacza.
  Chester nie wiedział co powinien zrobić. Stał naprzeciw dziewczyny i myślał nad tym, czy warto się odezwać. Jednak po chwili oderwał się od swoich myśli, ponieważ usłyszał drżący głos Harley.
- Miło Cię widzieć. - szepnęła, po czym z powrotem odwróciła głowę w stronę rzeki
  Chester zadrżał. Nienawidził czerwonowłosej i tego, że potrafiła być tak fałszywa. Jednak w tym momencie nie wiedział, czy Harley kolejny raz gra, czy może mówi prawdę.
- Czemu uciekłaś? - zapytał po chwili
Dziewczyna nawet na niego nie spojrzała.
- Nie chcę tam być. Muszę umrzeć, ale nie tam. To miejsce mnie przeraża. - wyszeptała
- Powinnaś pójść na terapię. - rzucił blondyn
  Harley spojrzała mu prosto w oczy. Chester zadrżał, widząc jej diamentowe tęczówki.
- Nie rozumiesz. Nic nie rozumiesz. Oni mi nie chcą pomóc. No bo kto niby pomógłby dziewczynie takiej jak ja? Jestem nikim, rozumiesz? Nikim! - wykrzyczała  - Krzywdzę wszystkich dookoła. Nienawidzę siebie!
  Chester chętnie przyznałby jej rację, jednak wiedział, że w tej chwili to tylko by pogorszyło sytuację.
- Nie powinnaś tak myśleć. - odpowiedział, przygryzając dolną wargę
- Wiesz, kiedyś było tak pięknie. Mike był moim przyjacielem, a ja byłam sobą. Ale teraz nie potrafię udawać, że jestem tą samą malutką dziewczynką, za którą miał mnie Michael. - Chester pierwszy raz usłyszał pełne imię czarnowłosego, padające z ust dziewczyny - Może to dziwne. Może...do końca nie rozumiesz, o co mi chodzi. Ale ja...ja nie mogę już dłużej udawać. No...spójrz na mnie. Wyglądam jak trup, a w dodatku będę miała bachora! Pieprzyłam się z kim popadnie, by zapomnieć o tym cholernym dupku! Zostawił mnie! Zostawił mnie...on mnie...zostawił mnie... - dziewczyna otuliła się drżącymi ramionami i zaczęła nerwowo rozglądać się na wszystkie strony
  Chester cofnął się o krok. Wiedział o chorobie dziewczyny, ale do końca jej nie rozumiał.
  Chłopak nerwowo przestępował z nogi na nogę, patrząc na płaczącą dziewczynę. Bał się do niej podejść, lecz wiedział, że nie powinien stać tam jak kołek i wpatrywać w czerwonowłosą.
- On mnie zostawił. - powtarzała Harley - On mnie...on zostawił mnie. 
  W pewnym momencie dziewczyna jakby się 'obudziła'. Dotknęła zdezorientowana swojego policzka mokrego od łez, po czym spojrzała na Chestera.
- Nie mam po co żyć...Nie potrafię żyć w ten sposób. - wyszeptała, po czym sięgnęła do tylnej kieszeni spodni
  Chester wpatrywał się chwilę w przedmiot, który właśnie trzymała w ręku. Serce podskoczyło mu do gardła, ponieważ zdał sobie sprawę z tego, że był to pistolet. Harley drżącymi rękoma podniosła broń do góry, celując w Chestera. Chłopak uniósł dłonie do góry.
- Harley...co ty...robisz? - zapytał, czując że nogi się pod nim uginają
Czerwonowłosa załkała głośno.
- To ty nie pozwalasz mi żyć. To przez ciebie jestem taka! - wykrzyczała - Gdyby nie ty, ja i Mike bylibyśmy teraz razem! Byłabym w końcu szczęśliwa!
Chester głośno wciągnął powietrze przez nos.
- Ey, tylko spokojnie. Wszystko...się ułoży. Nie musisz tego robić. - jego głos drżał z przerażenia
Harley mocniej zacisnęła dłonie na pistolecie.
- To koniec. - zaśmiała się, lecz śmiech ten przepełniony był bólem - Ja...chcę żebyś cierpiał. Chcę, żebyś wiedział, przez co musiałam przechodzić. - dziewczyna łapczywie łapała powietrze w płuca - Nie rozumiem, czemu on Cię pokochał. Byłeś nikim. A teraz...teraz zająłeś moje miejsce i to ja stoczyłam się na dno.
  Dziewczyna odbezpieczyła broń, wciąż celując w klatkę piersiową blondyna. Ten wpatrywał się w nią z przerażeniem, gotowy na to, co miało nastąpić. Jednak po chwili usłyszał głos, dzięki któremu jego strach zmalał.
- Jeżeli chcesz go zabić, to najpierw musisz zabić mnie.
  Chester gwałtownie odwrócił głowę w stronę, z której wydobywał się głos. Po chwili zobaczył wyłaniającego się zza wysokich krzewów Mike'a, który przystanął jakieś trzy metry od dziewczyny. Czerwonowłosa patrzyła na niego zdezorientowana, lecz wciąż celowała w Chestera.
- No dalej, Harley. To nie jego wina. To sprawa między mną, a tobą. - Chester nie wiedział, skąd w Mike'u taki nagły przypływ odwagi - Zabij mnie, a żadne z Was nie będzie miało problemu. 
Dziewczyna ani drgnęła.
- Na co czekasz? Strzelaj. - ponaglał ją czarnowłosy - Nie mów, że się boisz. 
- Nie zabiję Cię. - wyszeptała, patrząc na jakiś punkt ponad głową Chestera
- Więc oddaj mi broń. - Mike wyciągnął do niej otwartą dłoń
  Chester przyglądał się temu wszystkiemu zaniepokojony. Podziwiał Mike'a za odwagę, ale też karcił w myślach za bezmyślność. Nie wiadomo było, co może strzelić do głowy tej dziewczynie, a Mike wystawiał się jej jak na tacy.
- Co ci da śmierć Chestera? Przecież wiesz, że ja nigdy Cię nie kochałem. - rzucił Mike
Dziewczyna spojrzała na niego zapłakanymi oczami.
- To nieprawda. - szepnęła, kręcąc głową - Kłamiesz!
  W tym momencie Harley została zaatakowana od tyłu przez dwóch rosłych mężczyzn. Dziewczyna zaczęła się wyrywać, przez co nacisnęła na spust, trafiając Chestera w nogę. Chłopak stłumił okrzyk bólu, po czym osunął się nie ziemię. Mike podbiegł do niego szybko, po czym uklęknął tuż przy nim.
- Wszystko będzie dobrze, ciii... - szepnął, głaszcząc chłopaka po głowie
Chester zwijał się z bólu. Kilka sekund później przybiegła do nich zdyszana Katherine. 
- Boże, co z nim? - zapytała
- Ta idiotka postrzeliła go w nogę. - powiedział Shinoda, przyciskając Chestera do swojej piersi - Dzwoń po karetkę.
  Dziewczyna wzięła jeszcze jeden głęboki oddech, po czym wyciągnęła telefon. Wezwała pogotowie, po czym schowała urządzenie do kieszeni.
- Przyjadą jak najszybciej. - rzuciła - A tak w ogóle, to ja zadzwoniłam po policję. Zgarnęli Harley. 
  Mike odetchnął z ulgą. Chester drżał w ramionach chłopaka. 
- Mike...boli. - szepnął, zalewając się łzami
- Wiem, że boli. Wytrzymaj jeszcze chwilkę, kotek. Zaraz przyjedzie pogotowie. - szepnął czarnowłosy, po czym ucałował blondyna w czubek głowy
- To ja może pójdę wypatrywać tej karetki. - rzuciła Kat i zanim cokolwiek odpowiedzieli już jej nie było
  Chester lekko uniósł głowę i spojrzał na Mike'a.
- To prawda? - zapytał
  Mike spojrzał na niego zdezorientowany.
- Co? - zapytał unosząc brwi
- To, że jej nie kochasz. Postawiłeś się jej. Mogłeś zginąć.
  Mike pogłaskał Chestera po policzku.
- Kocham tylko ciebie. - szepnął - Nie mógłbym żyć ze świadomością, że już nigdy cię nie zobaczę.
  Chester zadrżał na jego słowa. Chciał pocałować Mike'a i najchętniej od razu by się na niego rzucił, jednak nie miał na to siły.
- Już nigdy mnie nie opuszczaj. - szepnął sennie, kładąc głowę na klatce piersiowej czarnowłosego
  Nareszcie był bezpieczny. Czuł, że jest we właściwym miejscu i z właściwą osobą. Nie czuł już nawet ogromnego bólu w nodze, który został przyćmiony przez niewyobrażalne uczucie szczęścia.




'Nigdy nie myślałem, że cokolwiek się zmieni
Przytul mnie
Proszę, nie mów mi znów
Że musisz odejść..'





-----------------------


Fragment: Within Temptation - Bittersweet


Zostawiam Was z tym. Narazie się jeszcze nie żegnam, moją parafialną gadkę zostawię na epilog, który powinien się ukazać za dwa lub trzy dni. 
Jak zwykle proszę o komentarze i...
Papatki ;*

22 lipca 2014

My life is you: Rozdział 22

Hej! Witam Was w przedostatnim (tak, to już pewne!) rozdziale 'My life is you'! Pomimo Waszych usilnych błagań o to, bym w jakikolwiek sposób przedłużyła tą historię, zdecydowałam, że powinna się ona skończyć właśnie...w tym momencie. Przepraszam, jeżeli Was to nie zadowala. Ale nie martwcie się - po zakończeniu 'My life is you' napewno nie zerwę z pisaniem! Straciłabym sens życia, biczys. ;c
Aaa no i chcę powiedzieć, że mogą być tu spore błędy, ponieważ od wczoraj dostałam depresji. A dlaczego? Dlatego, że najpierw przeczytałam sobie takie depresyjne opowiadanie, potem obejrzałam jeden z moich ulubionych filmów, na którym beczałam jak pojebana, a na sam koniec przeczytałam jeszcze jedno opowiadanie. Nie wiem czemu,ale wzięło mnie na smuty. No i beczałam przez cały dzień i całą noc, dlatego dodaję dopiero teraz rozdział. Ale i tak mam zjebany humor a dzisiaj chcę obejrzeć jeszcze jeden film, który nie kończy się za dobrze, więc...moja psychika jest na wykończeniu.
Dobra, koniec ogłoszeń parafialnych. A teraz zapraszam do czytania:





-------------------




  Kilka dni później




  Mike usilnie starał się naprawić zepsuty zlew w kuchni. Sądził, że owe zajęcie w końcu pochłonie jego myśli, a on w spokoju będzie mógł je dokończyć. Niestety, kolejny raz się mylił. 
  Po kolejnych kilku minutach majstrowania przy kranie czarnowłosy poddał się. Czuł się żałośnie. Nie potrafił naprawić głupiego zlewu, a co dopiero zapanować nad swoimi uczuciami. Tym razem dominowała w nim pustka.
  Zniechęcony odłożył narzędzia na stół, po czym skierował się w stronę przedpokoju. Założył na siebie buty i kurtkę, po czym wyszedł z mieszkania. Zimne, styczniowe powietrze owiało jego nieogoloną twarz. Ale ten chłód dawał chwilowe uczucie ulgi, którego tak bardzo mu brakowało. 
  Powolnym krokiem szedł przed siebie, nie myśląc o tym, gdzie zajdzie. Miał nadzieję, że jak najdalej stąd. 
  Wciąż rozmyślał nad słowami Chestera. Zdał sobie sprawę z tego, że blondyn miał rację. Harley zawsze będzie między nimi, choć sam Shinoda tego nie chce. Ale w tej chwili nie ma siły myśleć o czerwonowłosej, tylko o Chesterze. Tak, o tym samym Chesterze, który kilka dni temu przyszedł do jego domu, wyjawił swoje uczucia, pocałował go, a na końcu stwierdził, że to koniec.
To koniec, Mike. On już Cię nie chce.
  Czarnowłosy schował ręce do kieszeni, po czym wyciągnął z kieszeni spodni paczkę papierosów i zapalniczkę. Tak, ostatnio dużo palił, choć wcześniej nie pochwalał tego zwyczaju. Odradzał palenie Chesterowi, a teraz sam łamał swoje własne zasady. 
  Co chwilę zaciągał się dymem papierosowym, który miał nieprzyjemny, gorzki posmak. Ale teraz nie miało to dla niego zbytniego znaczenia. Papierosy odrywały go na chwilę od myśli. 
Mike, słyszałeś? To koniec.



***



  Chester leżał na kanapie w jednym z pokoi, w których zawsze spędzał czas z Kat. Jednak nie widział jej od dwóch dni. I choć trochę się o nią martwił, to z drugiej strony cieszył się z tego, że może pobyć chwilę sam. Wiedział, że Katherine zadawałaby mu masę niepotrzebnych pytań. A on bardzo chciał tego uniknąć.
  Leżał tak i leżał, nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. Sądził, że po zerwaniu z Mikiem wszystko wróci do normy. Ale wcale tak nie było. 
  Blondyn miał wrażenie, że źle postąpił. Cieszył się, ze wyznał mu prawdę, jednak nie do końca wiedział, czy właśnie to chciał zrobić.
Nie wiedział, czy aby na pewno chce zerwać z czarnowłosym.
  Zdawał sobie sprawę z tego, że kocha Mike'a. Kocha go nad życie i nie potrafi już tego ukrywać. Jego miłość go przerosła.
  Ale...przecież Mike też go kocha? Sam mu to przecież powiedział. Chester wiedział, że najchętniej by teraz podniósł się z tej niewygodnej kanapy i poszedł do Mike'a. Przytuliłby się do niego, przeprosił i poprosił o kolejną szansę. Tak bardzo chciał to zrobić. Tylko brak mu było odwagi.
  Przejechał dłonią po szyi, zahaczając palcami o wisiorek, który dostał od czarnowłosego. Mimowolnie się uśmiechnął, gdy przed jego oczyma pojawiły się znajome obrazy tamtego dnia. Nie potrafiłby opisać tego, co czuł, gdy Mike podarował mu jego część łańcuszka. 
Teraz i my jesteśmy jednością.
  Właśnie w tym momencie przypomniał sobie, co zdarzyło się później. Uśmiech zniknął z jego twarzy, pozostawiając po sobie grymas bólu. Zdał sobie sprawę, że mimo, iż był to jeden z najcudowniejszych dni w jego życiu, był on także jednym z tych mniej przyjemniejszych. Oczywiście za sprawką Harley.
  Blondyn przymknął powieki, czując pod nimi gorące łzy. Był bezsilny i tak bardzo pragnął, by Mike był teraz przy nim.
Wiedz, że ja zawsze będę przy tobie, ponieważ jesteś jedyną osobą, którą naprawdę kocham.




***



  Mike nadal spacerował po mieście, co jakiś czas zaciągając się papierosem. Patrzył przed siebie i nie rozglądał się. Tak było najlepiej.
  W pewnym momencie zadzwonił jego telefon. Czarnowłosy wyjął go z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz. Oczy niemal nie wyszły mu z orbit, gdy na ekranie ujrzał napis "Harley". Nie wiedział, czy oszalał, czy tam naprawdę widniało imię czerwonowłosej. Pośpiesznie odrzucił połączenie, po czym zacisnął dłoń na urządzeniu. Na chwilę przystanął w miejscu, gdy kolejny raz usłyszał dźwięk, powiadamiający go o nadchodzącym połączeniu. Kolejny raz na ekranie pojawiło się imię dziewczyny.
  Zdziwiony i zaniepokojony w końcu nacisnął zieloną słuchawkę, po czym przyłożył telefon do ucha.
- Halo? - powiedział
Przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał.
- Halo? - rzucił ponownie Mike, tym razem bardziej zaniepokojony
- Ona uciekła. - Shinoda usłyszał głos Trevora, ojczyma dziewczyny
- Kto uciekł? - zapytał
- Harley uciekła. Dzwonili ze szpitala. Policja jej szuka. Michael, proszę, zrób coś! - wyszeptał Trevor, po czym załkał głośno
  Mike zakończył połączenie. Ostatni raz zaciągnął się papierosem, po czym rzucił go na chłodny asfalt. Założył kaptur na głowę i powędrował w przeciwnym kierunku do tego, w który zmierzał.




***



  Chester siedział wraz z Kat i kilkoma chłopakami przy barze. Popijał piwo, podczas gdy reszta pochłonięta była rozmową z barmanem, na temat jakiegoś taniego, pedalskiego zespołu muzycznego. Blondyn tylko przytakiwał, gdy ktoś zwracał się w jego stronę, lecz tak naprawdę nie wiedział, co większość z nich do niego mówi. Może oni sami tego nie wiedzieli.
  Chłopak dokończył piwo, po czym zeskoczył ze stołka. Musiał rozprostować obolałe kości i trochę się przewietrzyć. Ziewnął głośno, po czym założył na siebie swoją czarną, za dużą bluzę i skierował się w stronę wyjścia. Gdy był już na dworze, uśmiechnął się lekko. Było koło godziny siedemnastej, więc zaczynało robić się już ciemno. Blondyn schował dłonie do kieszeni bluzy i pogwizdywał cicho, chodząc tam i z powrotem.
  W pewnym momencie zatrzymał się w miejscu i stanął jak wryty. Kilka metrów dalej stał Mike, patrzący na niego z lekkim zdenerwowaniem. Chester nie wiedział do końca, czy rzeczywiście widzi Shinodę, czy jego wyobraźnia płata mu złośliwe figle. Ale wiedział jedno - jego uczucia znów są wystawiane na próbę.
- Cześć. - rzucił czarnowłosy, lekko speszony
- Hej. - szepnął blondyn odwracając wzrok
Stali tam przez kilka sekund, nie patrząc sobie w oczy.
- Mam do ciebie sprawę...a raczej prośbę. - zaczął niepewnie Mike
Chester spojrzał na niego z zainteresowaniem.
- Słucham. - rzucił
- Tylko mam prośbę. Mógłbyś poprosić tu Kat? - dodał z zawahaniem Shinoda
Chester pokiwał głową i wrócił do Endorfinki. Po chwili wyszedł z niej razem z brunetką.
- Mike? - zapytała - Co ty tu robisz?
- Mam problem. Ale nie rozwiążę go w pojedynkę. Potrzebuję waszej pomocy. - rzucił
- No to słuchamy. - powiedziała Kat, zakładając ręce na piersi
Mike westchnął.
- Harley uciekła z psychiatryka. - powiedział Mike
Kat wytrzeszczyła oczy.
- Wiedziałam! Wiedziałam, że kiedyś zamkną ją u czubków! - zaśmiała się gorzko - Sory, ale skoro uciekła, to czego od nas chcesz?
- Muszę ją znaleźć. - spojrzał na Chestera - Wiem Chester, że pewnie szukanie Harley jest dla ciebie bez sensu, ale...pomóż mi.
Chester patrzył na niego, lecz nic nie odpowiedział.
- Mike, ty sądzisz, że będę biegała po mieście za jakąś walniętą lafiryndą? - rzuciła Kat - Ani mi się śni! Wolę, żeby mnie auto przejechało!
Mike spuścił wzrok.
- Pomogę Ci. - powiedział Chester - Wiem ile ona dla ciebie znaczy. 
  Mike spojrzał na niego. Uśmiechnął się smutno.
Kat westchnęła i przewróciła oczami.
- Dobra, też Ci pomogę. - rzuciła - Ale mam pomysł. Ja z tobą - tu zwróciła się do Mike'a - będę przeszukiwać północną część miasta, a Chester - tu na chwilę przerwała, otworzyła drzwi do Endorfinki i krzyknęła "Brandon, rusz dupsko" - No, na czym skończyłam? Aaa, no Chester pojedzie z Brandonem, moim przyjacielem na południe i będą szukać w tamtej okolicy. Pasi?
  W tym momencie z budynku wyszedł dosyć wysoki chłopak o rudych, kręconych włosach.
- Brandon, pobawimy się w detektywów. - rzuciła do niego, po czym streściła mu cały plan
Chłopak przytaknął i lekko się uśmiechnął.
- No dobra. - dziewczyna klasnęła w dłonie - My pojedziemy moim autem, a wy Brandona. 
  Mike pochwalił plan brunetki, po czym wsiadł razem z nią do auta. Przez chwilę patrzył na samochód, w którym siedzieli teraz Brandon i Chester, jednak szybko odwrócił wzrok i kolejny raz zagłębił się w swoich myślach.



Około godziny 21



  Chester co chwilę patrzył na Brandona, który był coraz bardziej podenerwowany. Mamrotał coś pod nosem o tym, że nie ma czasu na jakieś dziecinne zabawy. Blondyn westchnął i odwrócił wzrok od wściekłej twarzy chłopaka. 
  Dojechali do parku centralnego. Chester kazał Brandonowi zaparkować.
- Słuchaj. Widzę, że jesteś zmęczony, więc mam propozycję. Wysiądę tutaj i pokręcę się trochę po okolicy, a ty wracaj do Endorfinki. - rzucił Bennington
- Ale mieliśmy patrolować razem. - sprzeciwił się Brandon
- Tak, ale trzeba porozglądać się po kątach. Ty jesteś zmęczony, więc cię wyręczę. Potem zadzwonię po Kat i odwiezie mnie z powrotem. Okej?
Rudy chłopak chwilę się wahał.
- No dobra, niech Ci będzie. - powiedział w końcu
  Chester uśmiechnął się lekko, odpiął pas i wysiadł z pojazdu. Wszedł na chodnik i chwilę wpatrywał się w oddalający już pojazd chłopaka. Po kilku sekundach ruszył w głąb parku.





***



- Jesteś debilem, Shinoda. - rzuciła Kat, patrząc na drogę
Od początku jazdy obrzucała go różnymi wyzwiskami.
- Co ty do mnie masz, kobieto?! - powiedział zdenerwowany chłopak
Brunetka uśmiechnęła się złośliwie.
- Wiesz czemu chciałam pojechać z tobą? Dlatego, że teraz bezkarnie mogę mówić Ci co o tobie myślę. - westchnęła głęboko, po czym z powrotem skoncentrowała się na drodze
- Chyba Ci się okres zbliża. - skomentował Mike
Kat walnęła go w ramię.
- Ty tam się hamuj, bo zaraz wybiję Ci te śliczne ząbki. 
Mike próbował opanować śmiech.
- Wiesz, gdybym się ciebie nie bał, to może bym mógł Cię polubić. 
Kat zachichotała.
- Oj Shinoda, nawet nie wiesz, w co byś się wpakował. - powiedziała
Mike spojrzał na nią.
- Wiesz...Gdy zobaczyłem Cię pierwszy raz w akademiku wydawało mi się, że jesteś takim głupim plastikiem z ciemnymi włosami. 
Brunetka udała oburzenie. 
- No dziękuję bardzo panie 'kozia bródka'. 
Oboje wybuchnęli śmiechem.
- Ale teraz chyba zmieniłem zdanie. - dodał Mike
  Dziewczyna westchnęła. W tym momencie rozdzwonił się telefon Mike'a. Chłopak wyjął go z kieszeni i spojrzał na ekran. 
- Coś nie tak? - zapytała Kat
- Dostałem wiadomość od Chestera. - powiedział - Znalazł Harley.




-------------------




Dobra, to by było na tyle. Za kilka dni dodam ostatni rozdział, a potem epilog. A tera sobie myślcie, jak to się może skończyć.
[ Nie, Mike nie popełni samobójstwa xDDD Pozdrawiam Vilen, która wpadła na taki pomysł. ]
Możecie się trochę wysilić xD Męczę Was. Buhahahahahahaha, jestę geniuszę zła!
Kuźwa, chciałam coś jeszcze napisać, ale mi wypadło z głowy ;___; Szmuteg ;c
Aaa, no i dziękuję za komentarze oraz wasze opinie zawarte w ankiecie (właśnie! jeżeli ktoś jeszcze nie zagłosował, to ankieta jest...(yyy, jak to tera napisać? xD) po prawej stronie? kolumnie? A chuj, no jest po prawej stronie XDDD
No i dobijamy do 10 000 wyświetleń! Jeszcze tylko pięćset ileś no i...Wierzę, że Wam się uda dobić do tej dziesiątki do końca opowiadania! Wierzę w Was XDDDD :D
Dobra, teraz już naprawdę kończę! 
Do następnego i papatki ;*




  

16 lipca 2014

My life is you: Rozdział 21

Hej. Macie 21 rozdział. Powiem tylko, że znowu przerzuciłam się na narrację trzecioosobową, bo tak mi łatwiej. Przepraszam za moje niezdecydowanie.
A teraz zapraszam do czytania:




--------------------



  Siedział właśnie na jednym z niskich, ubrudzonych parapetów. Kolana miał podciągnięte pod sam podbródek, by móc oprzeć na nich głowę. Co jakiś czas zaciągał się leniwie papierosem, którego gorzki smak zaczynał działać mu na nerwy. Syknął pod nosem coś niezrozumiałego, po czym wstał, rzucił niedopałek papierosa na chłodny beton i rozgniótł go butem. Znajdował się teraz w zimnym pokoju, podobnym do ubogich altanek, w których chowali się bezdomni. Ale mu było wszystko jedno.
  Znudzony wydostał się do długiego korytarza, który już dobrze znał. Wiedział, gdzie warto iść, a gdzie lepiej się nie pokazywać. Ale teraz musiał z kimś pogadać. Czuł, że przez tą samotność traci zmysły.
  Chłopak skierował się do pierwszych drzwi na prawo. Wiedział, że tam Ją znajdzie. Zawsze tam była, bez względu na to, czy coś brała, czy nie. To nawet było mu na rękę.
  Blondyn po cichu wszedł do niewielkiego pomieszczenia. Było w nim dosyć ciemno, choć było dopiero południe. Chłopak rozejrzał się dookoła, po czym podszedł do kanapy, na której siedziała Kat. Dziewczyna miała na sobie czarną, obcisłą bluzkę z rękawami do łokci oraz ciemne rurki. Długie, brązowe włosy spięła gumką. Chester pierwszy raz widział ją w tak...normalnej odsłonie. Wyglądała całkiem inaczej.
  Chłopak bez słowa usiadł obok dziewczyny i spojrzał na nią. Ta jakby nie zdawała sobie sprawy z jego obecności. Dopiero po kilku minutach odwróciła nieśmiało głowę w jego stronę, a na jej twarzy zagościł szczery uśmiech.
- Hej. - powiedziała swoim lekko zachrypniętym głosem
- Hej. - odpowiedział, po czym usłyszał dzwonek swojego telefonu
  Chester wyciągnął komórkę z kieszeni spodni i spojrzał na jej ekran. Od rana dostawał wiadomości od Mike'a. Blondyn nie rozumiał, czemu Shinoda nagle zaczął się starać. Przecież cały czas miał go gdzieś.
  Zrezygnowany położył telefon na mały stolik, znajdujący się po jego lewej stronie i westchnął ciężko.
- Co nie tak? - zapytała Kat, patrząc na chłopaka
- Nie...Wszystko w porządku. - odpowiedział zmieszany
Dziewczyna pokręciła głową.
- Widzę, że coś Cię trapi. Tylko nie wiem co. - rzuciła
  Chester spojrzał na Katherine. Nie wiedział, czy powinien jej się zwierzać ze swoich problemów. Byli zwykłymi znajomymi, to wszystko.
  Jednak chłopak musiał z kimś o tym pogadać. Czuł się zagubiony, ponieważ sam nie wiedział, co powinien zrobić w tej sytuacji.
- Ja... - zaczął, jednak po chwili zamknął usta
  Blondyn spuścił wzrok, próbując przemyśleć to, co zamierza powiedzieć dziewczynie.
- Nie wiem co robić. - rzucił ponownie spoglądając na zamyśloną brunetkę
- Chodzi o Mike'a? - to było bardziej stwierdzenie, niż pytanie
- Tak. - odpowiedział Chester - Nie rozumiem go. Przez cały ten czas miał mnie głęboko gdzieś, a dzisiaj jakoś...nagle go natchnęło. Wysyła mi od rana SMS-y różnej treści. Nie wiem co powinienem zrobić.
Kat założyła nogę na nogę.
- Miałam Ci to powiedzieć od razu po tym wydarzeniu, ale...pomyślałam, że może będzie lepiej, jeżeli poczekam z tym trochę. - zaczęła - Kilka dni temu był tutaj Mike. Byłeś naćpany, więc pewnie nic nie wiesz. On... - tu przerwała na chwilę, by móc znaleźć właściwe słowa - ...brzydził się tym. Przynajmniej według mnie tak to wyglądało. 
  Chester popatrzył na nią zszokowany. Mike wie, że on ćpa? Boże, jakby Kat powiedziała mu wcześniej, to może by to jakoś załatwił...
- Kat, jak mogłaś to przede mną zataić? - zapytał z wyrzutem
Dziewczyna przygryzła wargę.
- Ja...sądziłam, że tak będzie lepiej! I tak masz dużo problemów! 
Chester prychnął.
- Naprawdę mi pomogłaś. Dziękuję Ci bardzo. - zakpił 
Kat była wściekła. Na niego i na siebie.
- Ja po prostu chcę Ci oszczędzić cierpienia! Czy ty nie widzisz, że on Cię niszczy? Ten cały chory związek Cię przerasta! - dziewczyna zaczęła krzyczeć
  Brunetka wstała z kanapy, po czym podeszła do okna i oparła się plecami o parapet.
- Zrozum...Wiem, co to znaczy kochać kogoś tak mocno, że przez to jesteś skłonni ranić samego siebie. Ale to nie jest dobre. - powiedziała zniżonym głosem
- A co ty możesz o tym wiedzieć, co? - Chester nadal nie wierzył dziewczynie
 Kat westchnęła głęboko.
- Nie tylko ty nie miałeś lekko. - skomentowała, nie patrząc na chłopaka - Myślisz, że cały świat jest przeciwko tobie. Nienawidzisz ludzi, którzy kiedyś byli Ci bliscy. Szukasz pomocy. 
Blondyn wpatrywał się w nią jak w obrazek.
- Jestem sierotą. Moi rodzice zmarli, gdy miałam 13 lat. Wylądowałam w domu dziecka i byłam tam przez ponad rok. Potem zjawiła Madison. Okazało się, że była moją o siedem lat starszą ode mnie kuzynką. Adoptowała mnie. Ale nie traktowałam jej jak matki. Na początku byłyśmy dobrymi przyjaciółkami. Ale wszystko się zmieniło, gdy skończyłam 15 lat. Pamiętam, że wtedy pierwszy raz mnie tu zabrała. Endorfinka była jej drugim domem i od tamtej pory także i moim. Ale ja zaczynałam gubić się w swoich uczuciach. To była toksyczna miłość. Puszczałam się, by Madison miała kasę na dragi, a w zamian za to dostawałam od niej trochę czułości. I tak było przez mniej-więcej trzy lata. Krótko po moich osiemnastych urodzinach Mad popełniła samobójstwo. To był dla mnie...szok. Nie potrafiłam się pozbierać. Dopiero wtedy sięgnęłam po narkotyki. - opowiadała Kat
  Chester nie mógł sobie tego wyobrazić. Było mu tak strasznie żal brunetki, jednak nie chciał jej przerywać. Wiedział, że to jeszcze nie koniec historii.
- W sierpniu tamtego roku poznałam Harley. No, tak naprawdę to znalazłam ją w parku. Siedziała na ławce i płakała. Zrobiło mi się jej żal i zaprosiłam ją do Endorfinki. Nie wiem czy zrobiłam to tylko przez to. Zdałam sobie sprawę, że Harley jest tak strasznie podobna do Madison. Tak, więc zbliżyłyśmy się do siebie. Ja - zatracona w jej podobiźnie do mojej nieżyjącej miłości, ona - zatracona w chęci zemsty. Wiedziała, że dzięki mnie będzie mogła odegrać się na Mike'u. Byłam w niej zatracona, więc spełniałam każde jej zachcianki. Pierwszą z nich było to, bym dostała się na te same studia co Mike. Było to dosyć trudne, bo nie mam jakiś uzdolnień plastycznych czy podobnych rzeczy, więc...było ciężko. No, ale udało mi się. Harley była szczęśliwa. Ja też. - zatrzymała się na chwilę, by móc zaczerpnąć powietrza - To Harley kazała mi nasłać na ciebie tych gości, którzy cię pobili. Ja...nie chciałam, żeby oni zrobili Ci krzywdę. Przepraszam.
   Chester słuchał uważnie. To wszystko było dla niego jak kubeł zimnej wody.
- Kat...Czyli chcesz mi powiedzieć, że Harley chciała rozdzielić mnie...i Mike'a? - zapytał zdruzgotany
- Tak. To był jej plan. A ja głupia spełniałam każdą jej zachciankę, bo przypominała mi ona Madison! Byłam taka głupia! - chwila ciszy - Zrozumiałam to wszystko dopiero jakiś czas temu. Kazałam Harley usunąć się z mojego życia raz na zawsze. Posprzeczałyśmy się, ale w końcu zostawiła mnie w spokoju. A ja wciąż nie potrafię przestać myśleć o tym, jaka byłam naiwna. Pomagałam jej. Byłam winna waszego rozstania z Mikiem. 
  Chester miał ochotę przytulić Kat. Rozumiał ją. Kochała kogoś tak mocno, że przestała nad sobą panować. Miłość ją zaślepiła...A chłopak jej nie osądzał.
- Chciałbym tylko wiedzieć...czy to prawda, że Harley jest w ciąży? - zapytał cicho
  Dziewczyna przytaknęła. Między tą dwójką zapadła uciążliwa cisza.
- Chester...Chciałabym tylko powiedzieć, że miłość bywa ślepa. Czasem trzeba zrezygnować z uczucia, które nas niszczy. Ja z niego zrezygnowałam...Może ty też powinieneś? - rzuciła brunetka uśmiechając się smutno, po czym wyszła z pokoju
Chester został sam na sam ze swoimi myślami.





***




  Mike siedział na kanapie w salonie, pijąc wystygłą już kawę. Pustym wzrokiem wpatrywał się w wyłączony telewizor. Po dokończeniu napoju zaniósł kubek do kuchni i położył go na blacie. Przeciągnął się leniwie, po czym wyciągnął telefon z kieszeni spodni. Niestety, Chester nie odpisał na żadną z jego wiadomości. Tak, Mike pisał do niego praktycznie przez cały dzisiejszy dzień, mając nadzieję, że blondyn zechce z nim porozmawiać. Oczywiście, na daremno. 
  Nagle chłopak usłyszał dzwonek do drzwi. Sądził, że dzisiaj nie będzie miał żadnych gości. Przynajmniej nie przypominał sobie, by kogoś zapraszał.
  Chłopak podszedł powoli do drzwi, po czym uchylił je lekko. Serce podskoczyło mu do gardła, gdy tuż przed sobą zobaczył bladą twarz Chestera.
- Hej. Mogę wejść? - zapytał ochrypłym głosem
- Jas...sne. - Mike uchylił drzwi tak, by blondyn mógł swobodnie wejść do mieszkania
  Chester od razu skierował się w stronę salonu, po czym usiadł na kanapie. Mike zajął miejsce obok niego. 
- Musimy pogadać. - zaczął niepewnie blondyn
- Też tak sądzę. - powiedział lekko zdenerwowany Mike
- Przemyślałem sobie dzisiaj sporo rzeczy. To wszystko...jest bardziej skomplikowane niż Ci się wydaje. Nie wiem, co sobie o mnie teraz myślisz. Nie wiem nawet, czy chcesz rozmawiać z ćpunem. Szczerze? Mam to gdzieś. Po prostu tym razem powinniśmy sobie wszystko wyjaśnić.
Mike westchnął. Chester wziął głęboki oddech, po czym kontynuował.
- Zawsze myślałem, że gdy pokocham kogoś całym sercem, to ta osoba pokocha mnie tak samo mocno. Jednak przez te wszystkie wydarzenia przestałem myśleć jak dziecko, które wierzy w to, że możemy być szczęśliwi, jeżeli tylko tego chcemy. Teraz...stałem się kimś innym. I to nie przez narkotyki. Zrozumiałem parę rzeczy. - chwila ciszy - Po pierwsze, nie mogę się z nikim tobą dzielić. Myślałem, że jestem dla ciebie najważniejszy, ale ty...najwyraźniej sam tego nie wiedziałeś. Harley zawsze była i będzie między nami. Jeżeli cokolwiek jeszcze dla ciebie znaczę, to chciałbym, żebyś wybrał: albo ja, albo ona.
  Mike siedział zaskoczony. Tak bardzo się bał, że pewnego dnia będzie musiał wybierać między Chesterem, a Harley. I chyba właśnie nadszedł ten dzień.
- Chester...jesteś dla mnie najważniejszy ale...
- Nie prawda. - przerwał mu blondyn - To ona jest ważniejsza. Widzę to w twoich oczach. Cokolwiek bym od ciebie wymagał, ty i tak z niej nie zrezygnujesz. 
- Nie chodzi o to! - zaprzeczył Mike - Harley jest chora! Zamknęli ją w psychiatryku a ja nie mogę jej zostawić całkiem samej! 
  Chester zaniemówił. Nic nie wiedział o chorobie czerwonowłosej. No dobra, informacje na jej temat nie były mu do szczęścia potrzebne.
- Może to przejściowe. - rzucił Chester - Ale i tak sądzę, że jeżeli Harley by wyzdrowiała, to wszystko znowu wyglądałoby identycznie. Ja zawsze będę tym drugim, prawda?
- Nie! - Mike niemal krzyknął
Czarnowłosy podniósł się z kanapy i zaczął nerwowo przechadzać po pokoju. 
- Nic nie rozumiesz. - powiedział jakby sam do siebie
Przystanął na chwilę w miejscu, po czym spojrzał na blondyna.
- Chester, dla mnie to też nie jest proste. Kocham Cię, ale zrozum - ona zawsze będzie częścią mojego życia. Jest dla mnie niczym młodsza siostra. Nigdy nie mógłbym być z nią w normalnym związku! A tym bardziej nie mógłbym jej zrobić dziecka! Chester, ty naprawdę sądziłeś, że ja i ona... - mówił niespokojnym tonem
Chester stanął tuż przed Shinodą.
- Nie wiem...nie wiem co mam kurwa myśleć! - wykrzyczał mu w twarz - Mam ochotę zabić się za moją pierdoloną naiwność. Wiesz co? Powinienem już dawno dać Ci kopa w tyłek za to, jakim dupkiem jesteś! Ale mimo iż jesteś najbardziej arogancką i niezdecydowaną osobą jaką znam, to kocham Cię najbardziej na świecie.
  Mike nie zdążył nic powiedzieć, bo jego usta zostały zatkane przez usta Chestera. Blondyn wpił się zachłannie w jego wargi, jakby całował go po raz ostatni. Wplątał palce w jego czarne włosy, na co Mike jęknął rozanielony w jego usta. Shinoda objął Chestera w pasie i pozwolił mu na dominację. 
W pewnym momencie blondyn zakończył pocałunek i odsunął się od Mike'a. 
- Ja...Nie chciałem. Przepraszam. - wyszeptał - Boże, sam sobie przeczę! 
Mike stał jak słup soli i nie wiedział co zrobić.
- Przepraszam, ale nie dam rady. Nie mogę wiecznie żyć w Jej cieniu. To koniec. - powiedział drżącym głosem, po czym wybiegł z mieszkania
Mike wybiegł zaraz za nim. Niestety, nie zdołał go dogonić. Po około kilometrze poddał się, upadł na mokrą trawę i zaczął płakać. Miał ochotę zabić się, dlatego że kolejny raz nie zdołał Go zatrzymać.





----------------------




Popieprzone to. Nudne to. Przepraszam, nie musicie tego czytać.
Coś się ze mną dzieje. Czuję, że to opowiadanie nie ma sensu. Pewnie jest pełno błędów i powtórzeń. Trudno.

12 lipca 2014

My life is you: Rozdział 20

Hey, cześć i czołem. Lecę z kolejnym nudnym rozdziałem...Tak jak mówiłam, trochę mi szkoda, że już za chwilę to się wszystko skończy, no ale...
Wszystko się powinno skończyć, tym bardziej gdy zaczyna nudzić... Ogey, więc mam trochę spartaczony mózg po całodniowym oglądaniu Trolli na Omegle.com XD Ale nie martwcie się o mnie xd I tak ómrzyłam już dawno temu, także...
Zapraszam do czytania:

(NIE W TYM ROZDZIALE NIE ZABIJĘ HARLEY, NIE MARTWCIE SIĘ ;333)





------------------




  Siedziałem na strychu i porządkowałem stare graty, które nikomu już do szczęścia nie były potrzebne. Był dziesiąty stycznia, więc jak zwykle za oknem można było zobaczyć śnieżną zawieruchę. Temperatura wciąż nie potrafiła przekroczyć magicznego zera, więc nawet w domu panował ten złowrogi chłód.
  Wziąłem do ręki jedno z większych pudeł, po czym położyłem je przed sobą. Było ono zaklejone taśmą, więc przy pomocy nożyczek szybko się jej pozbyłem.
  Zdjąłem wieczko pudła i kichnąłem. Kurz, kurz i jeszcze raz kurz. Odsunąłem od siebie śmiercionośną skrzynię, po czym zamrugałem parę razy oczami. Kurz wciąż utrzymywał się w powietrzu.
Zrezygnowany rozglądnąłem się po cichym pomieszczeniu i zrozumiałem, że wiele pracy jeszcze przede mną. Pamiętam, jak zawsze przychodziłem tu by szukać Harley. Gdy wspólnie bawiliśmy się w chowanego, jej ulubioną kryjówką było właśnie to miejsce. Do dziś nie wiem dlaczego.
  Wstałem z drewnianej podłogi, po czym wziąłem pod pachę dwa pudła, które położyłem w kąt strychu. Taa, nie ma to jak przeszukać dwa pudła i mieć świadomość, że przed tobą jest jeszcze ich przynajmniej dwadzieścia. Westchnąłem ciężko i usiadłem z powrotem na swoim miejscu. Zabrałem się do żmudnej pracy, która powoli mnie nudziła. Jednak tylko dzięki niej w końcu mogłem skupić się na czymś innym niż nękające mnie problemy.
  A właśnie, jeżeli o problemy chodzi: wciąż nie mogę znaleźć Harley. Dziewczyna jakby rozpłynęła się w powietrzu. Moje próby odnalezienia jej poszły na marne. Żałuję, że wpadłem na pomysł, by poszukać jej w Endorfince.
  Nie, stop! Wcale nie żałowałem. Przez to dowiedziałem się, że Chester ćpa i to tylko przeze mnie! Chociaż czasem mam wrażenie, że wolałbym o tym nie wiedzieć.
  Ale przecież go kocham, prawda? Boże, czy ja nie potrafię zrozumieć swoich uczuć? Kat miała rację: znajduję się między młotem a kowadłem. To mnie dobija, jednak nie chcę tego pokazywać. Wolę udawać aroganckiego drania, któremu nie zależy. Przecież tak jest łatwiej, prawda?
  Przeglądałem kolejne, tym razem mniej zakurzone pudło. Było dosyć małe, więc wziąłem je do rąk i wysypałem jego zawartość na drewniane deski. Odłożyłem karton i zacząłem przeglądać porozrzucane rzeczy. Kilka notesów, pióra nienadające się już do pisania, stare fotografie i sporej grubości zeszyt. Tą ostatnią rzeczą zainteresowałem się najbardziej. Wydawało mi się, że skądś znam ten zeszyt - jego okładka była cała popisana, a kartki wygniecione. Otworzyłem go na przypadkowej stronie. Moim oczom ukazało się moje niestaranne pismo. Właśnie w tym momencie wszystko sobie przypomniałem.
  Wstałem z podłogi i rozprostowałem obolałe kości. Kilkugodzinne siedzenie w jednej pozycji dawało się we znaki. Wziąłem zeszyt i nie zwracając uwagi na wszechobecny bałagan, zszedłem na dół.
  Usiadłem na kanapie w salonie, po czym spojrzałem jeszcze raz na okładkę zeszytu. Przejechałem palcem o wyrytych wręcz słowach, znajdujących się na niej. Tak, to z pewnością był TEN zeszyt.
  Tak dla wyjaśnienia: zeszyt o którym mówię jest moim starym pamiętnikiem. Zawsze sądziłem, że się go pozbyłem. Jednak teraz trzymam go w dłoni i mam zamiar do niego zajrzeć.
  Otworzyłem zeszyt na pierwszej zapisanej stronie.


  4 grudnia 1989 roku
Czuję się dziwnie. Kilka dni temu spotkałem pewną dziewczynkę. Siedziała pod jednym z drzew w sukience, choć wszędzie był już śnieg. Zrobiło mi się smutno na jej widok, więc przyprowadziłem ją do mojego domu. Mama była zdziwiona.
Dziewczynka ta ma na imię Harley i ma dziewięć lat. Jest wystraszona i bardzo mało mówi. Moi rodzice pozwolili jej się u nas zatrzymać na kilka dni. Powiedzieli, że spróbują odszukać jej rodziców. 
Harley odezwała się do mnie dopiero po dwóch dniach. Miała taki lekki, uroczy głosik. Powiedziała mi, że uciekła z domu, ponieważ jej mama na nią nakrzyczała. A dlaczego? Tego już mi nie powiedziała...
Było mi jej strasznie żal. Dowiedziałem się, że mieszka z matką i jej nowym mężem. To smutne. Domyśliłem się, że chyba niezbyt lubi tego człowieka.
Dzisiaj do naszego domu przyszła dosyć szczupła kobieta, podająca się za matkę dziewczynki. Moi rodzice byli trochę zaniepokojeni, ponieważ kobieta ta wyglądała na lekko upitą, jednak oddali jej córkę.
Teraz jest mi smutno, bo nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek zobaczę Harley.


  Oderwałem się od tekstu. Tak, dobrze pamiętałem dzień, w którym to napisałem. Miałem żal do rodziców, że oddali Harley w ręce nietrzeźwej kobiety. Boże, miałem dopiero 12 lat! Byłem dzieciakiem, a jednak w stosunku do czerwonowłosej zachowywałem się jak dorosły!
  Przewróciłem kilka kartek, po czym zagłębiłem się w kolejnym wpisie.


  24 grudnia 1989 roku
Tak! Znowu jest przy mnie! Tak bardzo się cieszę!
Spotkałem ją dzisiaj w drodze do sklepu. Tym razem była ubrana dosyć ciepło, jednak na jej widok znowu zrobiło mi się dziwnie smutno. Była taka blada i...wystraszona.
Zaproponowałem jej, żeby przyszła do mnie na wigilię! Ucieszyła się, więc po kupieniu tego, co miałem w zamiarach, wróciłem do domu trzymając Harley za małą rączkę. 
Rodzice nie byli źli. No, może na początku troszkę się rozzłościli, jednak po kilku minutach przekonywania zgodzili się, żeby Harley u nas została. Ta mała, słodka dziewczynka uzależniała.
Było naprawdę fajnie! Po kolacji odpakowywaliśmy prezenty. Mama z tatą kupili mi kilka zabawek i ładnego, brązowego misia, którego podarowałem Harley. Dziewczynka naprawdę się ucieszyła, więc ja też byłem szczęśliwy!
A teraz ta mała istotka śpi w moim pokoju, podczas gdy ja opisuję to wszystko w tym dziwnym, pomazanym zeszycie. Jestem senny, więc chyba zaraz zasnę. Dobra, idę się położyć. Dobranoc!


  Na moją twarz wstąpił lekki uśmiech. Miło było wspominać tak udane chwile, zapominając o problemach. Brakowało mi takiego oderwania od rzeczywistości i zagłębienia się w tej radosnej części mojej przeszłości.
  Przewróciłem następne kartki i zatrzymałem się na kolejnym wpisie.


  13 luty 1990 roku
Dwa dni temu miałem urodziny. Mam teraz trzynaście lat i jestem z tego zadowolony. :) Oczywiście to wielkie wydarzenie musiałem świętować z Harley. Od dnia, w którym ją poznałem minęło już trochę czasu. Staliśmy się przyjaciółmi.
Codziennie zabieram dziewczynkę do siebie. Przychodzę po nią, jednak jej mama nie jest chyba tym zbyt przejęta. Ostatnio była tak pijana, że zaczęła obrzucać nas nieprzyjemnymi słowami. Było mi żal Harley. Nikt nie może sobie wybrać rodziców.
No, ale wracając do urodzin! Harley jak zwykle była u mnie. Przesiedzieliśmy cały dzień w moim pokoju, bawiliśmy się w chowanego i inne ciekawe zabawy. 
Od Harley dostałem małego misia. Powiedziała, że dostała go od taty, ale chce, bym teraz to ja się nim zajął. Wzruszył mnie ten gest. Naprawdę!
Teraz misiu siedzi sobie na biurku w moim pokoju. Ale chyba jest trochę smutny. Może tęskni za Harley?


  Podniosłem głowę i zagłębiłem się w swoich myślach. Podczas porządków nie znalazłem tego misia. A może po prostu go nie rozpoznałem? Sam już nie wiem.
  Chciałbym powrócić do tych czasów. Wtedy wszystko było takie łatwe. Harley i ja byliśmy dziećmi i przede wszystkim - byliśmy szczęśliwi. 
  Uśmiech powoli znikał z mojej twarzy, a ja przewróciłem kilka następnych kartek, po czym przeczytałem kolejny wpis.


  21 kwietnia 1992 roku
Wczorajszy dzień mogę zaliczyć do udanych. Razem z Harley udaliśmy się do McDonald'a, by świętować jej dwunaste urodziny. Było naprawdę sympatycznie. Zamówiłem nam największe zestawy i co chwilę próbowałem rozweselić moją przyjaciółkę. Czuję się, jakbym miał młodszą siostrę...Ale to fajne uczucie. No, w końcu mam już piętnaście lat!
Jednak widziałem, że Harley skrywała w sobie pewien rodzaj smutku. Może to przez to, że jej matka kolejny raz upiła się do nieprzytomności. Tego nie jestem pewien. 
Chciałbym, by Harley była szczęśliwa. Tylko na tym mi zależy, naprawdę! Poświęciłbym dla niej wszystko, a może nawet więcej! Ale nie jestem Bogiem..
Czasami nachodzą dziwne myśli. Mam wrażenie, że Harley nie jest ze mną do końca szczera. Ale każdy jej uśmiech sprawia, że moje wątpliwości odpływają.


  Już wtedy było coś nie tak. Powinienem był to zauważyć, jednak ja wciąż traktowałem Harley jak dziecko. Ale ona nie była już dzieckiem.
  Powoli przerzuciłem kolejne strony, by móc dostać się do kolejnego wpisu.


  14 stycznia 1993 roku
To był okropny dzień. Wciąż nie mogę dojść do siebie, jednak teraz siedzę w swoim pokoju i piszę. A piszę dlatego, że muszę to z siebie wyrzucić.
Dzisiaj nie miałem kontaktu z Harley. Dziewczyna nie odbierała moich telefonów, nie odpisywała na sms-y...Więc postanowiłem, że pójdę do niej. Pod blokiem, w którym mieszkała były dwie karetki i policja. Zaniepokojony wbiegłem po schodach na piętro i próbowałem dostać się do mieszkania Harley, jednak nikt nie pozwolił mi tam wejść. Policja kazała mi czekać na zewnątrz. W pewnej chwili z mieszkania wybiegła zapłakana Harley. Dowiedziałem się, że zmarła jej matka.
Nie wiedziałem, co mam zrobić. Co powiedzieć dziewczynie, która jest już praktycznie sierotą. Tuliłem ją do siebie...ale nic nie mówiłem. Byłem zagubiony.
Harley jest teraz najprawdopodobniej w szpitalu. Lekarze musieli przydzielić jej psychologa, ponieważ dziewczyna jest w szoku. A najgorsze jest to, że ja nie potrafię jej pomóc!
Co robić? Co ja mam do cholery robić?!


  To był ten dzień. Dzień, w którym utraciłem Harley na zawsze. To nie była już moja słodka dziewczynka, która była niczym moja młodsza siostra. Umarła wraz ze swoją matką. Dopiero teraz to zrozumiałem.
  Westchnąłem i zabrałem się za czytanie kolejnego wpisu.


  19 maja 1993 roku
To był dopiero zakręcony dzień! Najpierw omal nie oblałem chemii, a potem oberwałem w ryj, gdy grałem w kosza. Oczywiście uratował mnie mój znajomy, Brad. Znamy się od jakiegoś czasu, ale dopiero dzisiaj jakoś...zaczęliśmy swobodnie ze sobą rozmawiać. Naprawdę lubię tego gościa!
Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie fakt, że z Harley dzieje się coś niedobrego. Często płacze, jest wybredna i małomówna. A poza tym przefarbowała włosy na czerwony kolor! Kto widział, żeby dziewczyna w jej wieku miała czerwone włosy? No sory, ale to już przesada. Ale teraz nikt jej nie kontroluje.
No, niby mieszka z Trevorem, ale...to nędzny pijak! Jak on się niby ma dzieckiem zająć, co? To niemądre!
No dobra...ja już będę kończył, bo umówiłem się z Bradem.


  Zaczyna się. Tutaj właśnie wszystkie moje wspomnienia wracają. Brad, Brad, Brad - tylko to imię istnieje teraz w mojej głowie.
  Bez zastanowienia zagłębiam się w kolejny wpis.


  23 lipca 1993 roku
Boże, nadal w to nie wierzę! To co dzisiaj się wydarzyło, zmieniło moje życie o 180 stopni.
Byłem w lesie z Bradem. No i nic by w tym nie byłoby dziwnego, gdyby nie to, że...całowaliśmy się! Tak, całowałem się z facetem i to w dodatku z Delsonem! Fuck my life! Ale było zajebiście!!!
Dobra, muszę się opanować! Shinoda, zachowaj spokój...
Matko, ja się lizałem z Bradem!
To znaczy, że jestem gejem? Nie, ja nie jestem gejem! 
Pfff, jestem lesbijką. :P No co?!
Pewnie dzisiaj już nie zasnę. Teraz ciągle będę o Nim myślał...
Matko, jestem gejem.


  Mój poziom inteligencji w tym wpisie wynosił raczej okrągłe zero. No, ale człowiek zakochany robi dziwne rzeczy. A ja naprawdę byłem zakochany. I choć teraz czuję taki dziwny ból w sercu, to na wspomnienie tych chwil uśmiecham się lekko, lecz szczerze.
  Zaglądam do kolejnego wpisu.


  6 września 1993 roku
Nie wiem co mam myśleć. Dzisiaj Harley w dość nietypowy sposób dowiedziała się o moim związku z Delsonem. A mianowicie, nakryła nas całujących się na ławce w parku. Świetnie, co nie? 
Ale nie to jest najgorsze. Najgorsze jest to, że dziewczyna wpadła w histerię. Zaczęła krzyczeć, że Delson próbuje mnie jej odebrać. Nie potrafiłem jej uspokoić. Przecież Brad nic nie zrobił! Byłem głupi...Powinienem już dawno jej powiedzieć, że jesteśmy razem. Nie wiem jak teraz będzie.


  Mam dość jak na jeden dzień. Odkładam zeszyt na stół, po czym przecieram rękoma zmęczoną twarz. Nie mam pojęcia co mam o tym wszystkim myśleć. Tego wszystkiego jest stanowczo za dużo.
  Jednak wiem jedno. Muszę odnaleźć Harley. A wpisy z mojego pamiętnika dały mi wskazówkę. Nareszcie chyba wiem, gdzie powinienem jej poszukać.




***



  Jestem przed blokiem, w którym mieszka dziewczyna. W tym momencie nie mam już żadnych wątpliwości. Muszę się dowiedzieć, gdzie jest Harley. 
  Wchodzę na drugie piętro i staję przed starymi, ciemnymi drzwiami. Pukam kilka razy, jednak nikt mi nie otwiera. Ponawiam próbę zawiadomienia domownika o mojej obecności, jednak za każdym razem kończy się ona niepowodzeniem. W końcu pełen obaw naciskam na klamkę i...drzwi się uchylają. 
  Powoli wchodzę do środka. Od razu wyczuwam woń wódki, pomieszaną z kobiecymi perfumami. Harley musiała tu być.
  Przemieszczam się ciemnym korytarzem, po czym zaglądam do salonu. Na brudnym, szarym dywanie klęczy ojczym Harley. Mężczyzna łka głośno. Zdezorientowany podchodzę do niego i klękam przy nim.
- Co się stało? - pytam, potrząsając go lekko za ramie
Mężczyzna patrzy na mnie zrozpaczony.
- Zabrali ją. - wyszeptał, po czym wybuchnął większym płaczem
Nic nie rozumiałem.
- Zabrali Harley? - zapytałem
Mężczyzna pokiwał głową.
- Ale...ale dokąd? -
Trevor spojrzał na mnie. Przez chwilę oddychał głęboko.
- Do szpitala. Na Monterey Street. - wyszeptał, po czym położył się na podłodze i zaczął jeszcze bardziej płakać
  Bez chwili zwlekania wybiegłem z mieszkania. Rozejrzałem się dookoła, po czym zobaczyłem, że z naprzeciwka jedzie taksówka. Podbiegłem do niej, po czym pomachałem do kierowcy. Ten zaparkował tuż obok mnie. Po chwili znalazłem się w środku pojazdu.
- Gdzie pana niesie? - zapytał uśmiechnięty mężczyzna około pięćdziesiątki
- Na Monterey Street. - rzuciłem, po czym zapiąłem pasy




***



  Po półgodzinnej jeździe byłem na miejscu. Taksówkarz zawiózł mnie pod sam szpital. Podszedłem bliżej do olbrzymiego budynku, po czym spojrzałem na napis nad drzwiami, głoszący: Szpital Psychiatryczny im. Freda Bostona. Jeszcze raz przeczytałem napis, po czym na moją twarz wpłynął dziwny grymas. To na pewno ten szpital? Czy to znaczy, że Harley trafiła do...psychiatryka?
  Z wątpliwościami pociągnąłem za klamkę i wszedłem do małego pomieszczenia. Po mojej prawej stronie była 'budka' w której siedział najprawdopodobniej ochroniarz. Z pomieszczenia wyszedł tęgi mężczyzna o niemiłym wyrazie twarzy. 
- Czego pan tu szuka? - zapytał oschle, krzyżując ręce na piersi
- Jestem w odwiedziny. - rzuciłem
- Był pan umówiony? - zapytał rozdrażniony ochroniarz
- Nie, ale... - powiedziałem, jednak mężczyzna mi przerwał
- No to czego pan tu szuka? Trzeba być umówionym na konkretny termin! - ochroniarz próbował mnie zbyć
 Jednak w tej chwili drzwi naprzeciw mnie otworzyły się. Do pomieszczenia wszedł mężczyzna koło czterdziestki ubrany w biały fartuch. Pewnie lekarz.
- A pan do kogo? - skierował to pytanie w moją stronę
- Do Harley Edwards. - powiedziałem lekko speszony
  Lekarz był lekko zdziwiony, lecz jednocześnie jakby odetchnął z ulgą. Kiwnął w stronę ochroniarza, a ten westchnął i wrócił do swojego pomieszczenia. 
- W takim razie proszę za mną. - rzucił lekarz, po czym wszedł przez drzwi naprzeciw mnie
Szybkim krokiem ruszyłem za nim.


  Szliśmy przynajmniej pięć minut. Było tak strasznie cicho. Szpital był ogromny, więc ta cisza bardzo mnie dziwiła i...niepokoiła.
  W pewnym momencie weszliśmy do pomieszczenia, które wyglądało jak gabinet lekarski. Doktor usiadł przy biurku i kiwnął na mnie, dając mi do zrozumienia, bym usiadł naprzeciw niego.
- Jest pan kimś z rodziny? - zapytał, patrząc mi w oczy
- Ja...jestem..bratem Harley. - powiedziałem lekko zdenerwowany
Lekarz pokiwał głową i zajrzał do swoich notatek.
- Panie doktorze...co się stało? - zapytałem
Lekarz ponownie na mnie spojrzał.
- Pana siostra zaatakowała przypadkowego przechodnia w biały dzień. Policja zatrzymała ją na sekretariacie. Zrobiono jej testy na wykrycie narkotyków i alkoholu, jednak...niczego nie wykryto. Policjanci byli zdziwieni, jednak wypuścili pańską siostrę. Skonsultowali tą sprawę ze mną, po czym zdecydowali o powtórnym jej zatrzymaniu. Dziewczyna trafiła do nas krótko przed końcem grudnia. 
  Słuchałem tego wszystkiego nie wierząc w ani jedno słowo lekarza. Jak to możliwe? Harley miałaby zrobić komuś krzywdę? To niedorzeczne! 
- Ale...udało się wam coś już wywnioskować? - zapytałem łamiącym się głosem
Lekarz złożył ręce, które zaraz ułożył wygodnie na biurku.
- Przykro mi, ale pana siostra choruje na chorobę afektywną dwubiegunową. - powiedział lekarz z kamiennym wyrazem twarzy
Zakręciło mi się w głowie.
- Co...co to znaczy? - zapytałem łamiącym się głosem
- Choroba ta objawia się częstymi i drastycznymi zmianami nastroju - od depresji do szczęścia, od szczęścia do melancholii. Choroba ta jest nieuleczalna. Nie znamy dokładnych powodów pojawienia się jej u pańskiej siostry, jednak są tylko dwie przyczyny jej rozwoju - ktoś chorował na nią już w rodzinie, albo została ona wywołana przez doświadczenie życiowe. Choroba ta dotyka ludzi o zaniżonej samoocenie, niepotrafiących odróżnić życie realne od marzeń oraz tych, którzy czują się osamotnieni. Często te osoby tracą bliskich, po czym zamykają się w sobie. A wtedy choroba sama się do nich 'przybliża'. Harley ma bardzo nasilone objawy i bywa agresywna, gdy jej nastroje drastycznie się zmieniają. Mogę nawet stwierdzić, że dziewczyna często wpada w amok i niekoniecznie wie, co robi. To tak, jakby była pijana i na drugi dzień nie pamiętałaby, co robiła poprzedniego wieczoru. - opowiadał lekarz
  Nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć? Harley jest chora psychicznie? A co jeśli...co jeśli to moja wina? Zostawiłem ją samą na pastwę losu. 
  Nagle w mojej głowie wszystko zaczęło się układać w logiczną całość. Zdałem sobie sprawę z tego, że Harley mogła chorować już od wielu lat. Jej dziwne zachowania, wrzaski i nagłe płacze, zaniki pamięci i nagłe wyłączanie się z rozmowy. To tak samo, gdy byłem z nią w Endorfince i dziewczyna nagle zaczęła nucić pod nosem jakaś piosenkę. Teraz to wszystko miało sens.
- Czy...mógłbym się z nią zobaczyć? - zapytałem nie patrząc na mężczyznę
- To kategorycznie zabronione! - zaprzeczył mężczyzna - Harley jest agresywna i nieobliczalna. Na razie jesteśmy w fazie obserwacji, więc dopiero za kilka dni zaczniemy podawać jej leki. Do tego czasu dziewczyna musi być zamknięta.
  Podniosłem głowę i spojrzałem na lekarza. Mówił to z takim spokojem. Boże, miałem ochotę mu przywalić! Co ona jest zwierzęciem, żeby ją w klatce zamykać? Czy naprawdę nie było jakiegoś racjonalnego wytłumaczenia jej zachowania?
- Ja...Chcę ją zobaczyć. Muszę wiedzieć, że wszystko z nią w porządku. - nie dawałem za wygraną
Lekarz westchnął zrezygnowany.
- Jeżeli pan nalega. Proszę za mną. - powiedział znudzony, po czym wstał


  Szliśmy kilka minut przez długie, często kręte korytarze, prowadzące do poszczególnych sal. Bałem się nawet pomyśleć, ile osób musi tutaj być. I w jakim stanie muszą być Ci ludzie.
  W końcu doszliśmy do ciężkich, metalowych drzwi. Zauważyłem, że nie miały klamki, tylko wydrążone miejsce na jakaś kartę. No tak, dodatkowe zabezpieczenie. 
  Lekarz podszedł do drzwi, po czym jednym ruchem odsłonił małą kratę, która na początku była zasłonięta przez połyskujący metal. Mężczyzna odsunął się.
- Jest w środku. Nie mogę tam pana wpuścić, jednak może pan zajrzeć przez tą kratę.
  Oderwałem wzrok od mężczyzny. Powoli podszedłem do drzwi i zajrzałem przez kratę do środka pomieszczenia. Było oświetlone przez jedną, małą żarówkę znajdującą się na suficie. Dookoła panowała nieprzyjemna biel. 
  W jednym z kątów pokoju znajdowała się Harley. Jednak w niczym nie przypominała tej uśmiechniętej dziewczyny z moich dziecięcych wspomnień. Była skulona i trzęsła się z niewiadomego powodu. Jej wyblakłe włosy opadały na jej smukłą, białą jak ściana twarzą, a piękne, diamentowe oczy straciły swój blask. 
  W pewnym momencie dziewczyna spojrzała wprost na mnie. Odskoczyłem do tyłu, po czym przylgnąłem jeszcze bardziej do drzwi. Czerwonowłosa podniosła się z ziemi i zaczęła szeptać moje imię. Powolnym krokiem zmierzała w moją stronę, jednak w połowie drogi opadła na podłogę i zaczęła płakać. 
- Powinien pan już iść. - poczułem na ramieniu dłoń lekarza
- Ona mnie potrzebuje. - odparłem, nawet nie patrząc na mężczyznę
  I właśnie w tym momencie dziewczyna sięgnęła do kieszeni ciemnych spodni, z której wyciągnęła mały nożyk, który od razu przystawiła sobie do szyi. Wszystko stało się tak szybko. W jednej chwili widziałem jak lekarz odpycha mnie od drzwi i sam otwiera je na oścież, po czym rzuca się na dziewczynę. Po chwili dołączają do niego inni lekarze, którzy próbują obezwładnić dziewczynę, a ja zostaję wyprowadzony przez ochronę. Teraz siedzę na ławce przed szpitalem i wciąż słyszę przeraźliwy krzyk Harley.
- Michael, nie miałam wyboru.




------------------




Czy mi się zdaje, czy ten rozdział jest trochę długi? Może to tylko moja schiza...
No, ale proszę, nie mówcie, że jest znowu nudny.. ;ccc
Starałam się ;cccc
No, ale piszcie co wy myślicie. Ehh...
No dobra, chciałam jeszcze napisać, że nie wiem, czy daty z pamiętnika Mike'a pokrywają się ze wcześniejszymi...rzeczami. No bo musiałabym przeczytać na nowo całe opowiadanie, no ale mam lenia, więc...ignorujcie, okej?
Następny będzie pewnie za kilka dni. Trudno stwierdzić. 
Tak więc ja się z wami żegnam i zapraszam do komentowania tego rozdziału :)
Papatki ;*

PS W tym rozdziale może być trochę błędów, bo dopiero co wydostałam się ze śmietnika ;c (nie pytajcie).