6 kwietnia 2014

My life is you: Rozdział 11

Hey, heloł, witam i czołem!
Tak, zabijcie mnie! Jestem niezdecydowana!
Sory, że raz wstawiam rozdział tego, potem rozdział tamtego, potem shota...Taka już jestem!
Muszę mieć nastrój i chęci na napisanie czegoś. A dzisiaj miałam ochotę na napisanie jedenastego rozdziału tego opowiadania.
Zdałam sobie sprawę, że dziesiątkę dodałam w grudniu, czyli...cztery miesiące temu!
Ale ten czas leci!
No dobra, to...
Enjoy!



-------------------------



Zaskoczenie - tylko to można było wyczytać wtedy z mojej twarzy. Nie podejrzewałem, że chłopak ucieknie. Tak właściwie...co się przed chwilą stało? Czy ja właśnie całowałem się z Chesterem? Czy to on zrobił pierwszy krok, po czym rzucił głupie 'przepraszam' i uciekł z pokoju? Czy to nie brzmi śmiesznie?

Może i taka była prawda, ale mi wcale nie było do śmiechu. Ten pocałunek...był krótki, ale perfekcyjny. Zupełnie tak, jakby Chester przygotowywał się do niego od miesięcy.
Czy ja aby na pewno nie wariuję?
Całowałem się ze swoim najlepszym przyjacielem! Powinienem był się ocknąć, póki nie było jeszcze za późno!
Czy to nie jest nienormalne? Czy ja aby na pewno nie jestem jakiś chory? Dlaczego od razu go nie odepchnąłem? Dlaczego pozwoliłem, by mnie pocałował? Przecież w głębi duszy tego nie chciałem, prawda? Nie tyle co nie chciałem, a nie mogłem! Chester ma dopiero 16 lat. Nie mogę wciągnąć go w jakiś chory romans. Jest jeszcze dzieckiem, a ja nieodpowiedzialnym facetem. Z tego nie wyszłoby nic dobrego.
Nie wierzę, że to się stało. Myślałem, że już nigdy nie pomyślę o chłopaku 'w taki sposób'. Prawda - Chester mi się podoba, ale nie mam prawa wchodzić w jego życie butami. To jest całkowicie niepotrzebne. Tylko bym go zranił...
Myślałem, że zapewnię Chesterowi odpowiednią ochronę. Myślałem, że dzięki mnie zapomni o burzliwej przeszłości. A co, jeżeli on już nigdy się do mnie nie odezwie?
Są dwie możliwości - albo nazwie to zwykłym żartem i spróbuje o tym zapomnieć, albo weźmie to sobie do serca.
Boję się, ponieważ nie rozumiem swoich własnych uczuć. Co, jeżeli naprawdę coś do niego czuję? Co zrobię, gdy stanę przed nim i postaram się wytłumaczyć jakoś swoje zachowanie? Co mu powiem? Jak się zachowam?
Nie wiem, co mam teraz zrobić.



"Czekałem na właściwy moment
Żeby powiedzieć Ci, co czuję
I pomimo tego, że próbowałem
Powiedzieć Ci, że Cię potrzebuję
Jestem teraz tutaj, bez Ciebie"


***


W szybkim tempie rzuciłem się w stronę wyjścia. Chciałem jak najszybciej opuścić to miejsce opanowane przez studentów. Drżącymi rękoma popchnąłem drzwi z taką siłą, że prawie uderzyłem nimi jakąś pięćdziesięcioletnią kobietę. Ta zmierzyła mnie tylko swoim lodowatym spojrzeniem i powędrowała w głąb budynku. 
Czym prędzej wydostałem się na zewnątrz i zacząłem biec przed siebie. Miałem gdzieś, że jestem tu pierwszy raz i niezbyt wiem, gdy tak naprawdę się znajduję. Chciałem uciec jak najdalej od tego miejsca. Chciałem uciec jak najdalej od Mike'a.
Dlaczego w ogóle to robiłem, skoro jeszcze przed chwilą go pocałowałem? Czy właśnie tego pragnąłem? Czy tak bardzo chciałem zatopić się w tych jego słodkich, różowiutkich ustach, że nie zastanowiłem się nad tym zbyt długo? Na pewno działałem dosyć spontanicznie. Ale muszę przyznać, że od dawna już nad tym myślałem. Mike jest moim przyjacielem, ale ja chyba postrzegam go w trochę inny sposób. 
Czy to źle? Czy to źle, że podoba mi się mój najlepszy kumpel? Dlaczego czuję wyrzuty sumienia, skoro w jakimś stopniu chciałem to zrobić? 
Najgorsze jest to, że nie rozumiem do końca swoich uczuć. Jestem jedną wielką niewiadomą. Może gdybym nie uciekł, mógłbym porozmawiać o tym z Mikiem. Przeprosiłbym go i pewnie na tym by się skończyło. A ja zamiast tego biegnę teraz przez jakieś zadupie jak ostatni kretyn.
No właśnie - zdałem sobie sprawę, że jestem na jakimś zadupiu.
Zatrzymałem się. Oparłem dłonie na kolanach, by się nie przewrócić. Nie miałem najlepszej kondycji, więc teraz ledwo oddychałem. W moich płucach zaczęło brakować powietrza.
Po kilku minutach powrotu do normalnego stanu w końcu mogłem bezpiecznie się wyprostować. Lekko się zachwiałem, lecz w porę utrzymałem równowagę.
Rozejrzałem się dookoła. Byłem w lesie.
Szczerze mówiąc nie przypominałem sobie, bym jadąc do Mike'a przejeżdżał obok jakiegokolwiek lasu. A tu nagle znajduję się w jakiejś puszczy, z każdej strony wyglądającej tak samo.
Nie byłem dobry w orientacji w terenie. Przez strach, który mną wstrząsnął zapomniałem, z którego kierunku przybyłem. Przerażony szukałem jakiejkolwiek wskazówki, która mogłaby mi w tym pomóc...niestety na darmo.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni. Dobrze, że naładowałem go przed przyjazdem w to okropne miejsce. Spróbowałem wybrać numer Mike'a, lecz wyskoczył mi komunikat, mówiący, że nie mam zasięgu.
- Kurwa! - syknąłem wściekły, po czym rzuciłem telefonem o najbliższe drzewo
Urządzenie odbiło się od niego, po czym znalazło się na mokrym mchu.
Wtedy mogłem śmiało powiedzieć, że znalazłem się w ciemnej dupie. Brak zasięgu, brak orientacji w terenie, brak kontaktu z kimkolwiek. I jeszcze do tego uświadomiłem sobie, że zbliża się godzina 21, a to znaczy, że Billie za niedługo zjawi się pod akademikiem.
- Zajebiście! - mruknąłem sam do siebie, jakby cokolwiek miało to dać
Pewnie jak dowie się od Mike'a, że uciekłem jak mała dziewczynka, będzie wściekły. I to bardzo wściekły.
Nie chcę sobie nawet wyobrażać co zrobi, gdy mnie znajdzie w tym lesie.
O ile mnie w ogóle znajdzie.




"Tęsknię za tobą, tęsknię za tobą aż do teraz
I za zderzeniem z twoim pocałunkiem, który uczynił to takim trudnym"




***


Wybiegłem na dziedziniec. Rozejrzałem się dookoła, ale nigdzie nie było Chestera.
Gdzie go wsiąknęło? - pomyślałem
Postanowiłem zapytać o niego kilkorgu studentów. Niestety, nikt go nie widział.
Nagle poczułem czyjąś rękę na swoim ramieniu. Podskoczyłem lekko, po czym odwróciłem się by zobaczyć, kto mnie zaczepił.
Przede mną stał dosyć wysoki mężczyzna mniej-więcej przed trzydziestką. Na głowie miał istny huragan czarnych włosów. Ubrany był w t-shirt w czarno-granatowe paski, skórzaną kurtkę i czarne rurki. 
Uśmiechnął się do mnie ciepło.
- Mike, prawda? - zapytał 
Nie, święty Franciszek z Asyżu. - pomyślałem, po czym wyobraziłem sobie, jak walę sobie otwartą dłonią w ryj
- Ehm..Tak. - odpowiadam lekko zakłopotany
- Jestem Billie. - chłopak podaje mi dłoń, którą po chwili ściskam
- Ty jesteś bratem Chestera, prawda? - pytam lekko zakłopotany
- Taa...Miałem po niego przyjechać o 21. Wiesz może gdzie jest? Miał tutaj na mnie czekać.
Super, więc teraz będę musiał wytłumaczyć Billie'mu, że "zgubiłem" jego brata.
- Ehm...No...Ja... - po tym zacząłem się niemiłosiernie krztusić, co nie było zamierzone
Chłopak lekko zdziwiony poklepał mnie po plecach.
- Masz astmę? - zapytał, patrząc na mnie jak na idiotę
- Eee...Nie. - zaprzeczyłem, lekko się czerwieniejąc - Billie, szczerze mówiąc...Nie wiem, gdzie jest Chester.
Czarnowłosy zmarszczył brwi.
- Ale...Jak to nie wiesz? - znowu spojrzał na mnie jak na osobę, która ma nierówno pod sufitem
- No nie wiem. Uciekł mi. - mówiąc to sam zaczynałem wątpić w moje IQ
- Co ty mu zrobiłeś, że uciekł?! - Billie odsunął się ode mnie
Tak, teraz pewnie weźmie mnie za seryjnego gwałciciela nieletnich chłopców.
- Nic... - powiedziałem, drapiąc się po głowie
- Jak to?! To co, uciekł sobie nazbierać grzybów na kolację, no pomyśl, no! - krzyknął Billie
- Dobra! Prawda jest taka, że Chester mnie pocałował, po czym rzucił mi tylko krótkie "przepraszam" i uciekł. Cały czas go szukam, ale nie umiem go znaleźć! Nie wiem, gdzie jest! Dzwoniłem do niego, ale nie ma zasięgu! Nie wiem, co się teraz z nim dzieje! - wykrzyczałem
Billie nie patrzył na mnie już spode łba. Teraz jego spojrzenie mógłbym zaliczyć nawet do...współczującego?
- Przepraszam. Nie powinienem się na ciebie wydzierać. - powiedział cichym głosem
- Skąd mogłeś wiedzieć. - powiedziałem
Przez chwilę staliśmy w ciszy.
- To co robimy? - zapytał w końcu
- Najrozsądniej byłoby zawiadomić policję. - powiedziałem - Nie mamy z nim żadnego kontaktu. Pytałem ludzi, czy go widzieli. Niestety, bez skutku.
- Ja się tym zajmę. - powiedział, po czym wyciągnął telefon i oddalił się ode mnie
A ja stałem tam jak kołek, nie wiedząc co ze sobą począć. Bałem się o Chestera. Ja naprawdę się bałem! Co, jeżeli ktoś zrobi mu krzywdę? Co, jeżeli się zagubił i teraz nie wie, co ma zrobić? Gdyby coś mu się stało, nigdy bym sobie tego nie wybaczył. W końcu, to moja wina. Mogłem go zatrzymać, ale nie! Ja siedziałem jak kołek i nie wiedziałem, co mam w tej chwili zrobić!
Głos Billie'go przerwał moje rozmyślania.
- Zaraz przyjadą. Będą go szukać. - powiedział i poklepał mnie po ramieniu - Nie martw się Mike. Wszystko będzie z nim okej. 


"Popłyń z własnymi smutkami
I spróbuj złudzenia na chwilę

To takie piękne kłamstwo

Musisz pozbyć się zahamowań

Pokochaj swoje ego na chwilę

Dalej, spróbuj"


***



Było mi okropnie zimno. Moje całe ciało drżało od nadmiaru chłodu. 
Leżałem na brudnej, mokrej trawie. Moje kończyny i tak odmawiały już posłuszeństwa. Nie wiem, ile czasu już tutaj jestem. Nie mam pojęcia, która godzina.
Cały las jest pogrążony w głębokiej ciemności, którą co jakiś czas przerywa nikłe światło księżyca. Mrok tego miejsca jest przytłaczający. Nadal nie wiem, w jaki sposób się tutaj znalazłem.
Robię się strasznie senny. Moja głowa opada bezwładnie na miękkie liście. Ostatnie co widzę, to niebiesko-czerwone światła zbliżające się w moją stronę.
Tracę przytomność.




***


Nigdy nie lubiłem szpitali. Te chłodne, białe ściany wywoływały u mnie mdłości. Ale teraz mi nie przeszkadzają. Jestem tutaj ze względu na Chestera. Nie mam ochoty myśleć o mojej niechęci do tego miejsca.
Siedzę przy łóżku chłopaka. Billie poszedł chyba do barku po coś do picia.
Chester jest nieprzytomny już od kilku godzin. Policja znalazła go leżącego na ziemi w lesie. Tak strasznie się przeraziłem, gdy zobaczyłem jego bezwładne ciało na szpitalnym łóżku. Jednak mimo to jestem szczęśliwy. 
Nareszcie jest przy mnie.
Uśmiecham się do niego szeroko, choć wiem, że mnie nie widzi. Głaszczę go po głowie, choć wiem, że tego nie czuje. Trzymam go za dłoń, choć wiem, że nie odwzajemni mojego uścisku.
Ten nastolatek jest dla mnie ważniejszy niż sądziłem. Gdy dotykam jego wciąż lekko chłodnego ciała, czuję takie ciepło na sercu. Czy to normalne?
Nagle widzę, że powieki chłopaka zaczynają lekko drgać. Zrywam się z krzesła, po czym klękam jak najbliżej łóżka blondyna.
- Chester? - pytam cichym głosem 
Oczy chłopaka leniwie otwierają się. 
- Mike? - pyta zachrypniętym głosem
- Ciii, nic nie mów. - oznajmiam, po czym na moją twarz wpływa jeszcze szerszy uśmiech
- Przepraszam Mikey. - wyszeptał chłopak
Ścisnąłem mocniej jego rękę.
- Nic nie szkodzi. To ja przepraszam. 
Chłopak uśmiechnął się do mnie słabo.
- Nie zostawiaj mnie. - powiedział ze łzami w oczach
Spojrzałem na niego ze współczuciem.
- Nigdzie się nie wybieram, kochanie. - ucałowałem go w czoło
Chłopak bardzo zdziwił się tym gestem.
- Myślałem, że się na mnie obrazisz. 
- Za co? - zapytałem
- Za ten pocałunek. Nie powinienem był postawić cię w tak trudnej sytuacji. - powiedział i uśmiechnął się smutno
- Chester... - zacząłem - Ale ja naprawdę się cieszę, że to zrobiłeś. 
- Ale mówiłeś, że już nigdy nie chcesz być z chłopakiem...Sądziłem, że po tym nie będziesz chciał mnie znać. 
Zrobiło mi się go żal. Chłopak cały czas myślał, że jestem na niego wściekły. 
Wyciągnąłem dłoń i dotknąłem opuszkami palców jego delikatnie zaróżowionego policzka.
- Prawda jest taka, że nie jesteś tylko moim przyjacielem. Jesteś chłopakiem, który odmienił moje życie. I nie wyobrażam sobie go bez ciebie. - wyszeptałem
- Nie wiem, co powiedzieć. - chłopak był bardzo zaskoczony takim wyznaniem z mojej strony
- Nic nie mów. - szepnąłem, po czym nachyliłem się nad nim i złączyłem nasze usta w delikatnym pocałunku
Chłopak natychmiast oddał pieszczotę. Z pozoru nieśmiały pocałunek przerodził się w namiętną walkę o przewagę. Blondyn złapał mnie za koszulkę i przyciągnął jeszcze bliżej swojego ciała. Błądziłem ustami po jego miękkich, ciepłych wargach. Przejechałem delikatnie językiem po jego podniebieniu, po czym bez "zaproszenia" wypchnąłem mu język do buzi. Chester jęknął rozanielony prosto w moje usta.
Po kilku minutach całowania oderwaliśmy się od siebie.
- Uuuuu, jakie to słodkie. - usłyszeliśmy lekki śmiech jakieś dwa metry od nas
Odwróciłem się zdezorientowany w jego kierunku.
We framudze drzwi stał Billie z dwoma butelkami coli i paczką chipsów. Uśmiechał się do nas ciepło.
- Widzę, że już Ci lepiej Chazzy. - skomentował, po czym podszedł do łóżka
Ja jak najszybciej usiadłem z powrotem na krześle. Na moje policzki wstąpił okropny rumieniec.
- Tak. I to o wiele lepiej. - powiedział Chester i uśmiechnął się do mnie pocieszająco
- Przepraszam, że przerwałem wam noc poślubną, ale chciałem tylko powiedzieć, że muszę wracać do domu. Moja dziewczyna czeka na mnie na miejscu i chyba nie będzie zbytnio zadowolona, jeżeli się spóźnię. - powiedział Billie i po chwili ulotnił się z sali
Spojrzałem rozbawiony na Chestera.
- Noc poślubną? - zachichotałem
- A co, nie odpowiada Ci?
- Jasne, że mi odpowiada. - powiedziałem, po czym wstałem i uklęknąłem z powrotem przy łóżku Chestera





"Więc razem możemy wziąć oddech
Chcę ci dać ze mnie wszystko
Otwórz swe oczy i kochaj mnie, kochaj mnie, kochaj mnie
Kiedy upadam
Chcę ci dać ze mnie wszystko
Nie musisz się o mnie troszczyć, o mnie, o mnie
Razem możemy wziąć oddech"




-------------------------------------






Jak dla mnie trochę taki nie poskładany ten rozdział, ale co tam!
Cieszę się, że coś udało mi się dodać!
Obiecuję, że do świąt dodam kolejny rozdział!
Serioooooo!
No dobra, to już nie zawracam Wam głowy!
Do następnego!

PS Jeżeli to przeczytałeś, SKOMENTUJ! ...plisss ;c



Fragmenty: Hurts - Stay; My Chemical Romance - Cemetery Drive; Hurts - Illuminated; Jessie J - Breathe