21 grudnia 2013

My life is you: Rozdział 10

Hej, cześć i czołem! Dodaję dziesiątkę! 

Przepraszam, że tak późno, ale miałam ogromne problemy w pisaniu tego rozdziału. Dlatego też zmieniłam narrację na pierwszoosobową. Przepraszam, jeżeli Wam się ten pomysł nie spodoba, ale naprawdę trudno mi było pisać ten rozdział w narracji trzecioosobowej. Nie wiem w jakiej narracji chcielibyście czytać kolejne rozdziały, dlatego też chciałabym, abyście mi to napisali w komentarzu. A teraz zapraszam do czytania:




--------------------------



29 sierpnia, 1996 rok.


Co ja tu robię? Dlaczego jednak zdecydowałem się na wyjazd?

Nie wiem dlaczego, ale mam złe przeczucia.
Dwie godziny temu znalazłem się w tym miejscu. W miejscu, które ma być moim domem przez następne trzy lata. Zawsze marzyłem o studiach, ale dzisiaj poczułem, że źle robię, wyjeżdżając. Dlaczego znowu nachodzi mnie to przedziwne, niezrozumiałe uczucie? Nie mam pojęcia co mam teraz zrobić.
Powinienem się cieszyć... Jestem daleko od domu i problemów. Ale jakoś niezbyt łatwo mi to przychodzi. Zaczynam tęsknić za ciszą na wsi, na której spędziłem kilka ostatnich miesięcy. Czuję się obcy w tym miejscu. Ściany są strasznie szare, a rzeczywistość wcale nie ma ładniejszych barw. W dodatku siedzę na tym łóżku od dłuższego czasu i nie wiem, za co się zabrać. Czy powinienem najpierw się rozpakować, czy poznać kogokolwiek. W sekretariacie dowiedziałem się, że będę miał współlokatora. Ciekawe, z jaki kujonem będzie dane mi mieszkać.
Ale to nie z tego powodu nie chciałem tu przyjeżdżać. Głównym powodem moich rozmyślań jest pewien szesnastoletni dzieciak o imieniu Chester, z którym ostatnimi czasy bardzo się zakumplowałem. Nie wiem, skąd ta nagła zmiana. Pojawił się kilka dni po tym, jak niezbyt grzecznie spławiłem Harley.

Cieszę się, że poznałem tego chłopaka. Jesteśmy kompletnymi przeciwieństwami, lecz spędzanie czasu w swoim towarzystwie sprawia nam przyjemność. Fajnie jest mieć prawdziwego przyjaciela.
Ale nadal uważam, że Chaz to zwykły dzieciak. No dobra, może nie taki zwykły, ale jednak zachowuje się dosyć infaltywnie. Może to z powodu jego burzliwej przeszłości. Nie chcę w to wnikać.
Być może kiedyś z nim o tym pogadam. Chcę, by miał do mnie zaufanie, a gdy będzie je miał, to sam kiedyś poruszy ten temat.
Jest mi trochę smutno. Wyjazd na studia sprawi, że nie będę mógł widywać Chestera tak często, jak wcześniej. Szczerze mówiąc nie wiem, co się ze mną dzieje.
Nie widziałem Chaza od dwóch dni i już mi odbija. Czy to coś znaczy? 
Może po prostu wariuję. Może za dużo napatrzyłem się na Modę na Sukces. Chryste, Mike! Naprawdę coś się z tobą dzieje!
A teraz jeszcze gadam sam do siebie. Czuję się jak wariat! I jak ja mam mieszkać z kimś w jednym pokoju. Od razu mogę mu się przedstawić jako "Mike Shinoda. Chory psychicznie idiota". Czy to nie jest powalone?
Całe te moje rozmyślania nie trzymają się kupy. Wszystko jest jakby pomieszane ze sobą i tworzy chory nieład. Moje myśli są w strzępkach i łączą się ze sobą w złej kolejności.
Cholera, chyba zjechałem na zły temat. No więc, na czym skończyłem? Aaa, już wiem!
Nie rozumiem, dlaczego tak mnie ciągnie do Benningtona. To przecież tylko szesnastoletni chłopak. Ale wcale nie jest zwykły, tak jak pisałem kilka linijek wcześniej. Jest wesoły, pełen zrozumienia i ciepła, a jego oczy powalają na kolana największych gburów i ludzi silnej woli. Niesamowite!
Boże, czy ja aby na pewno nie świruję? Nie jestem pewien, czy wszystko ze mną w porządku. Może to inne powietrze mi zaszkodziło.
Ale muszę przyznać... Chester jest niezłym ciachem. I mówię to z ręką na sercu!
Co z tego, że jest chłopakiem? Co z tego, że jest niepełnoletni? To moje zdanie, więc mogę je wyrażać w swój własny sposób.
Oczywiście, nigdy bym mu tego nie powiedział. Prędzej spaliłbym się ze wstydu, niż wyznał coś takiego chłopakowi. 
Nie chodzi tu o to, że jestem w nim zakochany czy coś (bo chyba bym o tym wiedział, no nie?). Może to brzmi podejrzanie, ale Chaz podoba mi się jako przyjaciel. Czy coś takiego w ogóle jest możliwe?
Może ktoś dosypał mi czegoś do herbaty, ale naprawdę nie wiem, co mam robić. Powinienem zadzwonić do Chestera, czy wrócić do rzeczywistości?


Z moich głębokich rozmyślań wybudziło mnie rozległe pukanie do drzwi. Czym prędzej wstałem z łóżka, przeskoczyłem kilka leżących na ziemi, zapełnionych kartonów i pognałem do drzwi.

Uchyliłem je lekko i zauważyłem za nimi jakąś zniecierpliwioną dziewczynę. Przy nogach miała kilka kartonów.
- Dzięki, że w końcu otworzyłeś. - powiedziała z zarzutem
Popchnęła drzwi nogą tak, że prawie dostałem nimi w głowę. Gestem kazała mi się odsunąć, po czym wniosła do środka swoje kartony. Ułożyła je obok pustego łóżka i usiadła na nim. Ja w osłupieniu zająłem miejsce na swoim łóżku i przyjrzałem się bliżej nieznajomej.
Jak dla mnie, jej strój był zbyt skąpy. Miała na sobie bardzo krótkie dżinsowe spodenki, czarny top na ramiączkach i potargane, ciemno brązowe rajstopy. Jej ciemne, długie włosy kontrastowały z piwnymi oczami. Na lewym ramieniu miała rozciągający się aż do łokcia tatuaż, przedstawiający czerwone róże.
- Jak pewnie się domyślasz, jestem twoją nową współlokatorką. - powiedziała i posłała mi szeroki uśmiech
Odwzajemniłem go (jak dla mnie, trochę zbyt sztucznie).
- A tak w ogóle, to jestem Katherine. - przedstawiła się
- Mike. - odpowiedziałem
Przez chwilę myślałem, że palnę jakąś głupotę, lecz szybko zdałem sobie sprawę, że nic takiego nie nastąpiło. No dobra, przynajmniej nie w tamtym momencie.
- Myślałem, że karzą mi zamieszkać z jakimś kujonem. - w tym momencie myślałem, że spalę się ze wstydu
Dziewczyna zaśmiała się.
- Wolałbyś mieszkać z kujonem, niż z tak seksowną laską jak ja? - dziewczyna podkreśliła ostatnie słowo
Czyli mam mieszkać z zakochaną w sobie farbowaną brunetką? Super...
- Sam nie wiem. Szczerze mówiąc, jest mi to obojętne. - wzruszyłem ramionami
Dziewczynie chyba nie spodobało się to, że zignorowałem jej 'urodę'. Szczerze mówiąc, niezbyt mnie to przejęło.

Zacząłem wypakowywać swoje rzeczy z kartonów i układać je w szafie. Zauważyłem, że Katherine ciągle mnie obserwuje, co strasznie mnie wnerwiało. Nienawidziłem, gdy inni mi patrzyli na ręce.

Po mniej-więcej pół godzinnych porządkach, skończyłem. Odłożyłem wszystkie kartony pod łóżko, a sam położyłem się na nim wygodnie. Zignorowałem fakt, że dziewczyna wciąż patrzy na mnie dziwnym wzrokiem.
Wziąłem telefon do ręki i zacząłem pisać SMS-a.
<Hej Chazzy, co tamm?> - wystukałem na klawiaturze
Po niespełna dwóch minutach otrzymałem odpowiedź.
<A nic. Nudno tu bez ciebie. Mój brat Billie ciągle lata po domu jak powalony i szuka swojego telefonu, przez co strasznie chce mi się śmiać. A co u ciebie? Zaklimatyzowałeś się już?>
Przygryzłem dolną wargę. Nie miałem ochoty pisać Chesterowi, że przez pierwsze dwie godziny nie wiedziałem co ze sobą zrobić, więc wystukałem pierwsze, co mi przyszło do głowy.
<Nawet jest OK. Mieszkam w pokoju z jakąś dziwną dziewczyną, która przez ostatnie 30 minut ciągle się na mnie gapi. Ale tak poza tym, to jest świetnie. :D>
<Haha... No to kiepsko. A ładna przynajmniej? Bo jak jakiś pasztet, to mogę do ciebie przyjechać i Cię wyzwolić. XD>
Zaśmiałem się w duchu. Czasami teksty Chestera wywoływały u mnie napady śmiechu.
<Może specjalnie brzydka nie jest, ale i tak możesz przyjechać. Oczywiście, jeżeli chcesz. :3>
Po chwili zorientowałem się, że wysłałem mu jakąś dziwną minkę. Boże, co za idiota ze mnie. Chyba dzisiaj nie mogę z siebie zrobić już większego kretyna.

2 godziny później


Nadal siedzę na łóżku. Chester nie odpisał już na mojego SMS-a.

Katherine chyba zrozumiała, że nie mam zamiaru z nią gadać, więc w pośpiechu wrzuciła wszystkie swoje rzeczy do szafy, powiedziała, że idzie na lunch i zwinęła się z pokoju w szybkim tempie. Ucieszyło mnie to.
Nie, żebym coś do niej miał, ale chyba nie jestem jedyną osobą, którą wnerwiałoby takie zachowanie. Jak można siedzieć przez godzinę w jednej pozycji i patrzeć na kogoś takim...morderczym spojrzeniem. Chyba by mi gałki oczne wypłynęły.
Nagle usłyszałem pukanie do drzwi. To raczej nie mogła być moja współlokatorka... Przecież nie musiała pukać do pokoju, w którym mieszka.
Niechętnie podniosłem się z wygodnego łóżka i powędrowałem w stronę drzwi. Doszedłem do nich cały poobijany (zapomniałem, że przy drzwiach zostało jeszcze kilka pudeł, przez które właśnie prawie się przewróciłem).
Nacisnąłem na klamkę i uchyliłem drzwi. Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem za nimi nikogo innego, tylko Chestera we własnej osobie.
Chłopak miał na sobie czarny, obcisły top i ciemno granatowe rurki, potargane w kilku miejscach. Na nosie jak zwykle miał swoje przeciw słoneczne okulary, a włosy miał postawione na żel. Uśmiechnął się do mnie promiennie.
- Hej Mikey. - powiedział i przytulił mnie przyjacielsko
Nie wiem dlaczego, ale przeszedł mnie dziwny dreszcz.
Wpuściłem go do pokoju. Chłopak rozsiadł się na moim łóżku. Nie zauważyłem, że w rękach trzymał dwa kubki z parującą kawą.
- To dla ciebie. - podał mi jeden z kubków - Z mlekiem, tak jak lubisz. - dodał po chwili i zdjął okulary
Podziękowałem i zająłem miejsce obok niego.
- I gdzie ten twój pasztet? - zapytał po chwili
- Poszedł na lunch. - powiedziałem chichocząc
- Wiesz, jeżeli ta laska naprawdę będzie cię irytowała, to dzwoń. Ja mam smykałkę do kobiet. - powiedział i posłał mi oczko
Boże, ale on jest uroczy...

- Nie wiem, czy dam radę. - powiedziałem po chwili

- Ale o co chodzi, bo niezbyt rozumiem. - odpowiedział i spojrzał na mnie znacząco
- Chodzi o całe te studia. Ugotuję się tu. Nie dam rady... Tu jest tylu ludzi... I jeszcze kazali mi mieszkać z zakochaną w swojej urodzie laską. - powiedziałem
- Ej, ej! Głowa do góry! Wszystko będzie dobrze. A dziewczyną się nie martw. Zawsze możemy ją przerobić na mielone... - Chester podrapał się po brodzie
Zaśmiałem się.
- Czy aby na pewno nie jesteś głodny? - powiedziałem
Chłopak zaprzeczył.
- Ej, a w ogóle... Jak się tu dostałeś? - zapytałem
- Pomogłem znaleźć Billie'mu telefon, a on w zamian mnie tu przywiózł. - powiedział i się uśmiechnął - Przyjedzie po mnie około 21. - dodał po chwili

Przez następne kilka godzin gadaliśmy o wszystkim i o niczym. To było świetne... Gadać z osobą, która zawsze wymyśli jakiś temat. Między nami nigdy nie zapadała cisza.

Cieszyłem się, że Katherine nie pojawiła się w pokoju. Mam gdzieś, gdzie jest. Ważne, że daleko stąd.
- ...i później wrzuciłem go do tego jeziora. Ale on podstawił mi haka, i wpadłem razem z nim. Tyle, że to on zgubił gacie w wodzie, nie ja. - opowiadał Chester, choć niezbyt go słuchałem
Zapatrzyłem się w jego oczy. Nie lubiłem, gdy nosił okulary. Wtedy nie mogłem obserwować jego ciemnych tęczówek, obijających światło słoneczne.
Chłopak chyba zauważył, że bujam w obłokach, dlatego klasnął mi dłońmi przed twarzą. Wystraszyłem się i spadłem z łóżka.
- Masz za swoje, śpiąca królewno. - zaczął się śmiać
Czułem się strasznie upokorzony, ale także głodny zemsty. Wstałem z twardej podłogi i rzuciłem się na mojego towarzysza. Ten na początku był zdezorientowany, ale szybko wciągnął się w nową 'zabawę'. Próbowałem z całej siły zepchnąć go z łóżka, lecz ten nie ustępował. W końcu skończyło się na tym, że oboje wylądowaliśmy na ziemi. I to w dosyć kompromitującej pozycji.
Chester siedział na mnie okrakiem i śmiał się wniebogłosy. Czułem się pokonany i jeszcze bardziej upokorzony. Wygrał ze mną o trzy lata młodszy chłopak.
Blondyn uśmiechnął się do mnie promiennie.
Boże, co za uśmiech...
Co dziwne, nie przeszkadzało mi to, w jakiej sytuacji się znajdujemy. Widziałem, że Chester miał chyba podobne zdanie. Podparłem się na łokciach i spojrzałem mu w oczy. Zdałem sobie sprawę, że jego twarz była zaledwie kilka centymetrów od mojej własnej. 

Nie wiedziałem, co się za chwilę stanie. Nie chciałem tego wiedzieć. Ale czy to co się teraz dzieje, nie jest dziwne?
Chłopak przybliżył się do mnie jeszcze bardziej. Zrobiło mi się słabo.
Gdybym nie patrzył w jego przenikliwe oczy, na pewno dawno bym już zwiał. Ale nie umiałem się ruszyć. Nie teraz, gdy on jest tak blisko.
Teraz nasze usta dzieliło zaledwie kilka milimetrów. Czułem jego ciepły oddech na mojej twarzy. Nie wiedziałem, jak się zachować. Czy powinienem złączyć nasze wargi, czy uciec i zapomnieć o tym chłopaku. Czy ta sytuacja jest aby normalna.
Nie, na pewno nie była. To przecież nie jest moje życie. Zerwałem z byciem gejem. Ale tak naprawdę... Nigdy nim nie byłem.
Nie pociągali mnie faceci. Brad był wyjątkiem. Bardzo wyjątkowym wyjątkiem. Jednak po zakończeniu naszego związku przyrzekłem sobie, że już nigdy nie będę z facetem.
Chester nie czekał, aż podejmę decyzję. Złączył nasze usta w delikatnym, słodkim pocałunku.
Całe ciepło jego ciała rozlało się w moim wnętrzu. To było nie spotykane uczucie.
Błądziłem ustami po jego własnych. Cholernie mi się to podobało. Niestety, ta upojna chwila nie trwała długo. Chłopak oderwał się ode mnie.
- Przepraszam. - wyszeptał przerażony i wybiegł z pokoju, zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć



-----------------------------


Mam nadzieję, że Wam się spodobał ten rozdział. Tak jak mówiłam, ciężko mi się go pisało w narracji trzecioosobowej, dlatego skusiłam się na pierwszoosobową. Co o tym sądzicie? 
Chcę Wam powiedzieć, że szykuję coś specjalnego na święta... Ale o tym dowiecie się dopiero w Wigilię. 
Zapraszam do komentowania! 

9 grudnia 2013

My life is you: Rozdział 9

Hejka Soldiers! Oto kolejny rozdział dla Was! Przepraszam, że tak późno go dodałam, ale miałam sporo zajęć w zeszłym tygodniu (a poza tym to w sobotę przez prawie cały dzień spamowałam z innymi Soldiers w sprawie akcji  #PolandWantsLinkinPark na twitterze). No, ale się doczekaliście.
Chciałam Wam się także pochwalić, że dostałam na Mikołajki bardzo fajny prezent.
A dokładniej płytę zespołu My Chemical Romance - Danger Days: The True Lives of the Fabulous Killjoys (jeżeli znacie, to super, a jeżeli nie, to gorąco polecam!)
Mam nadzieję, że fajnie spędziliście Mikołajki. No to nie przynudzam, tylko zapraszam do czytania:


-----------------------------------


Zapatrzona w jego ciemne oczy. Zakochana w ich kolorze i blasku odbijającego się księżyca. Widziała w nich swój własny ból. Jej osobowość odbijała się w jego tęczówkach, niczym odbicie lustrzane.

Cierpiała. Ból, który czuła, roznosił ją od środka. Ale nie może tego pokazać. Nie teraz, gdy stoi przed nią właśnie ON.

Mike spojrzał na Harley smutno. Zauważył na jej policzkach ślady łez. Dziewczyna cieszyła się, że chłopak przynajmniej nie potrafi czytać w jej myślach.

- Co tutaj robisz? - zapytał czarnowłosy
Czerwonowłosa nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Zwyczajnie nie znała na nie odpowiedzi. Nie wiedziała, ile dokładnie czasu spacerowała, i gdzie dokładnie miała zamiar iść.
- Nie wiem. - powiedziała i spuściła głowę
Chłopak lekko uniósł brwi. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
- A ty co tu robisz? - zapytała po chwili namysłu Harley
- Mieszkam. - odpowiedział Mike i rozejrzał się dookoła - Nie pamiętasz już tego miejsca? Niedaleko stąd mieszkają moi dziadkowie.
Dziewczyna czuła się zagubiona. Była w tym miejscu tak wiele razy, aczkolwiek nic nie pamiętała? To zbyt dziwne, nawet jak na tą niezbyt ogarniętą istotę w czerwonych włosach.
- Tak, wiem... Nic nie mówiłem. Ale musiałem wyjechać. Pewnie sama rozumiesz. Nic mnie już tam nie trzyma. - powiedział Mike
Harley poczuła dziwne ukłucie w sercu. Czyli miała rację. Nic dla niego nie znaczy.
- Pewnie nie zdziwisz się, gdy zaprzeczę. - odpowiedziała dosyć oschle
- Muszę przyznać, że nie. - chłopak stał zakłopotany - Wiesz, może pójdziemy do domu moich dziadków? Jest już noc i zapewne nie będziesz zamierzała cały czas tu siedzieć. - zaproponował po chwili
- Jak wolisz. - odpowiedziała czerwonowłosa i po chwili znalazła się przy boku Mike'a


***

Następnego dnia obudziła się w zupełnie obcym miejscu. Na obcym łóżku otulona dziwnym prześcieradłem. Nie zdziwiła się, gdy zauważyła, że Mike'a nie ma już w pokoju. Chciała z nim porozmawiać, wytłumaczyć wszystko... Niestety, zawsze było jakieś 'ale'.
Wstała powoli i udała się w stronę drzwi. Uchyliła je lekko i rozejrzała się po korytarzu. Nie było tam nikogo. Zrezygnowana zamknęła je z powrotem i podeszła do najbliższego okna. Od razu zauważyła siedzącego na trawie Mike'a.
Z mimiki jego twarzy nie mogła wyczytać niczego. Chłopak wpatrywał się w pustą przestrzeń na łące.

Po niespełna dwóch minutach była już przy nim. Na początku nie uznawała tego za dobry pomysł. Bała się. Bała się zepsuć chwilową nić porozumienia między nimi... Jeżeli taka nić w ogóle istniała.

Podeszła do niego nieśmiało i zajęła miejsce obok. Nawet się nie przywitała. Czekała, aż on to zrobi.
Ale on milczał jak grób. Wciąż patrzył na łąkę. Nie zwrócił na dziewczynę najmniejszej uwagi. Zupełnie ją ignorował.
Czerwonowłosa coraz bardziej się niecierpliwiła. Nie lubiła być ignorowaną, szczególnie przez Mike'a. Postanowiła się odezwać.
- Od jak dawna tu jesteś? - zapytała, nie spoglądając na chłopaka
- Jakiś czas. - odpowiedział
Dziewczyna westchnęła głęboko. To będzie interesująca rozmowa.
- Mógłbyś nie być fagasem i po prostu powiedzieć, że mnie tu nie chcesz? - zapytała dosyć zdenerwowanym tonem
Czarnowłosy spojrzał na nią zdziwiony. Chyba nie tego się spodziewał. Harley była impulsywna, ale rzadko mówiła to, co jej ślina na język przyniesie.
- Czemu tak sądzisz? - zapytał poprawiając lekko zdeformowane włosy
- Bo mnie ignorujesz. Nie jestem kretynką. Widzę z jaką niechęcią na mnie patrzysz. Pewnie uważasz, że to moja wina. Wszyscy tak uważają... - powiedziała i odwróciła wzrok
- Harley, przestań bujać w chmurach. - Mike wybudził ją z zamyślenia - Nie chcę być wredny, ale masz rację. To twoja wina. - dopowiedział po chwili, całkiem spokojnym tonem
- Nic nie zwróci życia Bradowi. Nawet przyznawanie się do winy. Choć wiem, że to przeze mnie. Przeze mnie zrobił to...co zrobił. - tu przerwała i na chwilę odpoczęła - Nie chcę, by ktokolwiek mnie pocieszał i kłamał. Jestem świadoma swoich czynów. Przez to, co zrobiłam, straciłam wszystko co miałam...przyjaciół, poczucie własnej wartości...i ciebie. - powiedziała i spuściła wzrok
- I znowu to robisz...traktujesz mnie jak swoją własność. Czy nie wystarczało Ci to przez te kilka lat? - rzucił Mike z niesmakiem
- Nie miałam nikogo. Ty się nawinąłeś...a raczej pomogłeś mi przeżyć. Sądziłam, że chcesz być ze mną tak samo jak ja z tobą.
- I tu się myliłaś moja droga! A zresztą...Teraz mam kogoś innego. I tej osobie na pewno bardziej zależy na mnie niż tobie. - Mike wreszcie spojrzał na Harley
Ta jednak unikała jego obciążającego spojrzenia.
- I znowu to robię... Kolejny raz muszę przyznać się do winy. - wyszeptała niemalże tak cicho, że Mike z trudem ją usłyszał
- Może mam Cię wyspowiadać? Chcesz pozbyć się poczucia winy? Zrobić rachunek sumienia? - zapytał kpiąco Mike
- Ja chcę po prostu przeprosić...za to, że swoim istnieniem zadałam Ci tyle bólu. Chciałam, żebyś mi wybaczył. Wiem, że to pewnie bardzo trudne, ponieważ robiłam to wielokrotnie. Ale proszę, nie chcę żyć ze świadomością, że jesteś gdzieś i wciąż masz do mnie żal. - powiedziała czerwonowłosa, ze łzami w oczach

Mike znieruchomiał na chwilę. Nie wiedział co odpowiedzieć. Tyle razy już jej wybaczał. Tyle razy znosił jej wieczne skargi i załamywania rąk. Miał już tego po dziurki w nosie. Nie chciał utrzymywać z nią dalej kontaktu. Chciał się od niej odciąć na zawsze.

Ale ona ma rację. Nie tylko ją zżera poczucie winy. Shinoda także czuje się odpowiedzialny za całą tą chorą sytuację. Ból i rozpacz odeszła. Pozostał tylko strach i niewyobrażalny gniew.
W tej chwili nie myślał racjonalnie. Kierowała nim chęć zemsty za śmierć najbliższego przyjaciela. Jego czyny były nie przemyślane i samolubne, ale w tamtej chwili nie panował nad własnym rozumem i emocjami.

- Nie chcę Cię więcej widzieć. Jedyne czego pragnę, to to, żebyś cierpiała. Nie mam ochotę bawić się w wybaczanie. Marzę o tym, żebyś poczuła to, co ja. Nie obchodzi mnie to, co zrobisz. Ważne, żebyś trzymała się ode mnie z daleka. - wysyczał i odwrócił twarz

Dziewczyna nie tego się spodziewała. Miała nadzieję, że jednak w jej dawnym przyjacielu została jeszcze choć odrobina człowieczeństwa. Bardzo się myliła.
Wstała z miękkiej trawy i bez słowa odeszła. Nie miała ochoty upokażać się jeszcze bardziej i pozwolić, by jej łzy płynęły po jej bladych policzkach.

Po mniej więcej godzinie marszu zdecydowała zadzwonić do kogoś. Nie miała najmniejszej ochoty tego robić. Wiedziała jednak, że przegrała. Wiedziała, że pokonał ją ktoś o wiele silniejszy. Ten 'ktoś' jest teraz potrzebniejszy Mike'owi bardziej niż ona.

Wykręciła numer i czekała chwilę, aż rozmówca odebrał połączenie.
- Chciałam Ci tylko powiedzieć, że wygrałeś. Możesz zrobić z nim co zechcesz.
Nie czekając na odpowiedź, rozłączyła się i poszła dalej przed siebie.



------------------


Tak jak mówiłam, rozdziały będą krótkie. Zrozumiem, jeżeli końcówka Was zmyli, ale nie bójcie się...W DZIESIĄTCE WSZYSTKO SIĘ WYJAŚNI (a przynajmniej tak sądzę) ^.^
Jak zwykle zapraszam was do obserwowania mnie na twitterze i ask.fm. Zachęcam także do obejrzenia mojego bloga w Tumblr oraz poczytania moich własnych wypocin na drugim blogu (linki macie na marginesie).
Proszę o komentarze (hejtujcie ile wlezie XD) i widzimy się przy następnym rozdziale. :D