22 czerwca 2014

My life is you: Rozdział 18

Hey! Sory, że tak długo to pisałam, ale miałam przeprowadzkę i było masakrycznie ;-;
Ale już dodaję ten rozdział, więc jest okey ;-;
Zmieniłam trochę na blogu (znoooowu ;-;) i usunęłam mojego drugiego bloga (o którego istnieniu nikt nie wie). No i dodałam ankietę na prawym marginesie, więc...głosujcie bejbiki. XD
A tera zapraszam do czytania:



------------------------



Biegnę przed siebie, nie zważając na to, że moje kończyny powoli przestają mnie słuchać. Ból nóg staje się uciążliwy, jednak nie przebije tego bólu, który od dobrych dwudziestu minut kołysze się nieustannie w moim sercu. Wciąż myślę o dzisiejszym dniu; o tym co stało się o Mike'a.

Nie, nie chcę o tym myśleć. Nie chcę myśleć o Mike'u, nie chcę myśleć o Harley i o jej ciąży.
Nie, ja znów myślę! Przecież miałem zostawić to za sobą, odciąć się od tego. To nie dotyczy mnie...
Ale dotyczy Mike'a. Jak on mógł mi to zrobić? Ufałem mu, a on co robił? Pieprzył się na boku z tą lafiryndą, Edwards. Mówił, że już nigdy mnie nie skrzywdzi...Parszywy drań. 
Czuję, że już dłużej nie wytrzymam. Zatrzymuję się przy najbliższym drzewie i opieram plecami ciemną korę, by przypadkiem się nie wywrócić. Czuję, że zaraz zwymiotuję; moje wnętrzności jakby mieszają się ze sobą. Oddycham głęboko, by zdusić w sobie to okropne uczucie, jednak bez skutku. Po chwili pochylam się mocno do przodu, by zwymiotować. Chwilę później ocieram usta ręką, którą następnie wycieram o materiał mojej koszuli. Oczywiście nie wziąłem mojej kurtki, wybiegając z domu Mike'a, więc jest mi potwornie zimno. Opadam zmęczony na kolana, opierając głowę o drzewo. Wszystko wiruje mi przed oczami i nie wiem, co mam w tej chwili zrobić.
Wciąż widzę twarz Harley i jej usta, mówiące "jestem w ciąży". A potem widzę Mike'a, który z przerażeniem w oczach spogląda na mnie. 
Uciekłem. Uciekłem, bo miałem tego dosyć. Nie mógłbym znieść kolejnych tłumaczeń Shinody. Czy on naprawdę sądzi, że jestem aż takim kretynem? Czy on naprawdę myśli, że mogę wybaczyć mu każde jego kłamstwo? 
Przez chwilę jednak zastanawiam się, czy aby na pewno Mike jest ojcem tego dziecka. Jednak po sekundzie odrzucam te rozważania na boczny tor. Po co Harley przychodziła by do niego, skoro to nie on byłby ojcem jej dziecka? To nie ma sensu.
Do moich oczu napływają łzy. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, jakim idiotą byłem. W naszym związku od początku pojawiały się jakieś problemy, jednak ja nigdy nie traktowałem ich poważnie. Aż do teraz. Zrozumiałem, że to nie ma sensu. Po co mi ktoś, kto okłamuje mnie w każdy możliwy sposób? Po co mi osoba, która tak strasznie mnie rani?
Powoli podnoszę się z brudnej ziemi i zmierzam w stronę domu. 




***



Siedzę na fotelu ze złożonymi rękoma i delikatnie kołyszę się na boki. Nie miałem siły biec za Chesterem; on i tak nie chciałby ze mną rozmawiać. Boże, znowu wszystko zepsułem.
Harley siedzi na kanapie i wpatruje się we mnie jak w obrazek, jednak ja unikam jej wzroku. Nie wiem, co mógłbym jej teraz powiedzieć: 'dzięki, że rozpierdalasz mój związek' czy może 'trzeba było uważać z kim się puszczasz'.
Nie mam siły na nią nakrzyczeć, ponieważ to i tak niczego nie zmieni...Nie mam siły jej uderzyć, bo to nie w moim stylu. Tylko siedzę na tym przeklętym fotelu i nie wiem, co ze sobą począć.
- Mikey. - mówi dziewczyna
- Daj mi spokój. - syknąłem, po czym spuściłem wzrok na swoje złączone dłonie
- Przejdzie mu. - powiedziała, po czym założyła nogę na nogę
Spojrzałem na nią wściekły.
- Przejdzie?! Wiesz co właśnie zrobiłaś?! Przez ciebie Chester pomyśli, że się z tobą przespałem! - krzyknąłem
Dziewczyna przekrzywiła głowę w bok.
- A co? Nie chciałbyś? - zadrwiła
Miałem ochotę walnąć ją w twarz.
- Wiesz co, nawet się nie odzywaj! - powiedziałem, po czym udałem się do kuchni
Oparłem się o blat kuchenny i przymknąłem powieki. Byłem wściekły na Harley, ale też przede wszystkim na siebie.
- Skoro tak bardzo go kochasz, czemu za nim nie pobiegłeś? - usłyszałem ten męczący głos jakiś metr od siebie
Otworzyłem oczy. Miałem zamiar powiedzieć Harley, żeby dała mi spokój, jednak powstrzymałem się.
- Nie...nie wiem. - rzuciłem obojętnie
Dziewczyna oparła się o lodówkę.
- A może ty go tak naprawdę nie kochasz.. - powiedziała 
- A co Cię to w ogóle interesuje? - zapytałem zmęczony
- A dużo, wierz mi. - rzuciła zainteresowana
- Daj mi spokój, nie mam na to siły. - powiedziałem - Od początku nie lubiłaś Chestera. Chcesz nas rozdzielić, prawda?
Dziewczyna zrobiła poważną minę.
- Widzę, co ten małolat z tobą robi. - rzuciła - Nie pozwolę, by ktokolwiek traktował Cię jak męczennika. 
- Z tego co wiem, to jak narazie tylko ty mnie tak traktujesz. 
Czerwonowłosa uśmiechnęła się.
- Oj Mikey, Mikey. - szepnęła, zbliżając się do mnie - Jakkolwiek bym Cię skrzywdziła, ty zawsze zrobisz dla mnie wszystko. Właśnie tym się różnimy. 
- Wiesz, że to niesprawiedliwe? - zapytałem - Niszczysz nam obojgu życie. 
Dziewczyna stanęła tuż przede mną. Czułem jej oddech na mojej twarzy.
- Mojego życia już nie da się naprawić. - szepnęła - Ale twoje...
Po tym pocałowała mnie lekko w policzek i opuściła kuchnię. Zobaczyłem tylko jak ubiera kurtkę i buty, po czym wychodzi z mieszkania. 



***




Leżę na łóżku, wpatrując się w śnieżnobiały sufit. Po powrocie do domu od razu udałem się właśnie tutaj, by móc choć na chwilę się odprężyć. Niestety, jak zwykle moje myśli od razu zajęła osoba Mike'a.
Wciąż nie mogę zrozumieć, dlaczego właśnie ja. Sądziłem, że po tych wszystkich krzywdach należy mi się jakiś spokój czy coś. A teraz cierpię jeszcze bardziej.
Poświęciłem Mike'owi tyle miejsca w moim sercu. Miałem nadzieję, że będzie on osobą, która pomoże mi się podnieść po tych wszystkich złych rzeczach, które przeżyłem. A tymczasem on wykorzystuje moje uczucia i zwyczajnie się nimi bawi. 
Podnoszę się do pozycji siedzącej. Jest mi zimno i smutno, a w dodatku po moich policzkach wciąż płyną łzy. Czuję się jak małe dziecko, które pragnie opieki i wsparcia.
Tyle, że ja jestem sam jak palec.
Powoli wstaję z miękkiego łóżka i kieruję się w stronę komody. Muszę pozbyć się tego okropnego uczucia, muszę w końcu zapomnieć, muszę...
Przeczesuję wszystkie szuflady, jednak na daremno. Nie potrafię znaleźć tego, czego szukam.
- Cholera! - syknąłem wściekły
Rozejrzałem się jeszcze raz po pokoju i przypomniałem sobie coś. Po chwili podszedłem do biurka z ciemnego drewna, po czym wyciągnąłem z jego szuflady mały kawałek papieru, na którym widniał jakiś adres. To właśnie to, czego szukałem. 





***



Siedzę przy stole w kuchni i popijam kolejną kawę. Jest coś koło dwudziestej drugiej, a ja wciąż nie wiem, co ze sobą zrobić. Wpatruję się w kubek wypełniony moim ulubionym napojem, jednak w tej chwili nie potrafię się nim rozkoszować. Boję się o Chestera.
Co, jeżeli nie dotarł do domu? Co, jeżeli coś mu się stało? Billie chyba by mnie zabił, gdyby się o tym dowiedział. Boże, przecież nie to jest najgorsze!
Najgorsze jest to, że Chester pomyślał, że jestem ojcem dziecka Harley. Tak, to przecież właśnie tak wyglądało. A Chester musiał to usłyszeć.
Oczywiście, nie chciałbym mieć przed nim tajemnic. Jednak są rzeczy, o których nie powinien wiedzieć. To jest chyba jedna z tych rzeczy.
Odkładam do połowy opróżniony kubek do zlewu, po czym idę na górę, z zamiarem wzięcia długiego prysznicu.



***



Jestem na miejscu. Jeszcze raz spojrzałem na kawałeczek papieru, na którym było napisane "Melancholia - Baker Street 23a", po czym wysiadłem z autobusu. Była to strasznie obskurna okolica; jedna z tych, które nie cieszyły się dobrą opinią.
Pokonałem odległość kilkunastu metrów, po czym podszedłem bliżej do drzwi budynku, nad którymi widniał duży napis "Melancholy". Odetchnąłem głęboko, po czym zapukałem kilka razy. Odczekałem kilka sekund i ujrzałem w drzwiach mojego starego znajomego, starszego ode mnie o kilka lat.
Był mniej-więcej mojego wzrostu i miał bardzo bladą karnację. Na głowie miał ciemne dredy, upięte w niezgrabny kok. Ubrany był w top z napisem "Reggae" i luźne spodnie, a prawy nadgarstek miał obwinięty czerwoną bandaną. Uśmiechnął się na mój widok.
- Chester? Co ty tu robisz brachu? - zapytał
- A mam do ciebie sprawę Brian. - powiedziałem, starając się, by mój uśmiech wyglądał naturalnie
- A to dawaj. - powiedział i wpuścił mnie do środka
Znalazłem się w przyćmionym holu, bez okien i jakiegokolwiek dostępu światła, nie licząc małej lampki na suficie.
- Ja tylko na chwilę, więc pozwól, że nie wejdę dalej. - zacząłem 
- Spoko. Mów, co Cię do mnie sprowadza. - powiedział uśmiechnięty
- Więc...Pamiętasz, jak jakoś tak dwa lata temu zarabiałeś na mieście? I wtedy się poznaliśmy, jednak ja nie chciałem się do ciebie dołączyć... I mam takie pytanie...Handlujesz nadal? - rzuciłem
Chłopak spojrzał na mnie wesoło.
- No jasne, że tak. Czekaj chwilę. - powiedział, po czym zatopił dłonie w kieszeniach swoich szerokich spodni
Po chwili wyciągnął z nich kilka woreczków jasnego, prawie przezroczystego proszku.
- Jesteś moim kumplem, więc pierwsze działki masz za darmochę. - puścił do mnie oczko i wyciągnął w moją stronę pięć woreczków
Niepewnie wziąłem je do ręki, po czym schowałem w kieszeni bluzy.
- Dzięki. Może kiedyś do ciebie wpadnę. - powiedziałem - Ale teraz musiałbym już iść. 
- Jasne. - chłopak nadal był wesoły, pewnie brał coś przed moim przyjściem
Bez słowa pożegnania wyszedłem z mieszkania i odetchnąłem nocnym, rześkim powietrzem. Schowałem dłonie do kieszeni bluzy i ścisnąłem mocniej woreczki z narkotykami.
No more nights, no more pain*




---------------------



*Fragment: Avenged Sevenfold - I Won't See You Tonight


Raczej nie skończę tego w czerwcu, więc wszystko się przesunie więc...nie wiem no nic nie wiem!
Aaa i zmieniłam wielkość i styl czcionek, teraz jest lepiej?
Widzę, że komentarzy przybywa i wyświetleń więc: DZIEKUJĘ! ♥
JEŚLI CZYTASZ, SKOMENTUJ!
Czyli możesz powiedzieć że jest fajne, albo że jest do dupy ;-;
Ogey, to ja już lepiej kończę.
Nie wiem kiedy następny. Boooya!

                                                                                 

   ***

Edytowane po komentarzu Bennody xd

Najpierw zmieniłam czcionkę na masakrycznie dużą i jakąś posraną, a tera na normalną i co się nazywa (taa piszę nie po polsku, wiem ;-;) TrebuchetGównoZDupy -,- Mam nadzieję, że tera będzie lepiej. Piszcie w komciach, bo jak nie, to się tak mocno zdenerwuję, że skoczę z mojego fotela i popełnię samobójstwo. ;-;

12 czerwca 2014

My life is you: Rozdział 17

Cześć Wam!
Teraz powinnam się tłumaczyć, czemu nie dodałam tego rozdziału we wtorek, tylko dzisiaj...
Więc...
Cały wczorajszy dzień byłam w szpitalu (taa, ale rozdział miał być we wtorek). A we wtorek... nie wiem, co robiłam. Nie pamiętam, noo!
Ogej xd Wasza Autoreczka najwyraźniej ma rozdwojenie jaźni, ale przecież we're all mad here.
Dobra, ja nie przedłużam i zapraszam do czytania:




----------------



Stałem jak wryty. Czemu ona musiała przyjść właśnie dzisiaj? Przecież nie odzywała się już od jakiegoś czasu, więc myślałem, że dała sobie ze mną spokój. Dlaczego ja wciąż muszę się mylić?

Harley patrzyła na mnie smutno. To spojrzenie... wyczuwałem, że coś jest nie tak. Ostatnio tak na mnie patrzyła, gdy powiedziałem jej, że musi nauczyć się żyć beze mnie.
Cholerne wyrzuty sumienia.
- Wejdź. - rzuciłem, starając się nie patrzeć na nią
Dziewczyna weszła do środka. Zdjęła kurtkę i zimowe buty. Dopiero teraz zauważyłem, jak strasznie schudła. Wyglądała jak kościotrup, na który założono ciemne rurki i biały golf. Jej oczy straciły swój dawny, dziecięcy blask, co podkreślają ciemnofioletowe cienie tuż pod nimi.
Uśmiechnąłem się do niej lekko, choć nie wiem, czy to zauważyła. Jej wzrok był obłąkany; wyglądała na lekko przestraszoną.
- Chodź. - powiedziałem, pociągając ją lekko za ramię
Dziewczyna drgnęła nerwowo, czując mój dotyk, lecz kiwnęła powoli głową. Po chwili kierowaliśmy się w stronę salonu.




***



Ciekawe kto przyszedł. Mike'a nie ma już kilka minut, a ja siedzę tu jak idiota i obracam w palcach swoją połówkę medalionu. Strasznie ucieszył mnie ten gest ze strony Mike'a.
Wierzę, że mu na mnie zależy. Jest dziwnym człowiekiem, ale mimo wszystko nie mógłbym żyć bez niego. On jest dla mnie jak tlen.
Moje całe szczęście odpłynęło w jednej sekundzie, gdy zobaczyłem, kto wszedł za Mikiem do salonu. 
Skulony kościotrup z czerwonymi włosami. 
Harley spojrzała na mnie obojętnie, po czym założyła ręce na piersi. Miałem ochotę wstać i jej przyłożyć.
- Mike, co ONA tu robi? - zapytałem, z naciskiem na 'ona'
Harley zaśmiała się podle.
- Ciebie też miło widzieć mój drogi. - rzuciła dziewczyna, posyłając mi wymuszony uśmiech
Shinoda znajdował się między młotem, a kowadłem.
- Chester, przecież możemy zjeść z nią kolację, prawda? W końcu i tak mamy naszykowane nakrycie dla nieoczekiwanego gościa. - powiedział zakłopotany
- Oczywiście. - rzuciłem, udając szczęśliwego
Odwróciłem szybko wzrok od tej dwójki, która w tym samym momencie patrzyła na mnie jak na idiotę.
- Harley, usiądź proszę. - powiedział Mike, wskazując krzesło naprzeciw mnie
- Dzięki Mikey. - szepnęła słodko, co strasznie mnie rozzłościło 
Tylko ja mogłem do niego tak mówić.
Mike jeszcze chwilę pałętał się po kuchni, po czym dołączył do nas. Usiadł dokładnie między nami, pewnie wyczuwał, że nie miałbym ochoty siedzieć przy tej ladacznicy.



Atmosfera była niezwykle napięta. W trakcie jedzenia staraliśmy nie odzywać się do siebie, co nie było jakoś specjalnie trudne. Jednak podczas deseru, Mike niespodziewanie zwrócił się do Harley:

- Jak tam u Miley?
Dziewczyna przełknęła kawałek sernika, po czym wytarła usta serwetką.
- Nie wiem. Nie mam z nią kontaktu. - rzuciła, nawet nie patrząc na Mike'a
Chłopak zamyślił się na chwilę.
- Byłyście najlepszymi przyjaciółkami., prawda? - zapytał
Harley patrzyła pustym wzrokiem na swoje dłonie. Nagle zaśmiała się gorzko.
- Przyjaciółkami? Czy istnieje w ogóle coś takiego jak przyjaźń? Ty powinieneś coś o tym wiedzieć, Mike. Ufasz komuś, wierzysz, że ta osoba Ci pomoże...lecz jednego dnia wszystko to znika. Nadzieje przestają mieć sens, wiara zanika w coraz szybszym tempie. Osoba, którą kochałeś nad życie odchodzi. Ma Cię gdzieś. Znalazła sobie kogoś...innego...
Nagle wyraz jej twarzy złagodniał. Dziewczyna ponownie zabrała się do jedzenia.
Shinoda miał jeden wielki pytajnik wymalowany na twarzy. Czyli nie tylko mnie zaskoczyło zachowanie tej dziewuchy...
- Nie sądzisz, że każda osoba, która od ciebie odchodzi, ma do tego jakiś powód? - odezwałem się obojętnym tonem
Dziewczyna spojrzała na mnie zdezorientowana.
- A co to ma do rzeczy? - zapytała
- To, że ludzie nie odchodzą bez przyczyny. Czasem mają dość osoby, która niegdyś była dla nich wszystkim. - powiedziałem
Mike patrzył to na mnie, to na dziewczynę.
- Ludzie się zmieniają. - skomentowała Harley, nie patrząc na mnie
- Ale nie powinni tym samym zmieniać innych. - dodałem
Dziewczyna podniosła na mnie wzrok.
- Co sugerujesz?
- Od zawsze starałaś się podporządkowywać wszystkich do swoich potrzeb. A gdy twoje pragnienia się zmieniały, ty ludzie których kochałaś odchodzili, nieprawdaż? Kto by zrozumiał małą dziewczynkę bez rodziców, która nauczyła wyłącznie miłości w jedną stronę? Nikt! - powiedziałem uniesionym tonem - Nie rozumiem jednego...dlaczego wciąż dążysz do zmienienia ludzi, którzy są dla ciebie wszystkim, skoro sama nie potrafisz zmienić siebie? - dodałem po chwili
Mike kopnął mnie pod stołem i syknął, bym przestał się wygłupiać.
Harley patrzyła na mnie zamurowana. W jej oczach była niepokojąca pustka, która zdawała się nie mieć żadnej głębi.
- To ja może pójdę pozmywać. - powiedziałem obojętnie, po czym wstałem, pozbierałem puste naczynia i powędrowałem w stronę kuchni




***



Harley siedziała nieruchomo po występku Chestera. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Boże, czemu mi to robisz?! 
Dlaczego on się tak zachował? Czy on nie rozumie, że to dla mnie naprawdę skomplikowana sytuacja? Staram się dla niego poświęcać, lecz wciąż coś robię źle. Wciąż między nami stoi szklana ściana, którą najwyraźniej jest Harley.
Dziewczyna podniosła się z krzesła i podeszła do okna, opierając się o parapet. Nie zastanawiając się, podszedłem do niej i stanął tuż przed nią. Jednak czerwonowłosa nawet na mnie nie spojrzała.
- Niszczę Ci życie, prawda? - zapytała
Westchnąłem głęboko.
- Wcale nie. - szepnąłem
Dziewczyna podniosła na mnie wzrok.
- Nie lubię, gdy kłamiesz. - powiedziała
- Tym razem nie kłamię. - szepnąłem, po czym złapałem ją za nadgarstki - Wszystko się miesza, ale bez powodu.
- Zawsze jest jakiś powód. - rzuciła dziewczyna - Teraz jestem nim ja. 
Puściłem jej dłonie.
- Więc mam to przyznać? Tak, Harley! Jesteś dla mnie problemem! - syknąłem - A wiesz dlaczego? Dlatego, że niemiłosiernie wpieprzasz się w moje życie! Nie, przepraszam! W NASZE życie - moje i Chestera! Po co w ogóle tu przyszłaś?! - krzyknąłem



***



Nie daję już rady. Nie mogę uwierzyć, że ten wieczór tak strasznie się spieprzył. Wszystko przez Harley.
Dlaczego Mike mnie tak traktuje przy niej? Może to ona jest dla niego ważniejsza? Niczego już nie rozumiem...
Umyłem i wysuszyłem jedną z misek, jednak nie mam pojęcia, gdzie ją schować. Lepiej, żebym zapytał się o to Mike'a. 
Udałem się w stronę salonu, by móc znaleźć Shinodę.



***



- Chcesz wiedzieć, dlaczego tutaj jestem? - zapytała dziewczyna
Prychnąłem.
- Oczywiście, że tak! Chyba po to zadaję sobie tyle trudu! - syknąłem zmęczony tą całą sytuacją
Dziewczyna założyła ręce na piersi, po czym spojrzała w moje oczy z wymuszonym spokojem.
- Jestem w ciąży. - szepnęła
W tej chwili usłyszałem trzask tłuczonego szkła. Odwróciłem się w stronę hałasu, po czym ujrzałem stojącego w drzwiach Chestera, który najwyraźniej upuścił miskę.
Nie, nie, nie! To wcale nie tak jak myślisz! - pomyślałem
Jednak chłopak spojrzał na naszą dwójkę z bólem w oczach, po czym roztrzęsiony wybiegł z mieszkania. 



---------------



Skończyła się sielanka! Taa, możecie mnie zabić, nooo! Już widzę, jak bierzecie swoje tasaki i siekiery...
Ba dum tsss...
Ogej, ja lecę i do następnego. XD


8 czerwca 2014

My life is you: Rozdział 16

Ba dum tsss! Oficjalnie zakładam klub nienawidzenia bloggera! Rozdział miał być w piątek, a jest dzisiaj. Powiedziałabym 'sory, taki mamy klimat'. Nie cierpię tego gówna, nooo! -,- Nie wiem czy tylko ja mam takie problemy z tym chujstwem, czy jeszcze ktoś...
Ogej xd Tera mi się nie chce rozpisywać. Ale na końcu odpowiem na kilka waszych pytań, ogej? Myślę, że tak będzie rozsądnie.
To ja zapraszam do czytania, biczys!




--------------------



24 grudnia


Szczerze? Nigdy nie lubiłem świąt. Sądziłem, że są wymówką do wpierdalania ogromnej ilości słodyczy oraz siedzenia bezczynnie przed telewizorem, żeby obejrzeć po raz setny 'Kevin Sam W Domu'. Może było to także spowodowane tym, że każde święta praktycznie spędzałem sam, więc wyrobiłem sobie o nich własne, indywidualne zdanie. Może w tym roku będzie inaczej...
Dowiedziałem się, że brat Chestera, Billie, spędzi tegoroczne święta ze swoją narzeczoną w jej domku letniskowym, gdzieś tam...No, ale Chester nie ma ochoty im 'przeszkadzać' (można się domyślić o co chodzi w przeszkadzaniu), więc wpadłem na pomysł, byśmy spędzili razem te święta u mnie w domu. Oboje uznaliśmy to za świetny pomysł.
Umówiłem się z chłopakiem, że przyjdzie do mnie około dziesiątej, żeby pomóc mi w przygotowywaniach do wigilii. Chester raczej nie będzie gotował, ponieważ boję się, że cała chata wyleciałaby w powietrze. Powiedział, że zajmie się dekoracjami i choinką, co szczerze mówiąc bardzo mnie ucieszyło. 
Jest dopiero po ósmej, a ja już jestem na nogach. Siedzę od wczesnych godzin w kuchni, szukając starych książek kucharskich, które kiedyś bezmyślnie gdzieś schowałem. Masz babo placek..
Po półgodzinnych poszukiwaniach udało mi się znaleźć coś, co powinno mi pomóc w przyrządzaniu wigilijnych potraw. Może nie będą to potrawy na miarę perfekcyjnej pani domu, ale jakieś będą, prawda?
Bez zbędnych wstępów zacząłem pracę. Najpierw zacząłem przygotowywać barszcz z uszkami, jednak po jakimś czasie oczywiście zdałem sobie sprawę, że nie wiem, gdzie podziały się te uszka! Postanowiłem jednak, że później się nimi zajmę, by znowu nie tracić czasu. W międzyczasie przygotowywałem farsz do pierogów, z którego zawsze byłem kurewsko zadowolony. 
Nagle usłyszałem dzwonek do drzwi. Oderwałem się od pracy i spojrzałem na zegarek. Było za dziesięć dziesiąta, więc poszedłem otworzyć drzwi. W progu stał oczywiście mój Chazzy, z dwoma torbami wypełnionymi nie wiadomo czym. Chłopak uśmiechnął się do mnie, po czym wszedł do środka. Wróciłem do kuchni, w celu ponownego gotowania. Chester w tym czasie zdjął buty i kurtkę, oraz zaniósł torby do salonu. Po chwili chłopak wszedł za mną do kuchni i usiadł na krześle, przy stole. 
- Widzę, że praca wre. - skomentował, cały czas się do mnie uśmiechając
- No pewnie, że tak. - odpowiedziałem - Mam do ciebie prośbę. Wiem, że chcesz się zająć dekoracjami, ale czy mógłbyś poszukać w spiżarce uszek do barszczu? Nigdzie nie umiem ich znaleźć. - poprosiłem
Chłopak zaśmiał się.
- No jasne, Mikey. Czego tylko sobie życzysz. - powiedział, po czym wyszedł z kuchni
Po jakiś dwóch minutach wrócił.
- Mam je. - powiedział i podszedł do mnie
Chciałem mu je zabrać z rąk, ale chłopak szybko odsunął dłonie. Spojrzałem na niego zdziwiony.
- A nagroda? - zapytał, zalotnie się uśmiechając
Zaśmiałem się. No tak, mój Chester jest niezłym flirciarzem. 
Przybliżyłem się do niego, po czym złożyłem na jego ustach delikatny pocałunek. Chłopak zamruczał zadowolony.
- Zawsze dostaję to, czego chcę. - powiedział i położył paczki na blacie, po czym opuścił kuchnię
Kolejny raz zaśmiałem się pod nosem.


Kolejne godziny mijały w bardzo szybkim tempie. Wciąż musiałem siedzieć w kuchni, co jakiś czas doglądając, co robi Chester. Zauważyłem, że naprawdę poważnie potraktował rolę dekoratora mojego domu. Czasem wpadał do mnie na chwilę, żeby zapytać jaki kolor jest lepszy - niebieski, czy czerwony Jednak gdy zbyt długo się namyślałem, chłopak mówił, że czerwony jest lepszy, i tym samym kończył dyskusję. 
Około godziny piętnastej obiad był gotowy, więc opuściłem kuchnię, w celu powiadomienia o tym Chestera. Nie umiałem go nigdzie znaleźć. Rozglądałem się na wszystkie strony, po czym poszedłem do salonu. Nareszcie go znalazłem. 
Chłopak wieszał właśnie coś nad wejściem.
- Jemioła? Serio? - zaśmiałem się
Chłopak spojrzał na mnie wesoło. 
- No co? Trzeba być staroświeckim. - odpowiedział, po czym dokończył swoją robotę i zszedł z drabiny
Spojrzał na wszystko jak profesjonalista, po czym zwrócił się do mnie.
- No i jak? Podoba się panie Shinoda? 
Podszedłem do niego i przytuliłem go.
- Jest cudownie. Nie wiedziałem, że masz taki dobry gust. - powiedziałem i ucałowałem go w czoło
Chłopak zarumienił się.
- Eee tam. - rzucił - Po prostu chciałem, żeby było idealnie.
- I będzie. - skomentowałem, po czym odsunąłem się od chłopaka


Około godziny siedemnastej 



Wszystko jest już gotowe. Dekoracje, jedzenie, stół są dopracowane w 100%. Wydaje się, że nie może być już lepiej.

Zdecydowaliśmy z Chesterem, że nie będziemy trzymali się tradycji, żeby czekać na pierwszą gwiazdkę. Po prostu zasiądziemy razem przy stole, by móc wspólnie rozkoszować się tym pięknym dniem.
Kręciłem się jeszcze po kuchni, w poszukiwaniu nakrycia dla niespodziewanego gościa (taa, trzeba być staroświeckim), a Chester w tym czasie włączał kolędy. Gdy w końcu ogarnąłem kilka talerzy i sztućców, wróciłem do salonu. Blondyn siedział na kanapie i chyba na mnie czekał. Uśmiechnął się do mnie, gdy usiadłem obok niego. Po chwili w ręku trzymał dwa opłatki.
 - Skoro to mają być staroświeckie święta, do dlaczego nie powinniśmy złożyć sobie życzeń? - zapytał, wciąż się uśmiechając
- No to może ja zacznę... - dodał po chwili, dając mi jeden opłatek - Chciałbym Ci życzyć szczęścia, szybkiego ukończenia studiów, dużej dawki energii, masy pieniędzy, wymarzonej pracy, powrotu twoich rodziców oraz wielu, wielu rzeczy, których ja nie mogę Ci dać. Chcę Ci powiedzieć, że kocham Cię najbardziej na świecie i cieszę się, że jestem tu dzisiaj z tobą. Wesołych świąt Mikey. - powiedział, po czym ułamał spory kawałek mojego opłatka
Westchnąłem wzruszony.
- Ehm...Nie jestem dobry w składaniu życzeń, więc chciałbym Ci życzyć wszystkiego o czym marzysz. Chciałbym, by każde twoje pragnienie zostało spełnione; byś zawsze był tą osobą, którą jesteś teraz; byś nigdy się nie poddawał i dążył do celu. Wiedz, że ja zawsze będę przy tobie, ponieważ jesteś jedyną osobą, którą naprawdę kocham. - powiedziałem, a po chwili ułamałem mały kawałek opłatka należącego do Chestera
Chłopak chciał mnie pocałować, ale odsunąłem się do niego.
- To jeszcze nie koniec. Wiem, że prezenty daje się dopiero po kolacji, ale chciałem Ci to dać teraz, bo chyba nareszcie jest odpowiedni moment. - powiedziałem i uśmiechnąłem się nieśmiało
Z kieszeni spodni wyciągnąłem małe pudełeczko, przeplecione jedwabną, czarną wstążką i podałem je Chesterowi. Chłopak przyjął je niepewnie, po czym otworzył. Chłopak wyciągnął zawartość pudełeczka.
 - Czy to...? - zaczął, ale mu przerwałem
- Łańcuszki Yin i Yang. - dokończyłem za niego - Opisują dwie, zupełnie odwrotne do siebie siły, które uzupełniają się nawzajem. Pomyślałem, że jesteśmy do nich podobni.
Chłopak spojrzał na mnie z miłością w oczach.
- Niech zgadnę. Yin jest odzwierciedleniem mnie, a Yang ciebie. - powiedział
- Można tak powiedzieć. - zamyśliłem się
Blondyn wziął do ręki białą część łańcuszka, po czym zapiął mi ją na szyi. Ja zapiąłem mu czarną część.
Nachyliłem się ku chłopakowi i pocałowałem go w usta. Chester jęknął rozanielony, po czym przyciągnął mnie bliżej siebie. Oplotłem jego biodra rękoma i coraz bardziej pogłębiałem pocałunek. Nagle usłyszeliśmy cichy brzdęk. Oderwałem się od chłopaka.
- Zapomniałem wspomnieć, że te łańcuszki są jak magnesy, dzięki czemu po zbliżeniu do siebie łączą się w całość. - powiedziałem
- Teraz i my jesteśmy całością. - skomentował blondyn
Całowaliśmy się jeszcze kilka minut, po czym zdecydowaliśmy, że zaczniemy jeść. Niechętnie się od siebie oderwaliśmy, tak samo jak nasze łańcuszki. Gdy tylko chciałem usiąść przy stole, zadzwonił dzwonek. Chester spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Ciekawe kto to... Zaczekaj tutaj, a ja spławię tą osobę. - powiedziałem i skierowałem się w stronę drzwi
Po chwili otworzyłem drzwi wejściowe i stanąłem jak wryty. Przede mną stała Harley.
- Hej Mike. - powiedziała swoim zachrypłym głosem - Mogę wejść?




------------------



Wiem, że nienawidzicie Harley, ale nooo...musi być coś, co podsyci klimat tego opowiadania, a nie same suoooodkie rozdziały, noo! Szczerze mówiąc też nie lubię Harley, ale to w końcu postać stworzona przeze mnie, więc mam prawo jej nienawidzić. Na pomysł z łańcuszkami wpadłam, czytając po raz milionowy jedno z moich ulubionych opowiadań Yaoi, czyli opowiadanie Silvera. 
Tutaj macie link do jego bloga. Obczajcie, bo naprawdę warto! ---> [KLIK]
A teraz kilka słów ode mnie...
Co do tego short story:
Mam zamiar je dokończyć (pfff, kontynuować) w lipcu, po zakończeniu tego opowiadania. Dlaczego? Dlatego, że nie chcę wszystkiego mieszać, bo mi takie mieszanie nie wychodzi potem na dobre.
Ogej, czyli to już wiecie xd
Boże, nie wiem, co chciałam jeszcze napisać... Kurwa...
Ehh, jak mi się coś przypomni, to wdupię wam tu jakąś dodatkową informacyjkę i będzie git majonez. 
No to ja lecę i papatki do następnego ;*


4 czerwca 2014

My life is you: Rozdział 15

Hejo! Wita Was xForever(zaraz mnie coś rozpierdoli)UnknowNx! Po około 15 godzinach walki z bloggerem w końcu udaje mi się wstawić ten rozdział. Mam ochotę komuś wpierdolić, a chyba przede wszystkim temu gównie.
No nic, zapraszam do czytania!




--------------------



2 tygodnie później



Siedzę w samochodzie, zaparkowanym obok szpitala. Dzisiaj muszę odebrać Chestera. Jestem trochę zdenerwowany i brzuch mnie boli. Od czasu jego pobicia minęło już trochę czasu, a nasze relacje tak jakby...się rozluźniły. Nie chciałem, by do tego doszło. Nie chciałem, by moja ptaszyna czuła się odrzucona.

Powoli wyszedłem z pojazdu, udając się w stronę budynku. Wciąż nie byłem pewien swoich decyzji. Czasem miałem wrażenie, że jestem niedojrzałym bachorem.
Po kilku (jak dla mnie) zbyt długich minutach marszu przez szpital, doszedłem do sali, w której leżał Chester. Niepewnie otworzyłem drzwi i wszedłem do środka.
Blondyn leżał odwrócony twarzą w stronę okna. Miał przymknięte powieki; możliwe, że spał. Powoli podszedłem do jego łóżka i usiadłem na krześle, obok etażerki. Chłopak drgnął nerwowo i odwrócił się na drugi bok, po czym spojrzał mi smutno w oczy.
- Myślałem, że to Billie mnie odbierze. - powiedział z lekkim wyrzutem w głosie
Splotłem palce dłoni ze sobą, po czym położyłem je na brzuch.
- Też tak myślałem. - zacząłem - Ale zadzwonił do mnie rano, mówiąc, że ma sporo pracy.
Chłopak odwrócił się na plecy i przymknął powieki.
- O której będzie wypis? - zapytał cicho
- O szesnastej. - odpowiedziałem
Blondyn spojrzał na mnie zdziwiony.
- To po co jesteś tutaj tak wcześnie? - zapytał obojętnym tonem
Te słowa nie były niczym wielkim, jednak strasznie mnie zabolały.
- Przyjechałem, bo martwię się o ciebie. - odpowiedziałem, patrząc mu w oczy
Chester prychnął.
- Ty? Martwisz się? O mnie? Chyba zapiszę to w pamiętniku. - zadrwił
Nigdy jeszcze się tak nie zachowywał. Często milczał i był mrukliwy, jednak jeszcze nigdy nie drwił z moich uczuć.
Blondyn podniósł się do pozycji siedzącej. Ja także wstałem, by chwilę później zająć miejsce obok niego na łóżku. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie, tyle że ja patrzyłem na niego, a on unikał mojego spojrzenia.
- Chester... - szepnąłem, lecz z jego strony nie spostrzegłem żadnej reakcji
Przybliżyłem się do niego tak, że nasze twarze praktycznie stykały się ze sobą.
- Wiesz, że popełniam wiele błędów... - szepnąłem do jego ucha - ...ale i tak jesteś dla mnie najważniejszy. - dokończyłem, chwytając jego nadgarstki
Chłopak nadal nie chciał na mnie spojrzeć.
- Kocham Cię... - szepnąłem, na co chłopak drgnął i przygryzł dolną wargę - ... i nigdy nie przestanę. Jednak nie mogę Ci się narzucać. - wciąż szepcząc, dotknąłem wargami jego bladego policzka, na którym teraz znajdował się fioletowy siniak - Zrobisz co chcesz. Przemyśl to. - dokończyłem, po czym puściłem jego dłonie i odsunąłem się od niego
Powoli wstałem z zamiarem wyjścia z sali, jednak gdy tylko podniosłem się z łóżka, poczułem jak czyjaś ręka chwyta moją dłoń i ciągnie z powrotem na posłanie. Dosłownie spadłem na Chestera, a ten jakby nie przejął się moim ciężarem i po prostu oplótł swoje dłonie wokół mojej szyi, po czym wpił się w moje usta.
Jeszcze nigdy mnie tak nie całował. Trzymał mnie tak mocno, jakby naprawdę bał się, że go zostawię. Ale przecież nie mógłbym mu tego zrobić.
Położyłem dłonie na biodrach blondyna i odwzajemniłem pocałunek. Nasze usta stały się jakby jednością; czymś, czego nie można rozdzielić. Przez chwilę czułem się jak w niebie.
Po kilku minutach oderwaliśmy się od siebie. Nasze ciężkie oddechy mieszały się ze sobą. Chester schował twarz w zagłębieniu mojej szyi.
- Jesteś dupkiem, Mike. - stwierdził - Ale i tak nie potrafię żyć bez ciebie. - dodał szybko
Wtuliłem się jeszcze bardziej w jego kruche ciało.
- Moja kruszynka... - szepnąłem, zaciągając się zapachem chłopaka
Chester zachichotał cicho. Pogłaskałem go po głowie i ucałowałem w czoło. W tej chwili wszystkie moje obawy odpłynęły.



'Zostań ze mną
Nie pozwól mi odejść
Bo ja nie potrafię być bez Ciebie
Po prostu zostań ze mną
I trzymaj mnie mocno
Ponieważ budowałem swój świat wokół Ciebie
I nie chcę wiedzieć jak jest bez Ciebie
Więc zostań ze mną
Po prostu zostań ze mną'




***




Następnego dnia




- Cholera! - warknąłem, uderzając łokciem w twarde drzwi
Odstawiłem pudło z dekoracjami na podłogę i pomasowałem ręką bolący staw. Przeklnąłem jeszcze raz pod nosem, po czym ponownie wziąłem pudło w obie ręce i odstawiłem je na strych. Skończyłem przenoszenie gratów zszedłem na dół. Otrzepałem ubrania z kurzu.
Rozejrzałem się po salonie. Jeszcze tyle pracy miałem przed sobą, a ja stałem i po prostu myślałem nad całokształtem. Taa, porządki w tym domu nie były zbyt częstymi gośćmi. Westchnąłem i wyciągnąłem odkurzacz, z zamiarem odkurzenia dywanu, który i tak stracił już swoją naturalną barwę.
A, tak! Zapomniałem! Dzisiaj zapraszam do siebie Chestera na małą kolacyjkę przeprosinową. Mam pewien plan, który chciałbym zrealizować. Niestety, nie wiem, czy cokolwiek wypali.



Kilka godzin później




Porządki zakończone. Jedzenie zrobione. Salon urządzony.

Rozejrzałem się dookoła. Faktycznie, wszystko było dopięte na ostatni guzik. Tylko coś mi tu nie grało...
No tak! Przecież ja sam musiałbym się jakoś przyszykować! Ale oczywiście niemyślący Pan Shinoda nigdy nie umie sam siebie ogarnąć.
Szybko wspiąłem się po schodach na górę, do mojego pokoju. Podszedłem do komody stojącej naprzeciw łóżka i wyciągnąłem z niej czyste ubrania. Pośpiesznie dotarłem do łazienki.
Wziąłem szybki, ale niezwykle orzeźwiający prysznic. Później umyłem zęby i przebrałem się. Następnie spojrzałem w lustro.
No tak, zapomniałem dodać, że byłem dzisiaj u fryzjera. Jakoś denerwowały mnie włosy buntowniczego nastolatka. Teraz wyglądam dużo schludniej, ale też jakoś...starzej? Mike wygląda tak XD
Rzadko noszę rurki, ale dzisiaj musiałem je na siebie ubrać, bo nic innego nie pasowało do tej brązowo, zgnito, sraczkowatej koszuli. A zresztą...boże, nie ważne!
Zszedłem na dół, w poszukiwaniu swojego telefonu. Niestety, nie znalazłem go nawet w lodówce.
Taa, cały ja.
Usiadłem na kanapie i spojrzałem na zegarek. Za jakieś trzydzieści minut powinien zjawić się Chester. Jestem tak zdenerwowany, jak nigdy wcześniej. Boże, a co jeżeli źle potraktuje moje plany? Co, jeżeli mnie wyśmieje? Boże, jestem kretynem! Chester taki nie jest!
Nagle zadzwonił dzwonek. Zaskoczony zerwałem się z kanapy, zahaczając nogą o stół, przez co zaliczyłem niezłą glebę.
- Kurwa. - syknąłem, próbując się podnieść
Już po chwili wstałem, otrzepując się z niewidzialnego kurzu. Podszedłem w stronę wyjścia i otworzyłem drzwi.
Moim oczom ukazała się sylwetka mojego chłopaka. Chester był chyba tak samo zaskoczony, jak i zdenerwowany jak ja. Jednak jego ciemne oczy emanowały podnieceniem, a na twarzy gościł szczery, ciepły uśmiech. Blondyn ubrany był w błękitną koszulę (tym razem nie w kratę), czerwone rurki i lekko zdarte trampki.
- Nie wiedziałem, że przyjdziesz tak szybko. - rzuciłem bez przywitania
- A ja nie wiedziałem, że byłeś u fryzjera. - chłopak uśmiechnął się do mnie słodko, po czym wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi
Po chwili przybliżył się do mnie i złożył na moich ustach delikatny pocałunek.
- Ślicznie Ci tak. - szepnął, po czym oderwał się ode mnie
Tym razem to ja go pocałowałem. Po chwili wziąłem go za rękę i poprowadziłem w stronę salonu.
Chłopak w pewnej chwili stanął jak wryty.
No tak, włożyłem dużo pracy, by wyglądało to dosyć przyzwoicie. Rolety w pokoju były zaciągnięte. Dookoła porozstawiane były świece w czarnym i czerwonym kolorze. Na środku pokoju stał udekorowany stół z dwoma krzesłami.
Chester spojrzał na mnie zaskoczony.
- Mówiłeś, że zjemy razem kolację...ale nie sądziłem, że aż tak się wysilisz... - szepnął
Uśmiechnąłem się do niego szczerze, po czym szepnąłem:
- Dzisiejszy wieczór jest tylko nasz, kochanie. I chciałem, by zapadł Ci głęboko w pamięci.




***



Około trzech godzin później



Było koło godziny dwudziestej pierwszej. Mój stres wciąż narastał, a ja nie wiedziałem, kiedy będzie odpowiednia chwila. Jednak im dłużej czekałem, tym bardziej bałem się odrzucenia.
Siedzieliśmy na kanapie, przytuleni do siebie i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym zarazem. 
Teraz albo nigdy.
Oderwałem się od Chestera, a ten lekko zaskoczony podniósł się do pozycji siedzącej. Uśmiechnąłem się do niego nieśmiało.
- Chodź ze mną Chazzy. - powiedziałem, czując jak wielka gula rośnie w moim gardle
Chester wstał, tak samo jak ja. Wziąłem chłopaka za rękę. Przy wyjściu z salonu stanąłem na chwilę. 
- Muszę Ci założyć coś na oczy, żebyś nie podglądał. - powiedziałem
Chłopak lekko się zaśmiał i poczekał, aż zawiążę mu opaskę na oczy. 
Bardzo powoli weszliśmy po schodach na górę. Uważałem, żeby Chester nie potknął się przypadkiem. Gdy byliśmy już na górze, skierowaliśmy się w stronę sypialni. Weszliśmy do pokoju, po czym zamknąłem drzwi. Rozglądnąłem się po pomieszczeniu, i już po chwili rozwiązałem Chesterowi opaskę, która spadła na ziemię. Jednak nie chciało mi się jej podnieść.
Blondyn miał tak zaskoczoną minę, że sam bałem się, że dzisiaj po tylu niespodziankach dostanie zawału. 
Stał i po prostu patrzył na sypialnię, otoczoną przez kolorowe świece i porozrzucane na podłodze płatki róż. Na środku pokoju stało łóżko z białą pościelą.
Chester spojrzał na mnie i przygryzł dolną wargę. Wiedziałem, że teraz muszę wygłosić moje "przemówienie". Westchnąłem ciężko.
- Chester, ja... - nagle zaczęło mi brakować słów - Wiesz, że Cię kocham. Jesteśmy ze sobą już od dawna, jednak pomiędzy nami jeszcze nigdy nie doszło do czegoś poważniejszego. Wiem, że to nie jest dla ciebie łatwe i mówię ci: decyzja należy do ciebie. Po prostu...chciałbym być jak najbliżej ciebie...na wszystkie możliwe sposoby. - dokończyłem, wpatrując się z lękiem w zamyśloną twarz Chestera
W pewnym momencie chłopak rozpromienił się.
- Nawet nie wiesz, ile czasu czekałem na ten moment. - powiedział
Całe moje zdenerwowanie nagle odeszło, a jego miejsce zajęło szczęście.
Przybliżyłem się do Chestera i pocałowałem go. Chwyciłem chłopaka za biodra, a ten oplótł moją szyję swoimi rękoma. Całowaliśmy się jeszcze przez chwilę, po czym popchnąłem blondyna w stronę łóżka. Po chwili usiadłem na nim okrakiem i zacząłem ściągać jego koszulę. Po kilku minutach byliśmy już całkiem nadzy, postawieni przed swoimi uczuciami.
- Ufam Ci. - szepnął chłopak
Pocałowałem go w czoło, po czym odwróciłem go na brzuch. To będzie niezapomniana noc.




-------------------

Fragment: Danity Kane - Stay With Me



Ha! Ha!
Nie daję scen dokładnego seksu, bo po prostu...nie umiem pisać takich rzeczy, psia krew! Jestem zboczeńcem na całego, ale...nie nadaję się na autorkę książek dla dorosłych. 
No i ogólnie ten rozdział taki suoooodki i w ogóle... ;_;
Ale nie dajcie się zwieść! Nic nie będzie takie, jak się wydaje!
A kiedy? Dokładnie za dwa rozdziały! Jednak będzie taki mały zwrot akcji, ale boję się, że mnie zabijecie, jak dodam ostatni rozdział, noo ;_;
Dobra, nic już nie mówię!
Żegnam Was i do piątku...mam przynajmniej taką nadzieję! :)