31 maja 2014

My life is you: Rozdział 14

Taa, drugi [zjebanie krótki] rozdział w ten sam dzień, to już chyba przesada, co nie? No, ale mam nadzieję, że następny będzie dłuższy, chyba że napiszę go jeszcze dzisiaj (choć jeśli to zrobię, zacznę nazywać się najdziwniejszą dziewczyną na tym świecie). Pewnie nie ogarniacie teraz tego opowiadania, nie martwcie się  - ja sama tego nie ogarniam. No, ale chyba nie jest aż tak źle...
No dobra, to ja zapraszam do czytania:



--------------------



Około 30 minut później

Byłem już na miejscu. Serce podskoczyło mi do gardła - telefon od Harley naprawdę mnie zaniepokoił. Jej drżący z przerażenia głos...tak strasznie się o nią bałem. A teraz jestem tutaj, pod Endorfinką i nie mam odwagi, by wejść do środka. Ale nie miałem wyboru - musiałem pokazać, że nie jestem tchórzem. Już raz stchórzyłem, i co? Kim przez to stała się ta dziewczyna?

Powoli udałem się w stronę wejścia, by po chwili znaleźć się w środku nieprzyjemnego lokalu. Pierwsze co przykuło moją uwagę, to zbyt duża ilość neonowych świateł, wydobywających z siebie mocno-fioletowe akcenty. Okropnie raziły one w oczy, przez co musiałem zamrugać kilka razy, by móc rozejrzeć się po budynku. Endorfinka nie zdawała się wyglądać na taką melinę, jak mówili - czarne połyskujące stoliki, a przy nich krzesła obite purpurową skórą; ściany pokryte tapetą w podobnym kolorze, a podłoga wyłożona ciemno-brązowymi panelami. Dookoła oprócz neonu porozwieszane były różnorodne zdjęcia oraz obrazy.
Mimo to nie miałem ochoty na dłuższe przebywanie w tym miejscu.
Podszedłem do baru z zaskakującą ilością alkoholu, przy którym stał najprawdopodobniej barman.
- Dzień dobry. Wie pan może, gdzie znajdę jedną dziewczynę...czerwone włosy, ładna i dosyć szczupła? - zapytałem
Mężczyzna po trzydziestce spojrzał na mnie niepewnie.
- Znasz jej imię? - zapytał podejrzliwie
- Harley Edwards. - powiedziałem spokojnym tonem
Barman chwilę się zastanawiał, po czym kazał mi chwilę poczekać, a sam udał się na zaplecze. Po około pięciu minutach wrócił.
- Jest w Kolorowym Pokoju. - powiedział znudzony
Nic mi to nie mówiło.
- Zaprowadziłby mnie pan? Nie jestem tutaj zbyt obeznany.
- Jasne. - rzucił facet i ruchem ręki dał mi do zrozumienia, że mam iść za nim
Szliśmy chwilę, co jakiś czas napotykając ludzi, którzy patrzyli na mnie dosyć krzywo. Pewnie nie pasowałem do takiego miejsca.
W końcu doszliśmy pod odpowiednie drzwi.
- Byle krótko. Harley ma dzisiaj sporo klientów. - rzucił barman i już po chwili zniknął
Sporo klientów... - pomyślałem, przełykając głośno ślinę
Nacisnąłem na klamkę, nawet nie pukając.
Wszedłem do pokoju. Był on inny, niż reszta budynku. Było tu ciemno jak w dupie. Żadnych świateł - tylko czerń i głęboka ciemność.
Zauważyłem postać leżącą na łóżku. Zdecydowanie była to dziewczyna, ponieważ osoba ta miała kobiece, wyostrzone kształty oraz długie włosy. Ubrana była w skąpą bieliznę, możliwe że spała.
Jednak dziewczyna drgnęła nerwowo, gdy usłyszała moje ciche kroki. Podniosła się do pozycji siedzącej i spojrzała pustym wzrokiem w przestrzeń. Jej spojrzenie zatrzymało się na mojej osobie.
- Mikey... - szepnęła
Jej głos był drżący i jakby...zapłakany? Jednak nie byłem tego do końca pewien.
- To ja. - tylko to przyszło mi wtedy do głowy
Czerwonowłosa usiadła na skraju łóżka i poklepała miejsce obok siebie. Nie do końca pewien jej intencji podszedłem do wskazanego miejsca i usiadłem obok dziewczyny. Lekkie światło słońca padało na jej bladą twarzyczkę poprzez szparę w zasłoniętych roletach.
- Myślałam, że nie przyjdziesz. - szepnęła i spuściła głowę
- Myślisz, że jestem tutaj dlatego, że tego chcę? - zapytałem z wyrzutem
- Oczywiście, że nie. - rzuciła szybko
Przez chwilę patrzyłem na jej kruche ciałko, po czym przyciągnąłem ją bliżej siebie. Ta, początkowo zdezorientowana, przylgnęła do mojego ciała i wtuliła twarz w zagłębienie mojej szyi.
- To przeze mnie. - zacząłem - Nie powinienem Cię zostawiać. Tak strasznie Cię skrzywdziłem...Przepraszam. - do moich oczu napłynęły łzy
Dziewczyna oderwała się od mojego ciała.
- Nie przepraszaj. Tyle razy przepraszałeś, ale czy aby na pewno szczerze? - zapytała
Spojrzałem jej w oczy.
- Nigdy nie chciałem Cię skrzywdzić. - powiedziałem, choć wiedziałem, że to tylko po części prawda
Wyraz twarzy dziewczyny zmienił się diametralnie. W jej smutnych oczach pojawiła się nienawiść...a może nawet agresja?
Czerwonowłosa wstała z łóżka i założyła na siebie biały, jedwabny szlafrok. Oparła się o przeciwległą ścianę i przymknęła powieki.
- Tak właściwie... Po co miałem tu przyjechać? - zapytałem nieco zdezorientowany
Dziewczyna wciąż miała zamknięte oczy.
- Na moim polu z papierowych kwiatów, i kołysanki z cukrowych obłoków... - zaczęła nucić cichutko pod nosem
- Harley, wszystko w porządku? - zapytałem zaniepokojony
- Leżę sobie tak godzinami i oglądam nad sobą kolorowe niebo... - dziewczyna była jakby nieobecna
Coraz bardziej zdezorientowany, wstałem z miejsca i powolnym krokiem zmierzałem w stronę dziewczyny. Ta wciąż cicho nuciła:
- Pochłonięta przez dźwięk mojego krzyku, nie mogę zakończyć strachu cichych nocy... 
Podszedłem jeszcze bliżej.
- Och jak pragnę mocno zasnąć, bogini wymyślonego światła... 
Nagle jej oczy gwałtownie się otworzyły. Dziewczyna spojrzała na mnie zmieszana.
- Idź już. - wyszeptała
Nie miałem pojęcia, co się dzieje. Po prostu wyszedłem z pokoju i poszedłem przed siebie. Gdy byłem już przy barze, usłyszałem pełen bólu i przerażenia krzyk. Krzyk Harley.
Chciałem tam wrócić, jednak barman jak najszybciej mnie spłoszył. Wyszedłem z lokalu zagubiony i jednocześnie pełen obaw.




***



Wszedłem do sali, w której leżał Chester. Myślałem, że chłopak będzie chciał ze mną porozmawiać, więc postanowiłem jak najszybciej się do niego udać. Niestety, zastałem go śpiącego.
Wyglądał okropnie. Jego twarz była cała poobijana. Miał rozcięte usta i lewą brew. Pod prawym okiem miał ogromną śliwę. 
Zaklnąłem w myślach. Nie mogłem uwierzyć, że ktoś tak strasznie go skrzywdził, a mnie przy nim wtedy nie było. Byłem współwinny tej całej chorej sytuacji. Czułem się, jakbym był jego oprawcą.
- Przepraszam. - wyszeptałem, gładząc go po czole - Tak strasznie przepraszam. Wynagrodzę Ci to. Obiecuję. 
Pocałowałem go w czoło, po czym usiadłem na krześle obok łóżka i po chwili odpłynąłem. 



---------------

Fragment: Evanescence - Imaginary



Okey, to ja nie przedłużam. Piszcie, co o tym sądzicie. Ploooooosę :3

To do następnego i papatki ;*

My life is you: Rozdział 13

Hey! Dodaję Wam trzynastkę - będzie ona szczęśliwa, czy pechowa? Tego dowiecie się po przeczytaniu. :)




----------------------



Jakiś czas później


Przechadzałem się właśnie z Mikiem po parku. Była późna jesień, więc padał lekki deszcz, który sprawiał uczucie wszechobecnego chłodu. Odruchowo okryłem się szczelniej grubą bluzą, która i tak nie przynosiła mi zbytniej ulgi. Ale nie o ten chłód mi chodzi.
Chodzi mi o chłód pomiędzy mną, a Shinodą. To dziwne - ta cała sytuacja z Harley, której świadkiem byłem kilka dobrych tygodni temu...dziwnie na mnie wpłynęła. Nie wiem czy bardziej byłem zaskoczony, czy zaniepokojony. Do teraz nie potrafię tego zrozumieć.
Oczywiście powiedziałem o wszystkim Mike'owi, ale ten jakby...wcale się tym nie przejął. Co więcej - pomyślał, że mówię mu to dlatego, że martwię się o Harley. Pff, niby czemu miałbym się martwić o tą czerwonowłosą szmatę, skoro nic mnie z nią nie łączy?
W tym wszystkim chodzi o Mike'a. On chyba nie rozumie, że ta mała coś kombinuje i to w dodatku z jego współlokatorką! Ale ten debil najwyraźniej nie chce tego pojąć...
I to przez to jest między nami taka...zapadnia? Nie wiem dokładnie jak to określić. 
Nie wiem, czy mój chłopak się na mnie obraził, czy może zmartwiła go wieść, że Harley się puszcza. Boję się jednak, że Shinoda nie da temu spokój i weźmie sprawy we własne ręce. 


***


Odliczałem czas do końca matematyki. Nieznośna nauczycielka tłumaczyła coś skrzeczącym głosem, lecz ja ledwo komunikowałem. Dzisiejszej nocy nie zmrużyłem oka. A dlaczego? Dlatego, że Mike nie odbierał ode mnie telefonu. Martwiłem się o niego, a ten typek nawet nie raczył wysłać mi głupiego SMS'a. 
Po kilku kolejnych minutach, które zdawały się trwać wiecznie, zadzwonił dzwonek. Zerwałem się z ławki i czym prędzej wydostałem się z klasy. Oczywiście po drodze prawie nie zabiłem się o plecak jakiegoś kujona.
Szedłem szybko korytarzem, nie zwracając najmniejszej uwagi na trącających mnie łokciami ludzi. Musiałem jak najszybciej dostać się na dziedziniec szkolny, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. 
Gdy dotarłem na dwór od razu usiadłem na murku obok wejścia do szkoły. Rzuciłem torbę z książkami gdzieś obok i spuściłem głowę. Myślałem, że zaraz mózg mi pęknie. Jednak bez snu nie potrafię wytrzymać zbyt długo. 
Wyciągnąłem telefon z zamiarem zadzwonienia do Mike'a, gdy przede mną ni stąd, ni zowąd pojawił się jakiś wysoki, dosyć dobrze zbudowany chłopak, na oko starszy ode mnie.
- Czego? - syknąłem znużony, po czym schowałem telefon z powrotem do kieszeni. 
- To ty jesteś Chester? - zapytał, patrząc na mnie z wyższością
- Może...Znamy się? - uniosłem brew do góry
Chłopak zaśmiał się gorzko. Odwrócił się i zawołał:
- Chłopaki, to ta pizda, o której jej chodziło! Chodźcie tu!
Zrobiłem wielkie oczy. 
Będą kłopoty.... - pomyślałem, z zamiarem jak najszybszego ulotnienia się z tego miejsca
Już zacząłem się podnosić, gdy mój wcześniejszy rozmówca chwycił mnie mocno za koszulkę i szarpnął do przodu. Wylądowałem na ziemi, a wokół mnie zebrała się siódemka napakowanych kolesi z nieprzyjaznymi mordami. 
- Faktycznie...wygląda i zachowuje się jak pedał! - zaśmiał się chłopak o czarnych włosach i śnieżnobiałych zębach
Wszyscy wybuchnęli strasznym śmiechem.
Jeden z facetów widząc moje przerażenie, powiedział:
- Nie bój się słodziutki, pobawimy się z tobą. 
Przełknąłem głośno ślinę i zamknąłem oczy.
- Dobra, śpieszy mi się, więc załatwcie to jak najszybciej. - odezwał się chłopak, którego spotkałem jako pierwszego - Tej gnidy ma tu później nie być.
Po tych słowach oprawcy dosłownie rzucili się na mnie. Okładali mnie pięściami po głowie, kopali w brzuch i  w plecy. A ja leżałem bezbronny na ziemi i próbowałem ochronić przynajmniej kawałek twarzy dłońmi. Gorzki śmiech dobiegał mnie z każdej strony. Czułem, że już niżej nie mogłem upaść. Bezbronny, bez szans...
Nie wiem ile to trwało. W pewnej chwili czułem, że zaraz stracę przytomność. Gdy moi oprawcy oderwali się ode mnie, zakaszlałem głośno, plując rdzawo-czerwoną krwią. Złapałem się mocno za brzuch i skuliłem jak najbardziej umiałem. Do moich oczu cisnęły się łzy, jednak nie chciałem robić z siebie większej ofiary. Myślałem, że to już koniec, lecz wtedy poczułem, jak mężczyźni podnoszą moje poturbowane, bezwładne ciało i niosą gdzieś. Nie miałem już nawet sił na jakąkolwiek reakcję. Było mi już wszystko jedno. 
Po chwili marszu bezwładnie upadłem na miękką trawę. Śmiech moich oprawców był coraz cichszy...w końcu sobie poszli. Przymknąłem zmęczone powieki i po chwili straciłem przytomność. 


***


Otworzyłem leniwie oczy. Białe światło natychmiast mnie poraziło. Spróbowałem podnieść prawą dłoń, by zasłonić się przed lampą, jednak byłem zbyt słaby. Kolejny raz byłem w szpitalu.
Przekrzywiłem głowę nieco w lewo i spostrzegłem śpiącą na krześle sylwetkę Mike'a. Chwilę się w niego wpatrywałem, po czym zauważyłem, że chłopak powoli zaczyna się budzić. 
- Chester? - usłyszałem jego zachrypły głos
- Hej Mike. - spróbowałem się uśmiechnąć, jednak słabo mi to wychodziło
- Jak się czujesz? - zapytał, jednak po chwili rozdzwonił się jego telefon, leżący na szafce stojącej tuż przy moim łóżku
Spojrzałem na wyświetlacz i jedyne co odczytałem, to "Harley Edwards". Szybko odwróciłem głowę w drugą stronę. Mike najwyraźniej nie zauważył, że spojrzałem na jego telefon. Dopiero po dłuższej chwili wziął urządzenie do ręki, po czym odebrał. 
- Halo? - powiedział
Cisza.
- Ale gdzie?
Cisza.
- Dobra, zaraz tam będę, zaczekaj na mnie. - rzucił szybko i rozłączył się
Chłopak wstał z krzesła.
- Przepraszam, ale muszę już iść. Mój znajomy zapomniał...notatek z mojego...pokoju i chciałby je teraz dostać. Muszę mu je zawieść. - powiedział to tak szybko, że ledwo co zrozumiałem sens jego wypowiedzi, a chłopak już się ulotnił
Odrzuciłem głowę do tyłu i westchnąłem głęboko. Dlaczego Mike nie powiedział mi prawdy? Czy nadal ma kontakt z Harley? I co się stało, że tak szybko wyszedł ze szpitala?
Zezłościłem się w duchu za swoją naiwność, po czym poczułem, że po moich policzkach płyną drobne łzy. 
Mike mnie okłamywał.



'Nie odchodź,
Nie poradzę sobie sam.
Nie odchodź,
Nie, nie poradzę sobie sam.'


-----------------------

Fragment: Bring Me The Horizon - Don't Go

Tak, wiem - strasznie krótkie to i takie pogmatwane! Ale mam nadzieję, że kolejny rozdział troszkę Wam wszystko rozjaśni.
No to ja zapraszam do komentowania :)))
Do zobaczenia następnym razem!

24 maja 2014

My life is you: Rozdział 12

Hejka! Lecę do Was z dwunastką!
Cieszę się, że nie musiałyście czekać na nią kolejne cztery miesiące. No, ale mój leń jakoś przestał mnie nękać, przez co mam ochotę teraz pisać na okrągło.
To może ja już zapraszam do czytania:



----------------------


- Złaź ze mnie! - powiedziałem z lekkim zdenerwowaniem, choć wciąż nie mogłem przestać się śmiać

Chester pokazał mi język i jeszcze wygodniej się na mnie usytuował. Jego mina miała mi dać do zrozumienia, że jest mu w takiej pozycji dobrze i jak narazie nie ma zamiaru ze mnie schodzić. Bez większych sprzeciwów po prostu ułożyłem głowę wygodnie na poduszce, myśląc, że chłopak widząc moją obojętność po prostu w końcu da za wygraną. Ależ wielkie było moje zdziwienie, gdy poczułem, że blondyn przytula się coraz bardziej do mojego ciała i oplata moje biodra swoimi rękoma. Musieliśmy wyglądać komicznie.
Tak naprawdę nie chciałem, by ta kruszynka ze mnie schodziła. Uwielbiałem czuć przyjemny ciężar ciała Chestera. Przynajmniej wiedziałem, że przy mnie będzie bezpieczny.
Przyciągnąłem chłopaka bliżej. Ten podniósł na chwilę głowę i spojrzał w moje oczy z miłością. W tej chwili wyglądał jak małe dziecko. Jego blond włosy były w kompletnym nieładzie, a koszula wygnieciona ze wszystkich stron. No i jeszcze robił taką dziwną minę: trochę zdziwioną, lecz wyrażającą głębokie szczęście.
Zaśmiałem się i ucałowałem go prosto w czoło. Ten lekko się zarumienił i schował twarz w zagłębieniu mojej szyi.
- Chazzy... - szepnąłem z czułością - Wiesz, że muszę już iść, prawda?
Chłopak spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Nie możesz zrobić sobie małej przerwy od studiowania? - zapytał
Westchnąłem.
- Wiesz, że nie. Chcę zdać egzaminy. To dla mnie bardzo ważne.
Blondyn zrobił dziwną minę, po czym powoli zszedł ze mnie i usiadł na skraju łóżka. Wyglądał teraz strasznie smutno.
Podciągnąłem się na łokciach i już po chwili siedziałem obok niego. Objąłem go wokół pasa i przyciągnąłem go do siebie.
- Chciałbym zostać. - szepnąłem - Ale wiesz, że mam także pewne obowiązki.
Chester spojrzał na mnie.
- Czyli te twoje 'obowiązki' są ważniejsze ode mnie? - zapytał ze smutkiem w oczach
- No co ty! Jesteś dla mnie wszystkim. - powiedziałem
Chłopak nadal miał skwaszoną minę. Nie lubiłem, gdy Chester miał te swoje 'humorki', ale rozumiałem go.
Po chwili zastanowienia podniosłem się z łóżka i stanąłem przed Chesterem. Ten nawet na mnie nie spojrzał.
Usiadłem mu okrakiem na kolanach i wpiłem się w jego zaróżowione usta. Chłopak (choć zaskoczony) odwzajemnił pocałunek. Odsunąłem się od niego o kilka centymetrów.
- Dobra... Zrobię sobie dzisiaj wolne. - powiedziałem
- Naprawdę? - Chester od razu się rozpromienił
- Tak. Nie chcę, byś czuł się odrzucony. A teraz przebierz się, bo zabieram Cię na lody. - rzuciłem z uśmiechem i wstałem z jego kolan
- Na lody? - blondyn uśmiechnął się zalotnie
- Ugh, ty mój mały zboczeńcu! - także się zaśmiałem, po czym podszedłem do szafy, wyciągnąłem koszulę w błękitną kratę i rzuciłem nią w Chestera



***


Od dzisiaj mogę nazwać Chestera łamagą roku. Nie dość, że w drodze do sklepu potknął się o przechodzącego obok niego kota, to teraz jeszcze ubrudził sobie koszulę czekoladowym świderkiem. Tak naprawdę jego lód jest wszędzie, tylko nie tam gdzie powinien. 
Teraz siedzimy na ławce w parku, a ja wciąż powstrzymuję się od śmiechu. Patrzę na jego uśmiechnięta buzię umazaną czekoladą. I choć nazwałem go dzisiaj łamagą przez duże "Ł", to przecież jest mój.
Wyciągnąłem z kieszeni chusteczkę, którą otarłem kąciki ust blondyna. Ten bez jakiejkolwiek reakcji nadal jadł swojego loda. Wyrzuciłem chusteczkę do kosza na śmieci i dokończyłem swoją porcję lodów.
Po kilku minutach Chester także skończył jeść swoje.
- Wyglądasz jak świnka. - zaśmiałem się
Blondyn spiorunował mnie wzrokiem.
- Patrz się na siebie, kózko. - odgryzł się
Zaśmiałem się kolejny raz.
- Nie podoba Ci się moja kozia bródka? - zapytałem
Chłopak przyjrzał mi się uważnie.
- Podoba. Ale przy tobie wyglądam jak dwunastolatek. 
- Eee tam. - machnąłem ręką - Dla mnie i tak jesteś najcudowniejszy.
Chester uśmiechnął się.
- Dziękuję Mikey. - przybliżył się do mnie i ucałował lekko w usta - Mam pomysł. Przyjdź do nas dzisiaj na kolację. Billie się ucieszy.
Zawahałem się.
- Jesteś pewien, że Billie nie ma nic przeciwko temu, że tak często u was bywam? No wiesz, nie chcę się narzucać. - powiedziałem zmieszany
- No chyba żartujesz! Mój brat cieszy się, że w końcu mam kogoś. Przecież wiesz, że nie ma nic przeciwko mojej orientacji. Jest nadzwyczaj tolerancyjny.
- Ehh, no dobrze. - dałem za wygraną
Chester ucieszył się i mocno się do mnie przytulił.
- Będzie świetnie, wiesz... - zaczął, ale w tej chwili zadzwonił jego telefon - Kuźwa, kto się dobija. - syknął
- Odbierz. - powiedziałem i wskazałem na telefon
Blondyn oderwał się ode mnie i odebrał.
Przez chwilę z kimś rozmawiał, po czym rozłączył się.
- Dzwonił Billie. Mam wracać do domu, bo jego laska ma do nas przyjechać, a on nie może się zerwać z pracy, by ją do mieszkania wpuścić. - powiedział i powoli wstał z ławki
- Nie ma sprawy. Tak naprawdę to miałem się jeszcze wybrać po kilka rzeczy do akademika. - powiedziałem
- Okej. No to do zobaczenia wieczorem. - ucałował mnie w policzek i już po chwili zniknął za najbliższymi drzewami
Podniosłem z ławki swoją torbę z naszywkami ulubionych zespołów i skierowałem się w stronę przystanku autobusowego.


***


Szedłem spokojnie do domu. Co jakiś czas spotykałem na swojej drodze przechodniów, którzy dziwnie na mnie patrzyli. Dopiero po półgodzinnym marszu zdałem sobie sprawę, że moja błękitna koszula jest cała umazana w czekoladzie. Mike miał rację - jestem łamagą.
Do domu pozostało mi jeszcze jakieś 15 minut marszu. Przechodziłem właśnie obok klubu zwanego 'Endorfinką', znanego głównie z tego, że spotykają się w nim ćpuny i dziewczyny, chcące szybko zarobić. Zwykły burdel.
Nie wiem dlaczego, ale spojrzałem w tamtą stronę. Może to był impuls, ale czułem, że powinienem to zrobić. 
Przy jednej z fioletowych ścian budynku stała dziewczyna z imponującym tatuażem na lewym ramieniu. Była ubrana dosyć normalnie: ciemne rurki, brązowy top na ramiączkach i trampki. Jednak to nie ona przykuła moją uwagę. Po chwili z klubu wyszła dziewczyna o smukłej, dosyć wychudzonej sylwetce. Niezdarnie ułożone, czerwone włosy opadały jej na ramiona. Ubrana była w krótką sukienkę bez ramiączek, jak na mój gust zbyt prowokującą. Na nogach miała wysokie obcasy, pod kolor sukienki. 
Zdałem sobie sprawę, że przed moimi oczyma widziałem nikogo innego, jak Harley.
Nie wiem dlaczego, ale chciałem jak najszybciej opuścić to miejsce. Nigdy nie miałem nic do tej dziewczyny, ale skoro zobaczyłem ją tutaj...Zmieniłem całkowicie o niej zdanie. 
Jak najszybciej udałem się w stronę domu. Po kilku minutach byłem na miejscu. 



***


Otworzyłem drzwi do pokoju w akademiku, spodziewając się kompletnego bałaganu i zamieszania. W końcu zostawiłem Katherinę samą na cały weekend, więc mogła robić to, na co miała ochotę. Ależ byłem zaskoczony, gdy ujrzałem, że wszystko było na swoim miejscu. Oprócz samej Kat. 
Nie było jej tutaj.
Kiedyś mi powiedziała, że w poniedziałki musi odsypiać niedziele, więc nie będzie chodziła w te dni na zajęcia. Myślałem, że zastanę ją w łóżku.
Bez zastanowienia położyłem torbę na moim posłaniu, po czym wziąłem z szafki swojego laptopa i włączyłem go. Przez bite trzy godziny nie robienia niczego dupsko zaczęło mnie boleć, więc postanowiłem, że powoli zacznę się szykować na dzisiejszą kolację w domu Benningtonów.
Poszedłem do łazienki, by wziąć odprężający prysznic. Po zażytej kąpieli umyłem zęby, uczesałem się i leciutko ogoliłem (zostawiając moją kozią bródkę na swoim miejscu). Następnie wyjąłem z szafy czyste ubrania i przebrałem się. U Chestera miałem się zjawić około 19, więc postanowiłem od razu iść na przystanek. W końcu autobusem jedzie się tam przez jakieś półtorej godziny.
Wziąłem swoją torbę, wyszedłem z pokoju i zamknąłem drzwi na klucz. Udałem się w stronę wyjścia.
Na dziedzińcu jak zwykle słychać było ogólny gwar niedorozwojów. Szybko wydostałem się spomiędzy burzliwych nastolatków i dotarłem do parkingu.
- Cześć Shinoda! - usłyszałem krzyk, kilka metrów ode mnie
Odwróciłem się w tamtym kierunku. Zdałem sobie sprawę, że owy krzyk należał do Kat, siedzącej w samochodzie ze spuszczonymi szybami. Dziewczyna uśmiechała się do mnie.
- Gdzie Cię niesie? - zapytała
- Jadę do znajomego. - odparłem
- Ey, a ten znajomy mieszka gdzieś w mieście? Bo jak tak, to mogę Cię podrzucić, bo sama tam jadę. 
Zastanowiłem się chwilkę.
- Szczerze mówiąc, to chętnie bym się zabrał. - powiedziałem
- No to wpadaj do wozu! - dziewczyna kiwnęła na mnie
Podszedłem do auta, otworzyłem drzwiczki i usiadłem na miejscu pasażera. 
- Gdzie mieszka ten twój znajomy.
Podałem jej adres.
- O, to nawet dobrze się składa. Jadę do centrum, a to po drodze. - powiedziała z uśmiechem (dla mnie wydawał się on trochę zbyt wymuszony) i włączyła silnik



***



Wyglądałem przez okno w salonie, szukając w okolicy sylwetki Mike'a, ale jak narazie nigdzie go nie widziałem. No tak, przecież miał przyjechać dopiero za jakieś pół godziny. Nie wiem czemu stałem tu jak kołek.
Nagle zobaczyłem, jak pod naszym domem parkuje jakiś nieznany mi samochód. Zdziwiony wyszedłem z budynku,by móc podejść do właściciela pojazdu. Ku mojemu zdziwieniu z samochodu wysiadł mój Mike. Zaraz po tym powiedział coś do kierowcy. 
- Może przedstawisz mi swojego znajomego? - usłyszałem lekki, kobiecy głos, dochodzący z auta
Mike spojrzał na mnie przyjaźnie i dał mi do zrozumienia, że mam do niego podejść. Powoli udałem się w stronę swojego chłopaka.
Zza otwartej szyby samochodu ukazała się smukła twarz dziewczyny. Wyciągnęła do mnie rękę. Uścisnąłem jej dłoń, po czym podniosłem wzrok na jej ramię. Ten tatuaż...
Zdałem sobie sprawę, że mam do czynienia z tą samą dziewczyną, którą widziałem dzisiaj pod klubem. 
- Jestem Kat. - powiedziała, uśmiechając się
- Chester. - odpowiedziałem, po czym (może zbyt gwałtownie) wyrwałem rękę z jej uścisku
Dziewczyna chyba tego nie zauważyła. 
- Okey, to ja lecę. - rzuciła w naszą stronę - Papa. 
I już po chwili jej samochód zniknął za najbliższym zakrętem.



***



Kolacja minęła dosyć szybko. Mike z Billie'm prawie ciągle się z czegoś śmiali. Ale ja nie pamiętam nawet z czego. Wciąż zastanawiam się, dlaczego ta tajemnicza dziewczyna spotkała się pod Endorfinką właśnie z Harley. 
Z tego, czego się dowiedziałem od Mike'a, owa dziewczyna nazywa się Katherine i jest jego współlokatorką. Pamiętam, jak na początku Shinoda skarżył się na nią i nazywał ją 'pasztetem'. Jak dla mnie, ona wcale na paszteta nie wygląda. Wręcz przeciwnie - jest zbyt ładna.
Ale nie o to mi chodzi. Wciąż nie mam pojęcia, skąd one mogą się znać. Czy to zwykły zbieg okoliczności?
Była przyjaciółka Mike'a, przy okazji zakochana w nim dziewczyna i jego obecna współlokatorka spotykają się pod burdelem i nie ma w tym nic dziwnego? Coś mi tu śmierdzi. 
To wszystko jest jakieś dziwne.


---------------------


Narazie tyle. Nie chcę niczego spoilerować, ale mam w zanadrzu niezły zwrot akcji, tylko nie wiem jeszcze dokładnie, jak to wszystko rozegrać. Zostawiam Was z taką...niewiadomą.
A, no i pewnie zauważyłyście, że zmieniłam wygląd bloga. No i mam pytanie: podoba się Wam?
Poświęciłam około 6 godzin, by ten blog wyglądał tak, jak wygląda. Miałam bardzo dużo problemów z czcionkami i ich kolorami w postach. Mój blogger miał nasrane, ale udało mi się to opanować, więc teraz jestem szczęśliwa.
Chciałabym pisać troszkę krótsze rozdziały, ale dodawać je częściej, np. raz w tygodniu? Naprawdę chciałabym się tego trzymać, ale czasem to niemożliwe. Dlatego nie chcę Wam niczego obiecywać. 
I co do nowej playlisty na blogu...
Taa, pewnie pomyślicie, że mam nasrane, bo pierwsze 3 piosenki są takie spokojne i w ogóle...a potem dałam Arctic Monkeys i Guns N' Roses, a następnie walnęłam kolejną depresyjną piosenkę.
Tak, oficjalnie przyznaję się do tego, że mam nasrane w głowie.
Ale i tak mnie kochacie, prawdaaaa? *O*
No to ja lecę i papatki ;*