16 lipca 2014

My life is you: Rozdział 21

Hej. Macie 21 rozdział. Powiem tylko, że znowu przerzuciłam się na narrację trzecioosobową, bo tak mi łatwiej. Przepraszam za moje niezdecydowanie.
A teraz zapraszam do czytania:




--------------------



  Siedział właśnie na jednym z niskich, ubrudzonych parapetów. Kolana miał podciągnięte pod sam podbródek, by móc oprzeć na nich głowę. Co jakiś czas zaciągał się leniwie papierosem, którego gorzki smak zaczynał działać mu na nerwy. Syknął pod nosem coś niezrozumiałego, po czym wstał, rzucił niedopałek papierosa na chłodny beton i rozgniótł go butem. Znajdował się teraz w zimnym pokoju, podobnym do ubogich altanek, w których chowali się bezdomni. Ale mu było wszystko jedno.
  Znudzony wydostał się do długiego korytarza, który już dobrze znał. Wiedział, gdzie warto iść, a gdzie lepiej się nie pokazywać. Ale teraz musiał z kimś pogadać. Czuł, że przez tą samotność traci zmysły.
  Chłopak skierował się do pierwszych drzwi na prawo. Wiedział, że tam Ją znajdzie. Zawsze tam była, bez względu na to, czy coś brała, czy nie. To nawet było mu na rękę.
  Blondyn po cichu wszedł do niewielkiego pomieszczenia. Było w nim dosyć ciemno, choć było dopiero południe. Chłopak rozejrzał się dookoła, po czym podszedł do kanapy, na której siedziała Kat. Dziewczyna miała na sobie czarną, obcisłą bluzkę z rękawami do łokci oraz ciemne rurki. Długie, brązowe włosy spięła gumką. Chester pierwszy raz widział ją w tak...normalnej odsłonie. Wyglądała całkiem inaczej.
  Chłopak bez słowa usiadł obok dziewczyny i spojrzał na nią. Ta jakby nie zdawała sobie sprawy z jego obecności. Dopiero po kilku minutach odwróciła nieśmiało głowę w jego stronę, a na jej twarzy zagościł szczery uśmiech.
- Hej. - powiedziała swoim lekko zachrypniętym głosem
- Hej. - odpowiedział, po czym usłyszał dzwonek swojego telefonu
  Chester wyciągnął komórkę z kieszeni spodni i spojrzał na jej ekran. Od rana dostawał wiadomości od Mike'a. Blondyn nie rozumiał, czemu Shinoda nagle zaczął się starać. Przecież cały czas miał go gdzieś.
  Zrezygnowany położył telefon na mały stolik, znajdujący się po jego lewej stronie i westchnął ciężko.
- Co nie tak? - zapytała Kat, patrząc na chłopaka
- Nie...Wszystko w porządku. - odpowiedział zmieszany
Dziewczyna pokręciła głową.
- Widzę, że coś Cię trapi. Tylko nie wiem co. - rzuciła
  Chester spojrzał na Katherine. Nie wiedział, czy powinien jej się zwierzać ze swoich problemów. Byli zwykłymi znajomymi, to wszystko.
  Jednak chłopak musiał z kimś o tym pogadać. Czuł się zagubiony, ponieważ sam nie wiedział, co powinien zrobić w tej sytuacji.
- Ja... - zaczął, jednak po chwili zamknął usta
  Blondyn spuścił wzrok, próbując przemyśleć to, co zamierza powiedzieć dziewczynie.
- Nie wiem co robić. - rzucił ponownie spoglądając na zamyśloną brunetkę
- Chodzi o Mike'a? - to było bardziej stwierdzenie, niż pytanie
- Tak. - odpowiedział Chester - Nie rozumiem go. Przez cały ten czas miał mnie głęboko gdzieś, a dzisiaj jakoś...nagle go natchnęło. Wysyła mi od rana SMS-y różnej treści. Nie wiem co powinienem zrobić.
Kat założyła nogę na nogę.
- Miałam Ci to powiedzieć od razu po tym wydarzeniu, ale...pomyślałam, że może będzie lepiej, jeżeli poczekam z tym trochę. - zaczęła - Kilka dni temu był tutaj Mike. Byłeś naćpany, więc pewnie nic nie wiesz. On... - tu przerwała na chwilę, by móc znaleźć właściwe słowa - ...brzydził się tym. Przynajmniej według mnie tak to wyglądało. 
  Chester popatrzył na nią zszokowany. Mike wie, że on ćpa? Boże, jakby Kat powiedziała mu wcześniej, to może by to jakoś załatwił...
- Kat, jak mogłaś to przede mną zataić? - zapytał z wyrzutem
Dziewczyna przygryzła wargę.
- Ja...sądziłam, że tak będzie lepiej! I tak masz dużo problemów! 
Chester prychnął.
- Naprawdę mi pomogłaś. Dziękuję Ci bardzo. - zakpił 
Kat była wściekła. Na niego i na siebie.
- Ja po prostu chcę Ci oszczędzić cierpienia! Czy ty nie widzisz, że on Cię niszczy? Ten cały chory związek Cię przerasta! - dziewczyna zaczęła krzyczeć
  Brunetka wstała z kanapy, po czym podeszła do okna i oparła się plecami o parapet.
- Zrozum...Wiem, co to znaczy kochać kogoś tak mocno, że przez to jesteś skłonni ranić samego siebie. Ale to nie jest dobre. - powiedziała zniżonym głosem
- A co ty możesz o tym wiedzieć, co? - Chester nadal nie wierzył dziewczynie
 Kat westchnęła głęboko.
- Nie tylko ty nie miałeś lekko. - skomentowała, nie patrząc na chłopaka - Myślisz, że cały świat jest przeciwko tobie. Nienawidzisz ludzi, którzy kiedyś byli Ci bliscy. Szukasz pomocy. 
Blondyn wpatrywał się w nią jak w obrazek.
- Jestem sierotą. Moi rodzice zmarli, gdy miałam 13 lat. Wylądowałam w domu dziecka i byłam tam przez ponad rok. Potem zjawiła Madison. Okazało się, że była moją o siedem lat starszą ode mnie kuzynką. Adoptowała mnie. Ale nie traktowałam jej jak matki. Na początku byłyśmy dobrymi przyjaciółkami. Ale wszystko się zmieniło, gdy skończyłam 15 lat. Pamiętam, że wtedy pierwszy raz mnie tu zabrała. Endorfinka była jej drugim domem i od tamtej pory także i moim. Ale ja zaczynałam gubić się w swoich uczuciach. To była toksyczna miłość. Puszczałam się, by Madison miała kasę na dragi, a w zamian za to dostawałam od niej trochę czułości. I tak było przez mniej-więcej trzy lata. Krótko po moich osiemnastych urodzinach Mad popełniła samobójstwo. To był dla mnie...szok. Nie potrafiłam się pozbierać. Dopiero wtedy sięgnęłam po narkotyki. - opowiadała Kat
  Chester nie mógł sobie tego wyobrazić. Było mu tak strasznie żal brunetki, jednak nie chciał jej przerywać. Wiedział, że to jeszcze nie koniec historii.
- W sierpniu tamtego roku poznałam Harley. No, tak naprawdę to znalazłam ją w parku. Siedziała na ławce i płakała. Zrobiło mi się jej żal i zaprosiłam ją do Endorfinki. Nie wiem czy zrobiłam to tylko przez to. Zdałam sobie sprawę, że Harley jest tak strasznie podobna do Madison. Tak, więc zbliżyłyśmy się do siebie. Ja - zatracona w jej podobiźnie do mojej nieżyjącej miłości, ona - zatracona w chęci zemsty. Wiedziała, że dzięki mnie będzie mogła odegrać się na Mike'u. Byłam w niej zatracona, więc spełniałam każde jej zachcianki. Pierwszą z nich było to, bym dostała się na te same studia co Mike. Było to dosyć trudne, bo nie mam jakiś uzdolnień plastycznych czy podobnych rzeczy, więc...było ciężko. No, ale udało mi się. Harley była szczęśliwa. Ja też. - zatrzymała się na chwilę, by móc zaczerpnąć powietrza - To Harley kazała mi nasłać na ciebie tych gości, którzy cię pobili. Ja...nie chciałam, żeby oni zrobili Ci krzywdę. Przepraszam.
   Chester słuchał uważnie. To wszystko było dla niego jak kubeł zimnej wody.
- Kat...Czyli chcesz mi powiedzieć, że Harley chciała rozdzielić mnie...i Mike'a? - zapytał zdruzgotany
- Tak. To był jej plan. A ja głupia spełniałam każdą jej zachciankę, bo przypominała mi ona Madison! Byłam taka głupia! - chwila ciszy - Zrozumiałam to wszystko dopiero jakiś czas temu. Kazałam Harley usunąć się z mojego życia raz na zawsze. Posprzeczałyśmy się, ale w końcu zostawiła mnie w spokoju. A ja wciąż nie potrafię przestać myśleć o tym, jaka byłam naiwna. Pomagałam jej. Byłam winna waszego rozstania z Mikiem. 
  Chester miał ochotę przytulić Kat. Rozumiał ją. Kochała kogoś tak mocno, że przestała nad sobą panować. Miłość ją zaślepiła...A chłopak jej nie osądzał.
- Chciałbym tylko wiedzieć...czy to prawda, że Harley jest w ciąży? - zapytał cicho
  Dziewczyna przytaknęła. Między tą dwójką zapadła uciążliwa cisza.
- Chester...Chciałabym tylko powiedzieć, że miłość bywa ślepa. Czasem trzeba zrezygnować z uczucia, które nas niszczy. Ja z niego zrezygnowałam...Może ty też powinieneś? - rzuciła brunetka uśmiechając się smutno, po czym wyszła z pokoju
Chester został sam na sam ze swoimi myślami.





***




  Mike siedział na kanapie w salonie, pijąc wystygłą już kawę. Pustym wzrokiem wpatrywał się w wyłączony telewizor. Po dokończeniu napoju zaniósł kubek do kuchni i położył go na blacie. Przeciągnął się leniwie, po czym wyciągnął telefon z kieszeni spodni. Niestety, Chester nie odpisał na żadną z jego wiadomości. Tak, Mike pisał do niego praktycznie przez cały dzisiejszy dzień, mając nadzieję, że blondyn zechce z nim porozmawiać. Oczywiście, na daremno. 
  Nagle chłopak usłyszał dzwonek do drzwi. Sądził, że dzisiaj nie będzie miał żadnych gości. Przynajmniej nie przypominał sobie, by kogoś zapraszał.
  Chłopak podszedł powoli do drzwi, po czym uchylił je lekko. Serce podskoczyło mu do gardła, gdy tuż przed sobą zobaczył bladą twarz Chestera.
- Hej. Mogę wejść? - zapytał ochrypłym głosem
- Jas...sne. - Mike uchylił drzwi tak, by blondyn mógł swobodnie wejść do mieszkania
  Chester od razu skierował się w stronę salonu, po czym usiadł na kanapie. Mike zajął miejsce obok niego. 
- Musimy pogadać. - zaczął niepewnie blondyn
- Też tak sądzę. - powiedział lekko zdenerwowany Mike
- Przemyślałem sobie dzisiaj sporo rzeczy. To wszystko...jest bardziej skomplikowane niż Ci się wydaje. Nie wiem, co sobie o mnie teraz myślisz. Nie wiem nawet, czy chcesz rozmawiać z ćpunem. Szczerze? Mam to gdzieś. Po prostu tym razem powinniśmy sobie wszystko wyjaśnić.
Mike westchnął. Chester wziął głęboki oddech, po czym kontynuował.
- Zawsze myślałem, że gdy pokocham kogoś całym sercem, to ta osoba pokocha mnie tak samo mocno. Jednak przez te wszystkie wydarzenia przestałem myśleć jak dziecko, które wierzy w to, że możemy być szczęśliwi, jeżeli tylko tego chcemy. Teraz...stałem się kimś innym. I to nie przez narkotyki. Zrozumiałem parę rzeczy. - chwila ciszy - Po pierwsze, nie mogę się z nikim tobą dzielić. Myślałem, że jestem dla ciebie najważniejszy, ale ty...najwyraźniej sam tego nie wiedziałeś. Harley zawsze była i będzie między nami. Jeżeli cokolwiek jeszcze dla ciebie znaczę, to chciałbym, żebyś wybrał: albo ja, albo ona.
  Mike siedział zaskoczony. Tak bardzo się bał, że pewnego dnia będzie musiał wybierać między Chesterem, a Harley. I chyba właśnie nadszedł ten dzień.
- Chester...jesteś dla mnie najważniejszy ale...
- Nie prawda. - przerwał mu blondyn - To ona jest ważniejsza. Widzę to w twoich oczach. Cokolwiek bym od ciebie wymagał, ty i tak z niej nie zrezygnujesz. 
- Nie chodzi o to! - zaprzeczył Mike - Harley jest chora! Zamknęli ją w psychiatryku a ja nie mogę jej zostawić całkiem samej! 
  Chester zaniemówił. Nic nie wiedział o chorobie czerwonowłosej. No dobra, informacje na jej temat nie były mu do szczęścia potrzebne.
- Może to przejściowe. - rzucił Chester - Ale i tak sądzę, że jeżeli Harley by wyzdrowiała, to wszystko znowu wyglądałoby identycznie. Ja zawsze będę tym drugim, prawda?
- Nie! - Mike niemal krzyknął
Czarnowłosy podniósł się z kanapy i zaczął nerwowo przechadzać po pokoju. 
- Nic nie rozumiesz. - powiedział jakby sam do siebie
Przystanął na chwilę w miejscu, po czym spojrzał na blondyna.
- Chester, dla mnie to też nie jest proste. Kocham Cię, ale zrozum - ona zawsze będzie częścią mojego życia. Jest dla mnie niczym młodsza siostra. Nigdy nie mógłbym być z nią w normalnym związku! A tym bardziej nie mógłbym jej zrobić dziecka! Chester, ty naprawdę sądziłeś, że ja i ona... - mówił niespokojnym tonem
Chester stanął tuż przed Shinodą.
- Nie wiem...nie wiem co mam kurwa myśleć! - wykrzyczał mu w twarz - Mam ochotę zabić się za moją pierdoloną naiwność. Wiesz co? Powinienem już dawno dać Ci kopa w tyłek za to, jakim dupkiem jesteś! Ale mimo iż jesteś najbardziej arogancką i niezdecydowaną osobą jaką znam, to kocham Cię najbardziej na świecie.
  Mike nie zdążył nic powiedzieć, bo jego usta zostały zatkane przez usta Chestera. Blondyn wpił się zachłannie w jego wargi, jakby całował go po raz ostatni. Wplątał palce w jego czarne włosy, na co Mike jęknął rozanielony w jego usta. Shinoda objął Chestera w pasie i pozwolił mu na dominację. 
W pewnym momencie blondyn zakończył pocałunek i odsunął się od Mike'a. 
- Ja...Nie chciałem. Przepraszam. - wyszeptał - Boże, sam sobie przeczę! 
Mike stał jak słup soli i nie wiedział co zrobić.
- Przepraszam, ale nie dam rady. Nie mogę wiecznie żyć w Jej cieniu. To koniec. - powiedział drżącym głosem, po czym wybiegł z mieszkania
Mike wybiegł zaraz za nim. Niestety, nie zdołał go dogonić. Po około kilometrze poddał się, upadł na mokrą trawę i zaczął płakać. Miał ochotę zabić się, dlatego że kolejny raz nie zdołał Go zatrzymać.





----------------------




Popieprzone to. Nudne to. Przepraszam, nie musicie tego czytać.
Coś się ze mną dzieje. Czuję, że to opowiadanie nie ma sensu. Pewnie jest pełno błędów i powtórzeń. Trudno.

Komentarze (7):

17 lipca 2014 00:54 , Blogger Unknown pisze...

Nołp Nołp Chester nie!!! Coo tyy zrobiłeś xDD
Majk Majk biegnij za nim powiedz ze nie lubisz harley, wszystko bedzie okej okej,
opowiadanie ma sens
nawet nie próbuj go zawieszac
bo Cie znajde...

 
17 lipca 2014 01:06 , Anonymous Anonimowy pisze...

Świetny rozdział, czekam na następny :D

 
17 lipca 2014 19:57 , Anonymous Anonimowy pisze...

To jest świetne.. tyle emocji ; ) Bardzo udany rozdział. Czekam na więcej ; D

 
19 lipca 2014 08:20 , Anonymous Anonimowy pisze...

Powtórzenia? Nie. Błedy? Nie. Nuda? Nie.
Kurwa, te opowiadanie jest zajebiste...Tylko...Dlaczego zaraz się kończy?
Nie napiszesz może drugiej serii? Prosimy c:
Albo rozciągnij te opowiadanie jak najbardziej umiesz :DDD
Niech zgadnę...Nie będzie drugiego sezonu, bo...Mike umrze...prawda? Popełni samobójstwo, bo woli się poświęcić za Hayley i Chester'a.
Nie zawieszaj opowiadania c:
Szkoda mi Chester'a...Mike'y powinnien żyć teraźniejszością, chwilą...powinien zostawić dawne życie...powinien...zostawić Hayley. Jest chora. Prędzej czy później i tak sobie coś zrobi...To nieuleczalne...Tak jak miłość...
A i pamiętaj, że mam czołg, którym w razie potrzeby(jakbyś zawiesiła bloga) rozjebię Ci dom.
Weny!
/Vilen

 
20 lipca 2014 00:59 , Blogger Mała Bennodziara pisze...

Napisałam komentarz i mi go wyjebało. Jestem zdenerwowana, mogę użyć większą ilość brzydkich słów, niż zazwyczaj.
Ech, od początku.
A więc... Dobry wieczór, moja droga.
Dobrze wiem, że znów zwaliłam sprawę z komentowaniem. Mimo to śledziłam wszystko, co dodajesz na tego bloga i byłam na bieżąco. Nie bardzo jednak pamiętam, który rozdział skomentowałam po raz ostatni a nie mam jakoś ochoty buszować po komentarzach, dlatego przybiorę ten komentarz jako do rozdziału świątecznego z wiadomością Harley i ciężkim szokiem. To najprawdopodobniejsza opcja, aczkolwiek wiadomo, niekoniecznie prawidłowa.
No nic.
Postaram się zawrzeć całą akcję w tym komentarzu.
...
Harley, ty tępa, okropna świnio.
Odnoszę ciche wrażenie, że Michaela chuj obchodzi to, że zdziwczyłaś sobie dzieciątko z jakimś oblechem. Odnoszę również wrażenie, że Michael nie będzie do końca życia ratował ci dupska i brał odpowiedzialność za to, co ty odpierdalasz. Tym gorzej dla ciebie, że rozpierdalasz kluczowy związek całego opowiadania. To bennoda, nie harloda. Kurwa mać. Obudź się i zacznij żyć swoim życiem z nowym bachorem.
Ugh...
No dobra, Chester. Trochę się działo. Trochę uciekłeś, trochę rzygałeś, trochę ćpałeś, przy czym trochę leżałeś na kolanach Katherine i nie zdawałeś sobie sprawy z obecności Michaela, którego serduszko zabolało widząc ciebie w takim stanie.
No cóż, należy ci się lanie.
Jak śmiałeś sięgnąć po dragi? Jak?! Ty chyba naprawdę nigdy nie myślisz o konsekwencjach. Umh. Zgadłam, no nie?
Tak okropnie....
Ciężko. Trochę bardzo tutaj ciężko. Cisza ze strony Chestera, potem...stwierdzenie choroby Harley (no przecież od zawsze wiedziałam, że ona ma odrobinę nierówno pod sufitem!) i...niezła akcja (?)samobójcza(?). Oraz przemówienie Katherine. Zakończenie związku...
Hej!
Nie! Nie! Nie!
Katherine, czy mogłabyś wypierdalać gdzieś w kosmos? Tak bardzo cię proszę. Nie dawaj spierdolonych rad śliczniuśkiemu Chesterowi, nawet go nie dotykaj. Może niech wszyscy szanownie odpieprzą się od związku chłopaków i dadzą się im wreszcie nacieszyć własną miłością i obecnością?
To nie, kurwa. Wyjdzie ci taka szmata Katherine i spierdoli wszystko, opowiadając o własnym spierdoleniu umysłowym i historii, jak to Srarlej przysłoniła jej świat i widok na to, co robi.
Denerwują mnie te dziewczyny. Cały czas coś psują i wszędzie się, świnie, wepchną.
Ech...
Rozmowa.
Michael i Chester.
Zakończenie.
Mam naprawdę złe przeczucia.
Od jakiegoś czasu piszesz, że szkoda, że ZARAZ opowiadanie się skończy. A od ostatniego takiego stwierdzenia minęły dwa rozdziały.
Zapadają czasy smutnych ostateczności, a Chester naprawdę nie wyraża chęci na kontynuowanie bennodowania.
To trochę sugestywne.
Czy...
Ależ...ja tego nie przeżyję! Szansa na zakończenie bloga bardzo brzydko, smutno i niebennodowo jest już duża, a ja nigdy nie śmiałam wyobrazić sobie innego zakończenia tego bloga niż szczęśliwe.
Ja nie chcę niebennodowego zakończenia!

Ach... Moja droga...
Jest mi teraz smutno. Bardzo chciałabym, żeby Harley właśnie teraz wykrwawiła się (W sumie poderżnęła sobie gardło...To bardzo poważne. Ona chyba nie przeżyje. Hm. Nareszcie!!!) i odleciała gdzieś hen, daleko, z dala od Chesterowego i Michaelowego serduszka. Ma spierdalać. Daleko. Serio.
Umh.
I chciałabym jakieś ładne zakończenie. Oczywiście twoja wola, ale ładne zakończenie byłoby piękne, cudaśne i...bennodowe. Bennody się nie rozłącza. Right?
No dobrze, już chyba pora zakończyć komentarz.
Jako wierna fanka życzę ci ogromne ilości weny, chęci do pisania i czasu. Wyczekuję kolejnego rozdziału.
Papa.

 
20 lipca 2014 13:32 , Blogger VampireSoul pisze...

Uh i tak nie lubię Kat.
Ale do cholery Mike weź się ogarnij, olej H. i leć za Chesterem. No jak mogłeś pozwolić mu odejść?! Znowu?! :(
Weny!

 
20 lipca 2014 20:50 , Anonymous Anonimowy pisze...

Ach boże!
Takiego rozdziału się nie spodziewałam!
Myślałam, że już się pogodzą, a tu dupa :(
Kurde, Mike'y ma ciężki wybór, ale powinien zostawić przeszłość za sobą...co za tym idzie - także Hayley.
Zbliża się koniec bloga i jestem cholernie smutna :c Bardzo przywiązałam się do bohaterów i fabuły :(
Weny :c

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna