12 lipca 2014

My life is you: Rozdział 20

Hey, cześć i czołem. Lecę z kolejnym nudnym rozdziałem...Tak jak mówiłam, trochę mi szkoda, że już za chwilę to się wszystko skończy, no ale...
Wszystko się powinno skończyć, tym bardziej gdy zaczyna nudzić... Ogey, więc mam trochę spartaczony mózg po całodniowym oglądaniu Trolli na Omegle.com XD Ale nie martwcie się o mnie xd I tak ómrzyłam już dawno temu, także...
Zapraszam do czytania:

(NIE W TYM ROZDZIALE NIE ZABIJĘ HARLEY, NIE MARTWCIE SIĘ ;333)





------------------




  Siedziałem na strychu i porządkowałem stare graty, które nikomu już do szczęścia nie były potrzebne. Był dziesiąty stycznia, więc jak zwykle za oknem można było zobaczyć śnieżną zawieruchę. Temperatura wciąż nie potrafiła przekroczyć magicznego zera, więc nawet w domu panował ten złowrogi chłód.
  Wziąłem do ręki jedno z większych pudeł, po czym położyłem je przed sobą. Było ono zaklejone taśmą, więc przy pomocy nożyczek szybko się jej pozbyłem.
  Zdjąłem wieczko pudła i kichnąłem. Kurz, kurz i jeszcze raz kurz. Odsunąłem od siebie śmiercionośną skrzynię, po czym zamrugałem parę razy oczami. Kurz wciąż utrzymywał się w powietrzu.
Zrezygnowany rozglądnąłem się po cichym pomieszczeniu i zrozumiałem, że wiele pracy jeszcze przede mną. Pamiętam, jak zawsze przychodziłem tu by szukać Harley. Gdy wspólnie bawiliśmy się w chowanego, jej ulubioną kryjówką było właśnie to miejsce. Do dziś nie wiem dlaczego.
  Wstałem z drewnianej podłogi, po czym wziąłem pod pachę dwa pudła, które położyłem w kąt strychu. Taa, nie ma to jak przeszukać dwa pudła i mieć świadomość, że przed tobą jest jeszcze ich przynajmniej dwadzieścia. Westchnąłem ciężko i usiadłem z powrotem na swoim miejscu. Zabrałem się do żmudnej pracy, która powoli mnie nudziła. Jednak tylko dzięki niej w końcu mogłem skupić się na czymś innym niż nękające mnie problemy.
  A właśnie, jeżeli o problemy chodzi: wciąż nie mogę znaleźć Harley. Dziewczyna jakby rozpłynęła się w powietrzu. Moje próby odnalezienia jej poszły na marne. Żałuję, że wpadłem na pomysł, by poszukać jej w Endorfince.
  Nie, stop! Wcale nie żałowałem. Przez to dowiedziałem się, że Chester ćpa i to tylko przeze mnie! Chociaż czasem mam wrażenie, że wolałbym o tym nie wiedzieć.
  Ale przecież go kocham, prawda? Boże, czy ja nie potrafię zrozumieć swoich uczuć? Kat miała rację: znajduję się między młotem a kowadłem. To mnie dobija, jednak nie chcę tego pokazywać. Wolę udawać aroganckiego drania, któremu nie zależy. Przecież tak jest łatwiej, prawda?
  Przeglądałem kolejne, tym razem mniej zakurzone pudło. Było dosyć małe, więc wziąłem je do rąk i wysypałem jego zawartość na drewniane deski. Odłożyłem karton i zacząłem przeglądać porozrzucane rzeczy. Kilka notesów, pióra nienadające się już do pisania, stare fotografie i sporej grubości zeszyt. Tą ostatnią rzeczą zainteresowałem się najbardziej. Wydawało mi się, że skądś znam ten zeszyt - jego okładka była cała popisana, a kartki wygniecione. Otworzyłem go na przypadkowej stronie. Moim oczom ukazało się moje niestaranne pismo. Właśnie w tym momencie wszystko sobie przypomniałem.
  Wstałem z podłogi i rozprostowałem obolałe kości. Kilkugodzinne siedzenie w jednej pozycji dawało się we znaki. Wziąłem zeszyt i nie zwracając uwagi na wszechobecny bałagan, zszedłem na dół.
  Usiadłem na kanapie w salonie, po czym spojrzałem jeszcze raz na okładkę zeszytu. Przejechałem palcem o wyrytych wręcz słowach, znajdujących się na niej. Tak, to z pewnością był TEN zeszyt.
  Tak dla wyjaśnienia: zeszyt o którym mówię jest moim starym pamiętnikiem. Zawsze sądziłem, że się go pozbyłem. Jednak teraz trzymam go w dłoni i mam zamiar do niego zajrzeć.
  Otworzyłem zeszyt na pierwszej zapisanej stronie.


  4 grudnia 1989 roku
Czuję się dziwnie. Kilka dni temu spotkałem pewną dziewczynkę. Siedziała pod jednym z drzew w sukience, choć wszędzie był już śnieg. Zrobiło mi się smutno na jej widok, więc przyprowadziłem ją do mojego domu. Mama była zdziwiona.
Dziewczynka ta ma na imię Harley i ma dziewięć lat. Jest wystraszona i bardzo mało mówi. Moi rodzice pozwolili jej się u nas zatrzymać na kilka dni. Powiedzieli, że spróbują odszukać jej rodziców. 
Harley odezwała się do mnie dopiero po dwóch dniach. Miała taki lekki, uroczy głosik. Powiedziała mi, że uciekła z domu, ponieważ jej mama na nią nakrzyczała. A dlaczego? Tego już mi nie powiedziała...
Było mi jej strasznie żal. Dowiedziałem się, że mieszka z matką i jej nowym mężem. To smutne. Domyśliłem się, że chyba niezbyt lubi tego człowieka.
Dzisiaj do naszego domu przyszła dosyć szczupła kobieta, podająca się za matkę dziewczynki. Moi rodzice byli trochę zaniepokojeni, ponieważ kobieta ta wyglądała na lekko upitą, jednak oddali jej córkę.
Teraz jest mi smutno, bo nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek zobaczę Harley.


  Oderwałem się od tekstu. Tak, dobrze pamiętałem dzień, w którym to napisałem. Miałem żal do rodziców, że oddali Harley w ręce nietrzeźwej kobiety. Boże, miałem dopiero 12 lat! Byłem dzieciakiem, a jednak w stosunku do czerwonowłosej zachowywałem się jak dorosły!
  Przewróciłem kilka kartek, po czym zagłębiłem się w kolejnym wpisie.


  24 grudnia 1989 roku
Tak! Znowu jest przy mnie! Tak bardzo się cieszę!
Spotkałem ją dzisiaj w drodze do sklepu. Tym razem była ubrana dosyć ciepło, jednak na jej widok znowu zrobiło mi się dziwnie smutno. Była taka blada i...wystraszona.
Zaproponowałem jej, żeby przyszła do mnie na wigilię! Ucieszyła się, więc po kupieniu tego, co miałem w zamiarach, wróciłem do domu trzymając Harley za małą rączkę. 
Rodzice nie byli źli. No, może na początku troszkę się rozzłościli, jednak po kilku minutach przekonywania zgodzili się, żeby Harley u nas została. Ta mała, słodka dziewczynka uzależniała.
Było naprawdę fajnie! Po kolacji odpakowywaliśmy prezenty. Mama z tatą kupili mi kilka zabawek i ładnego, brązowego misia, którego podarowałem Harley. Dziewczynka naprawdę się ucieszyła, więc ja też byłem szczęśliwy!
A teraz ta mała istotka śpi w moim pokoju, podczas gdy ja opisuję to wszystko w tym dziwnym, pomazanym zeszycie. Jestem senny, więc chyba zaraz zasnę. Dobra, idę się położyć. Dobranoc!


  Na moją twarz wstąpił lekki uśmiech. Miło było wspominać tak udane chwile, zapominając o problemach. Brakowało mi takiego oderwania od rzeczywistości i zagłębienia się w tej radosnej części mojej przeszłości.
  Przewróciłem następne kartki i zatrzymałem się na kolejnym wpisie.


  13 luty 1990 roku
Dwa dni temu miałem urodziny. Mam teraz trzynaście lat i jestem z tego zadowolony. :) Oczywiście to wielkie wydarzenie musiałem świętować z Harley. Od dnia, w którym ją poznałem minęło już trochę czasu. Staliśmy się przyjaciółmi.
Codziennie zabieram dziewczynkę do siebie. Przychodzę po nią, jednak jej mama nie jest chyba tym zbyt przejęta. Ostatnio była tak pijana, że zaczęła obrzucać nas nieprzyjemnymi słowami. Było mi żal Harley. Nikt nie może sobie wybrać rodziców.
No, ale wracając do urodzin! Harley jak zwykle była u mnie. Przesiedzieliśmy cały dzień w moim pokoju, bawiliśmy się w chowanego i inne ciekawe zabawy. 
Od Harley dostałem małego misia. Powiedziała, że dostała go od taty, ale chce, bym teraz to ja się nim zajął. Wzruszył mnie ten gest. Naprawdę!
Teraz misiu siedzi sobie na biurku w moim pokoju. Ale chyba jest trochę smutny. Może tęskni za Harley?


  Podniosłem głowę i zagłębiłem się w swoich myślach. Podczas porządków nie znalazłem tego misia. A może po prostu go nie rozpoznałem? Sam już nie wiem.
  Chciałbym powrócić do tych czasów. Wtedy wszystko było takie łatwe. Harley i ja byliśmy dziećmi i przede wszystkim - byliśmy szczęśliwi. 
  Uśmiech powoli znikał z mojej twarzy, a ja przewróciłem kilka następnych kartek, po czym przeczytałem kolejny wpis.


  21 kwietnia 1992 roku
Wczorajszy dzień mogę zaliczyć do udanych. Razem z Harley udaliśmy się do McDonald'a, by świętować jej dwunaste urodziny. Było naprawdę sympatycznie. Zamówiłem nam największe zestawy i co chwilę próbowałem rozweselić moją przyjaciółkę. Czuję się, jakbym miał młodszą siostrę...Ale to fajne uczucie. No, w końcu mam już piętnaście lat!
Jednak widziałem, że Harley skrywała w sobie pewien rodzaj smutku. Może to przez to, że jej matka kolejny raz upiła się do nieprzytomności. Tego nie jestem pewien. 
Chciałbym, by Harley była szczęśliwa. Tylko na tym mi zależy, naprawdę! Poświęciłbym dla niej wszystko, a może nawet więcej! Ale nie jestem Bogiem..
Czasami nachodzą dziwne myśli. Mam wrażenie, że Harley nie jest ze mną do końca szczera. Ale każdy jej uśmiech sprawia, że moje wątpliwości odpływają.


  Już wtedy było coś nie tak. Powinienem był to zauważyć, jednak ja wciąż traktowałem Harley jak dziecko. Ale ona nie była już dzieckiem.
  Powoli przerzuciłem kolejne strony, by móc dostać się do kolejnego wpisu.


  14 stycznia 1993 roku
To był okropny dzień. Wciąż nie mogę dojść do siebie, jednak teraz siedzę w swoim pokoju i piszę. A piszę dlatego, że muszę to z siebie wyrzucić.
Dzisiaj nie miałem kontaktu z Harley. Dziewczyna nie odbierała moich telefonów, nie odpisywała na sms-y...Więc postanowiłem, że pójdę do niej. Pod blokiem, w którym mieszkała były dwie karetki i policja. Zaniepokojony wbiegłem po schodach na piętro i próbowałem dostać się do mieszkania Harley, jednak nikt nie pozwolił mi tam wejść. Policja kazała mi czekać na zewnątrz. W pewnej chwili z mieszkania wybiegła zapłakana Harley. Dowiedziałem się, że zmarła jej matka.
Nie wiedziałem, co mam zrobić. Co powiedzieć dziewczynie, która jest już praktycznie sierotą. Tuliłem ją do siebie...ale nic nie mówiłem. Byłem zagubiony.
Harley jest teraz najprawdopodobniej w szpitalu. Lekarze musieli przydzielić jej psychologa, ponieważ dziewczyna jest w szoku. A najgorsze jest to, że ja nie potrafię jej pomóc!
Co robić? Co ja mam do cholery robić?!


  To był ten dzień. Dzień, w którym utraciłem Harley na zawsze. To nie była już moja słodka dziewczynka, która była niczym moja młodsza siostra. Umarła wraz ze swoją matką. Dopiero teraz to zrozumiałem.
  Westchnąłem i zabrałem się za czytanie kolejnego wpisu.


  19 maja 1993 roku
To był dopiero zakręcony dzień! Najpierw omal nie oblałem chemii, a potem oberwałem w ryj, gdy grałem w kosza. Oczywiście uratował mnie mój znajomy, Brad. Znamy się od jakiegoś czasu, ale dopiero dzisiaj jakoś...zaczęliśmy swobodnie ze sobą rozmawiać. Naprawdę lubię tego gościa!
Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie fakt, że z Harley dzieje się coś niedobrego. Często płacze, jest wybredna i małomówna. A poza tym przefarbowała włosy na czerwony kolor! Kto widział, żeby dziewczyna w jej wieku miała czerwone włosy? No sory, ale to już przesada. Ale teraz nikt jej nie kontroluje.
No, niby mieszka z Trevorem, ale...to nędzny pijak! Jak on się niby ma dzieckiem zająć, co? To niemądre!
No dobra...ja już będę kończył, bo umówiłem się z Bradem.


  Zaczyna się. Tutaj właśnie wszystkie moje wspomnienia wracają. Brad, Brad, Brad - tylko to imię istnieje teraz w mojej głowie.
  Bez zastanowienia zagłębiam się w kolejny wpis.


  23 lipca 1993 roku
Boże, nadal w to nie wierzę! To co dzisiaj się wydarzyło, zmieniło moje życie o 180 stopni.
Byłem w lesie z Bradem. No i nic by w tym nie byłoby dziwnego, gdyby nie to, że...całowaliśmy się! Tak, całowałem się z facetem i to w dodatku z Delsonem! Fuck my life! Ale było zajebiście!!!
Dobra, muszę się opanować! Shinoda, zachowaj spokój...
Matko, ja się lizałem z Bradem!
To znaczy, że jestem gejem? Nie, ja nie jestem gejem! 
Pfff, jestem lesbijką. :P No co?!
Pewnie dzisiaj już nie zasnę. Teraz ciągle będę o Nim myślał...
Matko, jestem gejem.


  Mój poziom inteligencji w tym wpisie wynosił raczej okrągłe zero. No, ale człowiek zakochany robi dziwne rzeczy. A ja naprawdę byłem zakochany. I choć teraz czuję taki dziwny ból w sercu, to na wspomnienie tych chwil uśmiecham się lekko, lecz szczerze.
  Zaglądam do kolejnego wpisu.


  6 września 1993 roku
Nie wiem co mam myśleć. Dzisiaj Harley w dość nietypowy sposób dowiedziała się o moim związku z Delsonem. A mianowicie, nakryła nas całujących się na ławce w parku. Świetnie, co nie? 
Ale nie to jest najgorsze. Najgorsze jest to, że dziewczyna wpadła w histerię. Zaczęła krzyczeć, że Delson próbuje mnie jej odebrać. Nie potrafiłem jej uspokoić. Przecież Brad nic nie zrobił! Byłem głupi...Powinienem już dawno jej powiedzieć, że jesteśmy razem. Nie wiem jak teraz będzie.


  Mam dość jak na jeden dzień. Odkładam zeszyt na stół, po czym przecieram rękoma zmęczoną twarz. Nie mam pojęcia co mam o tym wszystkim myśleć. Tego wszystkiego jest stanowczo za dużo.
  Jednak wiem jedno. Muszę odnaleźć Harley. A wpisy z mojego pamiętnika dały mi wskazówkę. Nareszcie chyba wiem, gdzie powinienem jej poszukać.




***



  Jestem przed blokiem, w którym mieszka dziewczyna. W tym momencie nie mam już żadnych wątpliwości. Muszę się dowiedzieć, gdzie jest Harley. 
  Wchodzę na drugie piętro i staję przed starymi, ciemnymi drzwiami. Pukam kilka razy, jednak nikt mi nie otwiera. Ponawiam próbę zawiadomienia domownika o mojej obecności, jednak za każdym razem kończy się ona niepowodzeniem. W końcu pełen obaw naciskam na klamkę i...drzwi się uchylają. 
  Powoli wchodzę do środka. Od razu wyczuwam woń wódki, pomieszaną z kobiecymi perfumami. Harley musiała tu być.
  Przemieszczam się ciemnym korytarzem, po czym zaglądam do salonu. Na brudnym, szarym dywanie klęczy ojczym Harley. Mężczyzna łka głośno. Zdezorientowany podchodzę do niego i klękam przy nim.
- Co się stało? - pytam, potrząsając go lekko za ramie
Mężczyzna patrzy na mnie zrozpaczony.
- Zabrali ją. - wyszeptał, po czym wybuchnął większym płaczem
Nic nie rozumiałem.
- Zabrali Harley? - zapytałem
Mężczyzna pokiwał głową.
- Ale...ale dokąd? -
Trevor spojrzał na mnie. Przez chwilę oddychał głęboko.
- Do szpitala. Na Monterey Street. - wyszeptał, po czym położył się na podłodze i zaczął jeszcze bardziej płakać
  Bez chwili zwlekania wybiegłem z mieszkania. Rozejrzałem się dookoła, po czym zobaczyłem, że z naprzeciwka jedzie taksówka. Podbiegłem do niej, po czym pomachałem do kierowcy. Ten zaparkował tuż obok mnie. Po chwili znalazłem się w środku pojazdu.
- Gdzie pana niesie? - zapytał uśmiechnięty mężczyzna około pięćdziesiątki
- Na Monterey Street. - rzuciłem, po czym zapiąłem pasy




***



  Po półgodzinnej jeździe byłem na miejscu. Taksówkarz zawiózł mnie pod sam szpital. Podszedłem bliżej do olbrzymiego budynku, po czym spojrzałem na napis nad drzwiami, głoszący: Szpital Psychiatryczny im. Freda Bostona. Jeszcze raz przeczytałem napis, po czym na moją twarz wpłynął dziwny grymas. To na pewno ten szpital? Czy to znaczy, że Harley trafiła do...psychiatryka?
  Z wątpliwościami pociągnąłem za klamkę i wszedłem do małego pomieszczenia. Po mojej prawej stronie była 'budka' w której siedział najprawdopodobniej ochroniarz. Z pomieszczenia wyszedł tęgi mężczyzna o niemiłym wyrazie twarzy. 
- Czego pan tu szuka? - zapytał oschle, krzyżując ręce na piersi
- Jestem w odwiedziny. - rzuciłem
- Był pan umówiony? - zapytał rozdrażniony ochroniarz
- Nie, ale... - powiedziałem, jednak mężczyzna mi przerwał
- No to czego pan tu szuka? Trzeba być umówionym na konkretny termin! - ochroniarz próbował mnie zbyć
 Jednak w tej chwili drzwi naprzeciw mnie otworzyły się. Do pomieszczenia wszedł mężczyzna koło czterdziestki ubrany w biały fartuch. Pewnie lekarz.
- A pan do kogo? - skierował to pytanie w moją stronę
- Do Harley Edwards. - powiedziałem lekko speszony
  Lekarz był lekko zdziwiony, lecz jednocześnie jakby odetchnął z ulgą. Kiwnął w stronę ochroniarza, a ten westchnął i wrócił do swojego pomieszczenia. 
- W takim razie proszę za mną. - rzucił lekarz, po czym wszedł przez drzwi naprzeciw mnie
Szybkim krokiem ruszyłem za nim.


  Szliśmy przynajmniej pięć minut. Było tak strasznie cicho. Szpital był ogromny, więc ta cisza bardzo mnie dziwiła i...niepokoiła.
  W pewnym momencie weszliśmy do pomieszczenia, które wyglądało jak gabinet lekarski. Doktor usiadł przy biurku i kiwnął na mnie, dając mi do zrozumienia, bym usiadł naprzeciw niego.
- Jest pan kimś z rodziny? - zapytał, patrząc mi w oczy
- Ja...jestem..bratem Harley. - powiedziałem lekko zdenerwowany
Lekarz pokiwał głową i zajrzał do swoich notatek.
- Panie doktorze...co się stało? - zapytałem
Lekarz ponownie na mnie spojrzał.
- Pana siostra zaatakowała przypadkowego przechodnia w biały dzień. Policja zatrzymała ją na sekretariacie. Zrobiono jej testy na wykrycie narkotyków i alkoholu, jednak...niczego nie wykryto. Policjanci byli zdziwieni, jednak wypuścili pańską siostrę. Skonsultowali tą sprawę ze mną, po czym zdecydowali o powtórnym jej zatrzymaniu. Dziewczyna trafiła do nas krótko przed końcem grudnia. 
  Słuchałem tego wszystkiego nie wierząc w ani jedno słowo lekarza. Jak to możliwe? Harley miałaby zrobić komuś krzywdę? To niedorzeczne! 
- Ale...udało się wam coś już wywnioskować? - zapytałem łamiącym się głosem
Lekarz złożył ręce, które zaraz ułożył wygodnie na biurku.
- Przykro mi, ale pana siostra choruje na chorobę afektywną dwubiegunową. - powiedział lekarz z kamiennym wyrazem twarzy
Zakręciło mi się w głowie.
- Co...co to znaczy? - zapytałem łamiącym się głosem
- Choroba ta objawia się częstymi i drastycznymi zmianami nastroju - od depresji do szczęścia, od szczęścia do melancholii. Choroba ta jest nieuleczalna. Nie znamy dokładnych powodów pojawienia się jej u pańskiej siostry, jednak są tylko dwie przyczyny jej rozwoju - ktoś chorował na nią już w rodzinie, albo została ona wywołana przez doświadczenie życiowe. Choroba ta dotyka ludzi o zaniżonej samoocenie, niepotrafiących odróżnić życie realne od marzeń oraz tych, którzy czują się osamotnieni. Często te osoby tracą bliskich, po czym zamykają się w sobie. A wtedy choroba sama się do nich 'przybliża'. Harley ma bardzo nasilone objawy i bywa agresywna, gdy jej nastroje drastycznie się zmieniają. Mogę nawet stwierdzić, że dziewczyna często wpada w amok i niekoniecznie wie, co robi. To tak, jakby była pijana i na drugi dzień nie pamiętałaby, co robiła poprzedniego wieczoru. - opowiadał lekarz
  Nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć? Harley jest chora psychicznie? A co jeśli...co jeśli to moja wina? Zostawiłem ją samą na pastwę losu. 
  Nagle w mojej głowie wszystko zaczęło się układać w logiczną całość. Zdałem sobie sprawę z tego, że Harley mogła chorować już od wielu lat. Jej dziwne zachowania, wrzaski i nagłe płacze, zaniki pamięci i nagłe wyłączanie się z rozmowy. To tak samo, gdy byłem z nią w Endorfince i dziewczyna nagle zaczęła nucić pod nosem jakaś piosenkę. Teraz to wszystko miało sens.
- Czy...mógłbym się z nią zobaczyć? - zapytałem nie patrząc na mężczyznę
- To kategorycznie zabronione! - zaprzeczył mężczyzna - Harley jest agresywna i nieobliczalna. Na razie jesteśmy w fazie obserwacji, więc dopiero za kilka dni zaczniemy podawać jej leki. Do tego czasu dziewczyna musi być zamknięta.
  Podniosłem głowę i spojrzałem na lekarza. Mówił to z takim spokojem. Boże, miałem ochotę mu przywalić! Co ona jest zwierzęciem, żeby ją w klatce zamykać? Czy naprawdę nie było jakiegoś racjonalnego wytłumaczenia jej zachowania?
- Ja...Chcę ją zobaczyć. Muszę wiedzieć, że wszystko z nią w porządku. - nie dawałem za wygraną
Lekarz westchnął zrezygnowany.
- Jeżeli pan nalega. Proszę za mną. - powiedział znudzony, po czym wstał


  Szliśmy kilka minut przez długie, często kręte korytarze, prowadzące do poszczególnych sal. Bałem się nawet pomyśleć, ile osób musi tutaj być. I w jakim stanie muszą być Ci ludzie.
  W końcu doszliśmy do ciężkich, metalowych drzwi. Zauważyłem, że nie miały klamki, tylko wydrążone miejsce na jakaś kartę. No tak, dodatkowe zabezpieczenie. 
  Lekarz podszedł do drzwi, po czym jednym ruchem odsłonił małą kratę, która na początku była zasłonięta przez połyskujący metal. Mężczyzna odsunął się.
- Jest w środku. Nie mogę tam pana wpuścić, jednak może pan zajrzeć przez tą kratę.
  Oderwałem wzrok od mężczyzny. Powoli podszedłem do drzwi i zajrzałem przez kratę do środka pomieszczenia. Było oświetlone przez jedną, małą żarówkę znajdującą się na suficie. Dookoła panowała nieprzyjemna biel. 
  W jednym z kątów pokoju znajdowała się Harley. Jednak w niczym nie przypominała tej uśmiechniętej dziewczyny z moich dziecięcych wspomnień. Była skulona i trzęsła się z niewiadomego powodu. Jej wyblakłe włosy opadały na jej smukłą, białą jak ściana twarzą, a piękne, diamentowe oczy straciły swój blask. 
  W pewnym momencie dziewczyna spojrzała wprost na mnie. Odskoczyłem do tyłu, po czym przylgnąłem jeszcze bardziej do drzwi. Czerwonowłosa podniosła się z ziemi i zaczęła szeptać moje imię. Powolnym krokiem zmierzała w moją stronę, jednak w połowie drogi opadła na podłogę i zaczęła płakać. 
- Powinien pan już iść. - poczułem na ramieniu dłoń lekarza
- Ona mnie potrzebuje. - odparłem, nawet nie patrząc na mężczyznę
  I właśnie w tym momencie dziewczyna sięgnęła do kieszeni ciemnych spodni, z której wyciągnęła mały nożyk, który od razu przystawiła sobie do szyi. Wszystko stało się tak szybko. W jednej chwili widziałem jak lekarz odpycha mnie od drzwi i sam otwiera je na oścież, po czym rzuca się na dziewczynę. Po chwili dołączają do niego inni lekarze, którzy próbują obezwładnić dziewczynę, a ja zostaję wyprowadzony przez ochronę. Teraz siedzę na ławce przed szpitalem i wciąż słyszę przeraźliwy krzyk Harley.
- Michael, nie miałam wyboru.




------------------




Czy mi się zdaje, czy ten rozdział jest trochę długi? Może to tylko moja schiza...
No, ale proszę, nie mówcie, że jest znowu nudny.. ;ccc
Starałam się ;cccc
No, ale piszcie co wy myślicie. Ehh...
No dobra, chciałam jeszcze napisać, że nie wiem, czy daty z pamiętnika Mike'a pokrywają się ze wcześniejszymi...rzeczami. No bo musiałabym przeczytać na nowo całe opowiadanie, no ale mam lenia, więc...ignorujcie, okej?
Następny będzie pewnie za kilka dni. Trudno stwierdzić. 
Tak więc ja się z wami żegnam i zapraszam do komentowania tego rozdziału :)
Papatki ;*

PS W tym rozdziale może być trochę błędów, bo dopiero co wydostałam się ze śmietnika ;c (nie pytajcie).

Komentarze (4):

13 lipca 2014 09:39 , Anonymous Anonimowy pisze...

Częściej pisz takie długie rozdziały!
I czekam na Bennodę, bo na razie ani widu, ani słychu o Chesterze. Pozdrawiam!

 
13 lipca 2014 17:47 , Blogger VampireSoul pisze...

Oh przypomniałaś mi o Bradzie z Twojej historii. Aż mnie taka melancholia opętała. Ej dziewczyno, gdzie jest Chester do cholery?! Ćpa a Mike ma go tak totalnie, zupełnie w dupie?! Mike weź się.
Harley w psychiatryku? Nie to żebym się cieszyła ( :D) ale w końcu będzie z dala od Shinody, a nie jednak ten idiota jej nie zostawi. Ale ta akcja na końcu? Whoa!
Weny!

 
14 lipca 2014 23:44 , Blogger Bennoda pisze...

Cześć. Muszę Ci oznajmić, że ten komentarz piszę w łazience i mam mało czasu. Zjechała się kupa gości, ktoś tam musi z nimi siedzieć, ale ja zwiałam, bo trzeba skomentować rozdział u forever. Postaram się, by był w miarę ogarnięty i nie za krótki.
No dobra. Tak więc pierwsza myśl po przeczytaniu: co Jej do cholery odbiło!? Nie wiem, czy cyklofrenię Harley wymyśliłaś na samym początku, czy pomysł przyszedł niedawno, ale... ale tak szczerze to mnie zatkało. Harley jest raczej banalną i nienaturalną postacią, które w takich opowiadaniach kończą jako żony chłopaków z LP, a tu proszę... bum, zaburzenia dwubiegunowe. No ładnie. Nienawidzę Edwards i dobrze jej tak, więc w sumie czuję satysfakcję. Tylko niech Mike się tak nie zamartwia, jezu. Wiesz co?
Napiszę teraz coś, co od bardzo dawna miałam ochotę, ale bałam się, że zostanę źle zrozumiana itp, itd no bo poprawność polityczna, religijna, no sama rozumiesz...
No ale teraz jest ta chwila, żeby to napisać: MIKE, JESTEŚ CIOTĄ.
Od razu przepraszam, jeśli ktoś coś tam nie tak zrozumiał, no ale no... No sami powiedzcie! Głupi, naiwny, zagubiony i ciotowaty Shinoda. Taki, co mu zawsze los daje po dupie.
(That's what she said, hehe)
No i w tym rozdziale nie ma Chaza... ciekawe, co z nim. Ostatnio się debil naćpał. Ugh.
Dobra. To chyba tyle, jeśli chodzi o fabułę. Nie wiem. Tak mi się wydaje, że wszystko powiedziałam.
Jeśli chodzi o stronę językową, to pojawiło się kilka powtórzeń wyrazowych w bliskiej odległości, ale to w sumie nic takiego. Ja też walę powtórzeniami, aż paczadła wypala. No, ale żeby być fair komentatorką, to napisałam.
Teraz chyba uciekam jeźć sernig s prababcio, papapapa.
Weny!

 
15 lipca 2014 14:40 , Anonymous Anonimowy pisze...

[ff o Oliverze Sykesie]

Zostawiłeś mnie samą z moją rozpaczą i tęsknotą. Wyjechałeś, zapomniałeś. Poznałeś inną i nagle przestałam być wazna. To mnie zabijało. Każdego dnia byłeś powodem mojej małej śmierci, mojego wewnętrznego upadku i wpadania w cholerny nałóg. Od dwóch rzeczy byłam uzależniona - od naszego ulubionego wina i od ciebie, tyle, że nie mogłam cię smakować codziennie. Więc myślisz, że co? Że jak wrócisz, to wpadnę ci w ramiona? Masz rację, bo moja miłość do ciebie jest nieskończona."

Zapraszam na bloga ramiona-samotnosci.blogspot.com

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna