22 czerwca 2014

My life is you: Rozdział 18

Hey! Sory, że tak długo to pisałam, ale miałam przeprowadzkę i było masakrycznie ;-;
Ale już dodaję ten rozdział, więc jest okey ;-;
Zmieniłam trochę na blogu (znoooowu ;-;) i usunęłam mojego drugiego bloga (o którego istnieniu nikt nie wie). No i dodałam ankietę na prawym marginesie, więc...głosujcie bejbiki. XD
A tera zapraszam do czytania:



------------------------



Biegnę przed siebie, nie zważając na to, że moje kończyny powoli przestają mnie słuchać. Ból nóg staje się uciążliwy, jednak nie przebije tego bólu, który od dobrych dwudziestu minut kołysze się nieustannie w moim sercu. Wciąż myślę o dzisiejszym dniu; o tym co stało się o Mike'a.

Nie, nie chcę o tym myśleć. Nie chcę myśleć o Mike'u, nie chcę myśleć o Harley i o jej ciąży.
Nie, ja znów myślę! Przecież miałem zostawić to za sobą, odciąć się od tego. To nie dotyczy mnie...
Ale dotyczy Mike'a. Jak on mógł mi to zrobić? Ufałem mu, a on co robił? Pieprzył się na boku z tą lafiryndą, Edwards. Mówił, że już nigdy mnie nie skrzywdzi...Parszywy drań. 
Czuję, że już dłużej nie wytrzymam. Zatrzymuję się przy najbliższym drzewie i opieram plecami ciemną korę, by przypadkiem się nie wywrócić. Czuję, że zaraz zwymiotuję; moje wnętrzności jakby mieszają się ze sobą. Oddycham głęboko, by zdusić w sobie to okropne uczucie, jednak bez skutku. Po chwili pochylam się mocno do przodu, by zwymiotować. Chwilę później ocieram usta ręką, którą następnie wycieram o materiał mojej koszuli. Oczywiście nie wziąłem mojej kurtki, wybiegając z domu Mike'a, więc jest mi potwornie zimno. Opadam zmęczony na kolana, opierając głowę o drzewo. Wszystko wiruje mi przed oczami i nie wiem, co mam w tej chwili zrobić.
Wciąż widzę twarz Harley i jej usta, mówiące "jestem w ciąży". A potem widzę Mike'a, który z przerażeniem w oczach spogląda na mnie. 
Uciekłem. Uciekłem, bo miałem tego dosyć. Nie mógłbym znieść kolejnych tłumaczeń Shinody. Czy on naprawdę sądzi, że jestem aż takim kretynem? Czy on naprawdę myśli, że mogę wybaczyć mu każde jego kłamstwo? 
Przez chwilę jednak zastanawiam się, czy aby na pewno Mike jest ojcem tego dziecka. Jednak po sekundzie odrzucam te rozważania na boczny tor. Po co Harley przychodziła by do niego, skoro to nie on byłby ojcem jej dziecka? To nie ma sensu.
Do moich oczu napływają łzy. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, jakim idiotą byłem. W naszym związku od początku pojawiały się jakieś problemy, jednak ja nigdy nie traktowałem ich poważnie. Aż do teraz. Zrozumiałem, że to nie ma sensu. Po co mi ktoś, kto okłamuje mnie w każdy możliwy sposób? Po co mi osoba, która tak strasznie mnie rani?
Powoli podnoszę się z brudnej ziemi i zmierzam w stronę domu. 




***



Siedzę na fotelu ze złożonymi rękoma i delikatnie kołyszę się na boki. Nie miałem siły biec za Chesterem; on i tak nie chciałby ze mną rozmawiać. Boże, znowu wszystko zepsułem.
Harley siedzi na kanapie i wpatruje się we mnie jak w obrazek, jednak ja unikam jej wzroku. Nie wiem, co mógłbym jej teraz powiedzieć: 'dzięki, że rozpierdalasz mój związek' czy może 'trzeba było uważać z kim się puszczasz'.
Nie mam siły na nią nakrzyczeć, ponieważ to i tak niczego nie zmieni...Nie mam siły jej uderzyć, bo to nie w moim stylu. Tylko siedzę na tym przeklętym fotelu i nie wiem, co ze sobą począć.
- Mikey. - mówi dziewczyna
- Daj mi spokój. - syknąłem, po czym spuściłem wzrok na swoje złączone dłonie
- Przejdzie mu. - powiedziała, po czym założyła nogę na nogę
Spojrzałem na nią wściekły.
- Przejdzie?! Wiesz co właśnie zrobiłaś?! Przez ciebie Chester pomyśli, że się z tobą przespałem! - krzyknąłem
Dziewczyna przekrzywiła głowę w bok.
- A co? Nie chciałbyś? - zadrwiła
Miałem ochotę walnąć ją w twarz.
- Wiesz co, nawet się nie odzywaj! - powiedziałem, po czym udałem się do kuchni
Oparłem się o blat kuchenny i przymknąłem powieki. Byłem wściekły na Harley, ale też przede wszystkim na siebie.
- Skoro tak bardzo go kochasz, czemu za nim nie pobiegłeś? - usłyszałem ten męczący głos jakiś metr od siebie
Otworzyłem oczy. Miałem zamiar powiedzieć Harley, żeby dała mi spokój, jednak powstrzymałem się.
- Nie...nie wiem. - rzuciłem obojętnie
Dziewczyna oparła się o lodówkę.
- A może ty go tak naprawdę nie kochasz.. - powiedziała 
- A co Cię to w ogóle interesuje? - zapytałem zmęczony
- A dużo, wierz mi. - rzuciła zainteresowana
- Daj mi spokój, nie mam na to siły. - powiedziałem - Od początku nie lubiłaś Chestera. Chcesz nas rozdzielić, prawda?
Dziewczyna zrobiła poważną minę.
- Widzę, co ten małolat z tobą robi. - rzuciła - Nie pozwolę, by ktokolwiek traktował Cię jak męczennika. 
- Z tego co wiem, to jak narazie tylko ty mnie tak traktujesz. 
Czerwonowłosa uśmiechnęła się.
- Oj Mikey, Mikey. - szepnęła, zbliżając się do mnie - Jakkolwiek bym Cię skrzywdziła, ty zawsze zrobisz dla mnie wszystko. Właśnie tym się różnimy. 
- Wiesz, że to niesprawiedliwe? - zapytałem - Niszczysz nam obojgu życie. 
Dziewczyna stanęła tuż przede mną. Czułem jej oddech na mojej twarzy.
- Mojego życia już nie da się naprawić. - szepnęła - Ale twoje...
Po tym pocałowała mnie lekko w policzek i opuściła kuchnię. Zobaczyłem tylko jak ubiera kurtkę i buty, po czym wychodzi z mieszkania. 



***




Leżę na łóżku, wpatrując się w śnieżnobiały sufit. Po powrocie do domu od razu udałem się właśnie tutaj, by móc choć na chwilę się odprężyć. Niestety, jak zwykle moje myśli od razu zajęła osoba Mike'a.
Wciąż nie mogę zrozumieć, dlaczego właśnie ja. Sądziłem, że po tych wszystkich krzywdach należy mi się jakiś spokój czy coś. A teraz cierpię jeszcze bardziej.
Poświęciłem Mike'owi tyle miejsca w moim sercu. Miałem nadzieję, że będzie on osobą, która pomoże mi się podnieść po tych wszystkich złych rzeczach, które przeżyłem. A tymczasem on wykorzystuje moje uczucia i zwyczajnie się nimi bawi. 
Podnoszę się do pozycji siedzącej. Jest mi zimno i smutno, a w dodatku po moich policzkach wciąż płyną łzy. Czuję się jak małe dziecko, które pragnie opieki i wsparcia.
Tyle, że ja jestem sam jak palec.
Powoli wstaję z miękkiego łóżka i kieruję się w stronę komody. Muszę pozbyć się tego okropnego uczucia, muszę w końcu zapomnieć, muszę...
Przeczesuję wszystkie szuflady, jednak na daremno. Nie potrafię znaleźć tego, czego szukam.
- Cholera! - syknąłem wściekły
Rozejrzałem się jeszcze raz po pokoju i przypomniałem sobie coś. Po chwili podszedłem do biurka z ciemnego drewna, po czym wyciągnąłem z jego szuflady mały kawałek papieru, na którym widniał jakiś adres. To właśnie to, czego szukałem. 





***



Siedzę przy stole w kuchni i popijam kolejną kawę. Jest coś koło dwudziestej drugiej, a ja wciąż nie wiem, co ze sobą zrobić. Wpatruję się w kubek wypełniony moim ulubionym napojem, jednak w tej chwili nie potrafię się nim rozkoszować. Boję się o Chestera.
Co, jeżeli nie dotarł do domu? Co, jeżeli coś mu się stało? Billie chyba by mnie zabił, gdyby się o tym dowiedział. Boże, przecież nie to jest najgorsze!
Najgorsze jest to, że Chester pomyślał, że jestem ojcem dziecka Harley. Tak, to przecież właśnie tak wyglądało. A Chester musiał to usłyszeć.
Oczywiście, nie chciałbym mieć przed nim tajemnic. Jednak są rzeczy, o których nie powinien wiedzieć. To jest chyba jedna z tych rzeczy.
Odkładam do połowy opróżniony kubek do zlewu, po czym idę na górę, z zamiarem wzięcia długiego prysznicu.



***



Jestem na miejscu. Jeszcze raz spojrzałem na kawałeczek papieru, na którym było napisane "Melancholia - Baker Street 23a", po czym wysiadłem z autobusu. Była to strasznie obskurna okolica; jedna z tych, które nie cieszyły się dobrą opinią.
Pokonałem odległość kilkunastu metrów, po czym podszedłem bliżej do drzwi budynku, nad którymi widniał duży napis "Melancholy". Odetchnąłem głęboko, po czym zapukałem kilka razy. Odczekałem kilka sekund i ujrzałem w drzwiach mojego starego znajomego, starszego ode mnie o kilka lat.
Był mniej-więcej mojego wzrostu i miał bardzo bladą karnację. Na głowie miał ciemne dredy, upięte w niezgrabny kok. Ubrany był w top z napisem "Reggae" i luźne spodnie, a prawy nadgarstek miał obwinięty czerwoną bandaną. Uśmiechnął się na mój widok.
- Chester? Co ty tu robisz brachu? - zapytał
- A mam do ciebie sprawę Brian. - powiedziałem, starając się, by mój uśmiech wyglądał naturalnie
- A to dawaj. - powiedział i wpuścił mnie do środka
Znalazłem się w przyćmionym holu, bez okien i jakiegokolwiek dostępu światła, nie licząc małej lampki na suficie.
- Ja tylko na chwilę, więc pozwól, że nie wejdę dalej. - zacząłem 
- Spoko. Mów, co Cię do mnie sprowadza. - powiedział uśmiechnięty
- Więc...Pamiętasz, jak jakoś tak dwa lata temu zarabiałeś na mieście? I wtedy się poznaliśmy, jednak ja nie chciałem się do ciebie dołączyć... I mam takie pytanie...Handlujesz nadal? - rzuciłem
Chłopak spojrzał na mnie wesoło.
- No jasne, że tak. Czekaj chwilę. - powiedział, po czym zatopił dłonie w kieszeniach swoich szerokich spodni
Po chwili wyciągnął z nich kilka woreczków jasnego, prawie przezroczystego proszku.
- Jesteś moim kumplem, więc pierwsze działki masz za darmochę. - puścił do mnie oczko i wyciągnął w moją stronę pięć woreczków
Niepewnie wziąłem je do ręki, po czym schowałem w kieszeni bluzy.
- Dzięki. Może kiedyś do ciebie wpadnę. - powiedziałem - Ale teraz musiałbym już iść. 
- Jasne. - chłopak nadal był wesoły, pewnie brał coś przed moim przyjściem
Bez słowa pożegnania wyszedłem z mieszkania i odetchnąłem nocnym, rześkim powietrzem. Schowałem dłonie do kieszeni bluzy i ścisnąłem mocniej woreczki z narkotykami.
No more nights, no more pain*




---------------------



*Fragment: Avenged Sevenfold - I Won't See You Tonight


Raczej nie skończę tego w czerwcu, więc wszystko się przesunie więc...nie wiem no nic nie wiem!
Aaa i zmieniłam wielkość i styl czcionek, teraz jest lepiej?
Widzę, że komentarzy przybywa i wyświetleń więc: DZIEKUJĘ! ♥
JEŚLI CZYTASZ, SKOMENTUJ!
Czyli możesz powiedzieć że jest fajne, albo że jest do dupy ;-;
Ogey, to ja już lepiej kończę.
Nie wiem kiedy następny. Boooya!

                                                                                 

   ***

Edytowane po komentarzu Bennody xd

Najpierw zmieniłam czcionkę na masakrycznie dużą i jakąś posraną, a tera na normalną i co się nazywa (taa piszę nie po polsku, wiem ;-;) TrebuchetGównoZDupy -,- Mam nadzieję, że tera będzie lepiej. Piszcie w komciach, bo jak nie, to się tak mocno zdenerwuję, że skoczę z mojego fotela i popełnię samobójstwo. ;-;

Komentarze (6):

22 czerwca 2014 19:41 , Blogger Bennoda pisze...

No i jestem. Od razu odpowiem na Twoje pytanie: NIE, TA CZCIONKA NIE JEST LEPSZA. DO DUPY, ZMIENIAJ SZYBKO.
No. No to tak na początek. A teraz ważniejsza kwestia, czyli....
Co żeś ty kurna zrobiła Chesterowi i Mike'owi!? Głupia Harley! O jezu, jaka to głupia małpa! Tak bardzo napaskudzić komuś w związku... okropne! A fu! Liczyłam na to, że ona ma raka. A ty wyjeżdżasz z ciążą, jprdl... (mój zjebany treścią tego posta rozdział dopełnia fakt, że mam jeszcze tylko 7 minut, by skończyć komentarz... O NIEEEE!)
Okej, a więc muszę się ogarnąć i pisać szybko:
Zdołowałaś mnie tym zachowaniem Chaza. Idiota. Pokłócił się z kimś i idzie cham po dragi. Kiedy ja niedawno się pokłóciłam z chłopakiem, po narkotyki nie poszłam, więc ty Chesterku, też to potrafisz! Co prawda mój związek już nie istnieje i nie istniał chyba tak naprawdę nigdy i jestem w fatalnym stanie, ale i tak Bennington mógłby brać ze mnie przykład. Przynajmniej w tej kwestii. He.
Co do Michaela.... ON KOCHA CHAZA, HELOŁ! To ta idiotka Heather... WRÓĆ! HARLEY! Ta idiotka HARLEY! (O maj gad, mieszam imiona XD)
No ale wracając do zdania... To ta idiotka Harley miesza się w wasz związek i wszystko niszczy. Szmata jakaś. Głupia. A tfu, tfu, tfu. (Mam jeszcze 2 minuty, omgomogmogmogmogmg)
Dobra. Piszesz zajebiście, oczywiście nie mam żadnych uwag. Och, a nie. Jednak mam: nie pisz "ubrała kurtkę", "ubrała buty". Zdecydowanie lepiej brzmi "założyła kurtkę", "zasznurowała buty". Wiesz, o co chodzi, nie? Bo bardzo nie chcę się czepiać, a to tak może wyglądać. Nie gniewaj się, proszę c:
Muszę spadać, bo już 19:40, a siostra jęczy. Papapa, przypominam o 4 u siebie. Papapa! weny!

 
22 czerwca 2014 20:20 , Blogger DziÓra aka FUN pisze...

Fuck My Life...
Postaram się coś zrobić z tą czcionką, ale chyba do usranej śmierci jej nie naprawię. Jak zwykle dzięki za komentarz i za podpowiedź :)
A do cb wpadnę jak ogarnę u siebie tą posraną czcionkę. :)

 
22 czerwca 2014 21:18 , Anonymous Anonimowy pisze...

Jak zwykle epickie no ale niech Mikey ruszy dupe i wytlumaczy wszystko biednemu Chazowi OM OM OM =d

 
24 czerwca 2014 17:17 , Blogger Bennoda pisze...

O, wszystko poprawione i jest okej XD Już nie zmieniaj.

 
28 czerwca 2014 20:41 , Blogger VampireSoul pisze...

Czytam cały czas, tylko jestem odcięta od komputera a z telefonu ciężko mi się komentuje. Ale wracając...
Chazy jest taki strasznie porywczy. Nie da sobie wyjaśnić bo wie lepiej. Eh po co ona znów tutaj? Tylko Mike do cholery rusz dupę, a Ty Chester nawet nie myśl o ćpaniu. Wszystko się spieprzy. I nie ukrywam, że to te smutne momenty czyta się najlepiej, ale ja tak bardzo chcę żeby oni byli szczęśliwi...
No cóż weny życzę i zapraszam do siebie jeśli masz chęć.
Jak będę miała dostęp do komputera dodam Cię do linków.
Pozdrawiam

 
29 czerwca 2014 20:29 , Anonymous Anonimowy pisze...

Kiedy nowy ? Nie mogę się doczekać <33

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna