7 sierpnia 2014

My life is you: Epilog

Witam wszystkich! Na wstępie chcę powiedzieć, że kocham zgwałcone bobry, mikrofalówki, kiszone ogórki i jestem za małżeństwami nastoletnich gejów.
Yyy, co..?
Dobra! Tak, to już koniec! Jeeeeezuuuu, nawet nie wiecie, jak się z tym epilogiem mordowałam xd
Dobra, poczytajcie sobie, parafialną gadkę zostawię na sam koniec:




 ------------------------




   4 lata później


  Mike ziewnął przeciągle, po czym mocniej zacisnął dłonie na kierownicy. Czarnowłosy cieszył się, że zdecydował się na zrobienie prawa jazdy. Na początku nie był do tego przekonany, jednak po wyrobieniu dokumentu oraz zakupieniu swojego pierwszego auta, zmienił zdanie. Teraz przynajmniej mógł w spokoju pokonać drogę, której przejście zajęło by mu około dwóch godzin. 
  Shinoda nie przejmując się niczym pokonywał kolejne kilometry swoim autem, co jakiś czas wystukując palcami o kierownicę rytm piosenki, wydobywającej się z radia. Poprawił okulary przeciwsłoneczne, które nieco zsunęły się z jego nosa, po czym zagłębił się w swoich myślach na temat dzisiejszego dnia. Wiedział, że gdzieś w środku denerwuje się niemiłosiernie, jednak potrafił to dobrze ukrywać.
  Po około dwudziestu minutach mężczyzna dotarł na miejsce. Stał teraz przed salonem tatuażu "Black Stabbath". Czarnowłosy poprawił kołnierzyk błękitnej koszuli, po czym podszedł do drzwi budynku i wszedł do środka. Jego oczom ukazało się dosyć duże pomieszczenie, utrzymane w nowoczesnym stylu. Na białych ścianach porozwieszane były szkice, oprawione w ramki z ciemnego drewna. Pod jedną ścianą znajdowała się czarna, skórzana rogówka, stolik do kawy oraz szafka na czasopisma. Naprzeciw było duże biurko, na którym leżał laptop, a zaraz obok niego walały się różne dokumenty. Za biurkiem siedziała drobna, czarnowłosa dziewczyna, ubrana w czarną koszulkę na ramiączkach, która odsłaniała jej liczne tatuaże; oraz krótkie lekko podarte spodenki. 
  Gdy Mike zrobił kilka kroków do przodu, dziewczyna podniosła na niego spojrzenie ciemnych oczu. Po chwili uśmiechnęła się szeroko.
- Witaj Mike. Nie widziałam Cię od jakiegoś czasu. - powiedziała wskazując ręką na krzesło, znajdujące się po drugiej stronie biurka
Mike usiadł naprzeciw czarnowłosej.
- Muszę przyznać, że dawno mnie tu nie było, Hannah. - skomentował z lekkim uśmiechem - Ale wiesz...jestem architektem i mam małe urwanie głowy. - dodał po chwili
  Hannah skinęła głową, po czym uporządkowała porozrzucane na biurku papiery w jeden stos, po czym z powrotem spojrzała na Mike'a.
- Chcesz kawy? Wreszcie nauczyłam się obsługiwać ten głupi ekspres. - zachichotała lekko
- Jasne. - rzucił czarnowłosy
  Hannah wstała z krzesła, po czym wyszła z pomieszczenia, zostawiając Mike'a na chwilę samego. Wróciła po około pięciu minutach, stawiając na blacie 2 kubki z parującą cieczą. Mike wziął jeden do ręki i upił łyk napoju.
- No to gadaj - zaczęła Hannah, gdy do niego dołączyła - co tam u ciebie? 
Mike wzruszył ramionami.
- Brak czasu, urwanie głowy i takie tam.. - rzucił, upijając kolejny łyk kawy
- Skąd ja to znam. - skomentowała dziewczyna - Nawet nie wiesz jak tu tłoczno. Teraz mamy jakiś wyjątkowy luz. 
Mike ściągnął okulary przeciwsłoneczne, które wciąż znajdowały się na jego nosie.
- Powiedz lepiej jak tam się sprawuje moja zguba. - powiedział, uśmiechając się sam do siebie
Hannah zachichotała.
- Mogę powiedzieć, że dobrze sobie radzi. Dzisiaj tatuuje już drugą osobę. Naprawdę szybko się uczy. - powiedziała - Pewnie się ucieszy, że po niego wpadłeś.
- Mam nadzieję. Ostatnio rzadko się widujemy.
Hannah zmarszczyła brwi.
- Ale przecież mieszkacie razem. 
Mike westchnął.
- No niby tak, ale coraz mniej czasu spędzam w domu. Muszę wyjeżdżać na jakieś spotkania, by omówić dany projekt i czasem zajmuje mi to nawet kilka dni. Potem najczęściej jest tak, że to Chester jest zajęty, no i...i nic.
- Nie martw się, to właśnie uroki karier zawodowych. Często nie mamy czasu, który moglibyśmy wykorzystać, spędzając miłe chwile z bliskimi. Ale to minie.
Mike uśmiechnął się lekko.
- Mam nadzieję. - skomentował i odłożył kubek na biurko
  W tym samym momencie drzwi, znajdujące się po lewej stronie czarnowłosego otworzyły się. Do pokoju wszedł Chester. Chłopak spojrzał zdezorientowany na Hannah, a zaraz potem jego wzrok zatrzymał się na Mike'u.
- Co ty tu robisz, Mike? - zapytał 
Czarnowłosy zaśmiał się głośno.
- Siedzę. - rzucił, po czym spojrzał na Hannah
Hannah dokończyła swoją kawę, po czym zwróciła się w stronę Chestera.
- Wiem, że twoja zmiana kończy się o piętnastej, ale dzisiaj wyjątkowo puszczę Cię wcześniej. - spojrzała ukradkiem na Mike'a i zachichotała lekko
- To...miłe. - rzucił nadal lekko zdezorientowany blondyn
Mike wstał z krzesła i spojrzał na czarnowłosą dziewczynę.
- Dziękuję za kawę i krótką pogawędkę. 
- Nie ma za co. Wpadaj częściej.
  Chester rzucił coś na pożegnanie w stronę Hannah, po czym jako pierwszy wyszedł z budynku. Mike westchnął głęboko, po czym wyszedł za nim. Teraz mieli wrócić razem do domu.




***



- Przestań, proszę! - krzyknął Mike - Dlaczego się tak zachowujesz?!
  Chester leżał na łóżku w ich wspólnej sypialni udając, że nie słyszy zdenerwowanego głosu Mike'a. Blondyn nie miał ochoty na rozmowę z czarnowłosym.
- Wiesz co? Jak te twoje humorki Ci miną, daj mi znać. - rzucił sarkastycznie Shinoda, po czym wyszedł z pokoju, zostawiając Chestera samego
  Chłopak przymknął zmęczone powieki, po czym położył się na boku, przyciskając poduszkę do twarzy. Czuł, że lada moment się rozpłacze.
  Blondyn wiedział, że między nim, a Mikiem coś się psuje. Już od jakiegoś czasu wszystko przestało mieć jakikolwiek sens. Nie widywali się zbyt często, choć od dwóch lat mieszkali razem. Ale przecież obydwoje tak bardzo się kochali.
Chester załkał cicho, a już po chwili zmorzył go sen.




***



  Tego samego dnia. Wieczór.



  Mike siedział na kanapie w salonie myśląc nad sensem tego wszystkiego. Chciałby powrócić do tamtych chwil, w których on i blondyn byli jednością. Jednak wiedział, że to tylko wspomnienia.
  Nagle na swoim ramieniu poczuł chłodną dłoń. Przekręcił głowę w bok i zobaczył Chestera. Chłopak patrzył na niego smutno. Mike zawsze uważał, że Bennington wygląda jak małe dziecko, choć ma już dwadzieścia jeden lat. 
  Czarnowłosy z powrotem odwrócił głowę, po czym poczuł, że blondyn siada obok niego. Przez dłuższą chwilę siedzieli w ciszy, patrząc w niewidzialny punkt przed sobą. Jednak Chester nie wytrzymał zbyt długo tej napiętej atmosfery. Nagle przytulił się do Mike'a, oplatając go w pasie ramionami. Położył głowę na jego ramieniu i przymknął oczy.
- Przepraszam. - szepnął
  Mike spojrzał na niego lekko się uśmiechając. Przyciągnął go bliżej siebie i schował twarz w jego włosach.
- Tak bardzo Cię kocham. - odpowiedział głaszcząc go po plecach
  Chester podniósł głowę, spoglądając na czarnowłosego. Przybliżył swoją twarz do jego, po czym delikatnie musnął jego wargi. 
- Ja też Cię kocham. - wyszeptał prosto w jego lekko rozchylone usta
Mike zachichotał lekko.
- Wiesz...ja chciałem zrobić to już dawno temu, ale jakoś w ogóle nie miałem do tego głowy i...czekałem na odpowiedni moment. - powiedział, lekko odsuwając się od Chestera
Blondyn uniósł lekko brew.
- O co chodzi, Mikey? - zapytał
Mike westchnął głęboko, po czym sięgnął ręką do kieszeni swoich spodni. 
- Nosiłem to przy sobie od tygodni. Sądzę, że właśnie teraz powinienem zapytać... - w tym momencie uniósł dłoń, w której trzymał czerwone pudełeczko
  Chesterowi zakręciło się w głowie. Chłopak złapał Mike'a za biodra i usiadł mu na kolanach, tak, żeby nie spaść. 
- Chester... - wyszeptał Mike - Ja...pragnę spędzić z tobą resztę życia. Chcę o ciebie walczyć choćby ta walka miała mnie zabić. Po prostu...muszę zapytać, czy...wyjdziesz za mnie?
  Blondyn patrzył na niego zaskoczony. Nie mógł uwierzyć, że jeszcze trzy godziny temu się kłócili, a teraz Shinoda tak po prostu prosi go o rękę.
- Ja... - zaczął - Mike...zgadzam się. - wyszeptał, nie wierząc w całą tą sytuację
Mike spojrzał na niego szczęśliwy.
- Naprawdę? - zapytał 
- A co sądziłeś? Myślałeś, że ucieknę i oskarżę Cię o pedofilię? - zasugerował z uśmiechem Chester
Mike zaśmiał się.
- Widzę, że dobry humor Ci wrócił. - skomentował
  Po chwili śmiania się razem z Chesterem, otworzył czerwone pudełeczko i wyciągnął z niego srebrny pierścionek z czerwonym oczkiem, który już po chwili znalazł się na serdecznym palcu prawej ręki blondyna.
- Wiem, że lubisz kolor czerwony. - powiedział Mike, patrząc jak Chester ogląda biżuterię
- Boże, Mike...nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. - powiedział Bennington - No to co teraz robimy mój przyszły mężu? - dodał po chwili, patrząc na chłopaka figlarnie
Mike zaśmiał się.
- To co lubisz. - rzucił, po czym wstał i trzymając chłopaka w ramionach powędrował w stronę sypialni




'Kropla w oceanie,
Zmieniła pogodę...
Modliłem się, że może i my skończymy razem. 
To jak pragnąć deszczu, stojąc na pustyni. 
Ale ja trzymam Cię najbliżej ze wszystkich,
ponieważ jesteś moim Niebem.'




---------------------



Fragment: Ron Pope - A Drop In The Ocean



Tak, to już koniec! Mam nadzieję, że zakończenie Was satysfakcjonuje i ogólnie, że się podoba :)
   Także, no co...ogólnie powiem Wam, że to się tak skończyć nie miało. Zmieniłam zdanie po miliardzie Waszych komentarzy, które jednoznacznie dały mi do zrozumienia, że po opublikowaniu innego zakończenia niż powyższe, musiałabym wyjechać z kraju i zostać świadkiem koronnym :P
Dobra, a tak całkiem serio...
Długo myślałam nad tym, co powinnam Wam powiedzieć i zdałam sobie sprawę z tego, że jestem naprawdę zła w dziękowaniu, no ale kilka słów się należy...
  Więc...dziękuję wszystkim osobom, które kiedykolwiek skomentowały, oceniły, dały mi słowa otuchy i wsparły mnie w pisaniu tego opowiadania. Chciałabym Wam powiedzieć, że tylko dzięki Wam ta historia dobiegła końca i dzisiaj mogę rzec "Hej, właśnie skończyłam moje pierwsze w życiu opowiadanie!". Naprawdę sądzę, że bez Was i waszego wsparcia nie dałabym sobie rady w tym wszystkim i za to jestem Wam naprawdę wdzięczna! Chciałabym, żeby ta historia Was zainspirowała i pozostała w waszej głowie przez długi czas. Choć wiem, że jest masa lepszych pisarzy, to cieszę się, że w końcu czegoś dokonałam. Mam nadzieję, że przeżywanie razem ze mną tych wszystkich sprzecznych emocji Was uszczęśliwiło, i że to co stworzyłam w jakimś stopniu Was zadowala. Naprawdę, jeszcze raz z całego serca wszystkim dziękuję!
  Uff, no dobra. Chyba nie było tak źle, prawda? :)
Okey, chciałabym jeszcze tylko powiedzieć, że za jakieś dwa dni pojawi się notka na temat tego, co planuję w dalszej części mojej 'kariery' na tym blogu. Napiszę Wam też o zaistniałych zmianach, więc...bądźcie czujni! :)
  Ostatni raz pożegnam się z Wami jako stara FUN, a już za jakiś czas ponownie odżyję, by móc kolejny raz dzielić się z Wami moją twórczością.
Tak więc teraz nic mi nie zostaje, jak tylko powiedzieć...
Kocham Was, do zobaczenia!

  

Komentarze (5):

7 sierpnia 2014 13:56 , Blogger VampireSoul pisze...

Oh jaki cudowny happy-end! Aż mi się mordka cieszy. Bałam się, że coś zepsujesz między nimi, ale na całe szczęście zostawiłaś w mojej głowie szczęśliwą bennodę.
Dzięki piękne za tą historię, cudownie było przeżywać wszystkie wzloty i upadki razem z bohaterami.
Czekam z niecierpliwością na Twoją nową historię. Weny i wracaj do nas szybko!

 
7 sierpnia 2014 15:31 , Blogger Unknown pisze...

No tak z deka szkoda, że się już wszystko skończyło itp xDDD Ale no wiadomo ja to jest cnie xD Nie bede sie rozpisywać, bo i tak większość moich wypowiedzi to "XD" xd
Wszystko super świetnie zajeeebiście! xDDD
Także no.
Teeeeż Cie kocham!!! xDDDDDDDDD nie dobra ide spać xd

 
8 sierpnia 2014 13:41 , Blogger Unknown pisze...

Takiego końca się nie spodziewałam, a jednocześnie nie wyobrażałam sobie innego zakończenia niż oświadczyny. Szkoda, że wszystko już skończone ;_____; Ale w mojej głowie nadal będą razem, szczęśliwi. Czekam na jakąś nową historię, napisaną przez Ciebie :) (bennodę xDD, koniecznie Bennodę xDD)
Pozdrawiam!

 
8 sierpnia 2014 17:41 , Blogger Bennoda pisze...

Pierwsze, co przychodzi mi na myśl po przeczytaniu:
Och.
I kolejne:
Och.
To już koniec. O mój boże, to koniec. Naprawdę jestem w szoku, że skończyło się My Shadow Of The Day. Bo zawsze przecież było. Zawsze był ten biedny, wiecznie roztrzęsiony Chester, był Mike, który w mojej głowie wydawał się taki… ludzki, kiedy pisałaś, że z nerwów wypala papieros za papierosem. To opowiadanie po prostu było. Byłaś Ty, jako jego autorka. Byli bohaterowie, których kochałam lub nienawidziłam. Byli nienaturalni, lub przyjaźnie znajomi w zachowaniach. Były sytuacje łudząco przypominające te z mojego życia, przez co jeszcze bardziej zżyłam się z tą historią. Były także te, których zaistnienie wydawało mi się niemożliwe, więc raziły mnie i marszcząc brwi stwierdzałam, że się wypaliłaś (tak, takie chwile się zdarzały).
Ech. A teraz patrzę i widzę „Epilog”. To trochę przerażające. Dociera do mnie, że kiedyś wszystkie blogi się skończą i że ja kiedyś skończę swój. Whoa. Nigdy tak naprawdę dłużej nad tym nie rozmyślałam. W tej chwili ta myśl przytłacza i uwiera. Ależ to bolesne.

No dobrze. Czas ochłonąć, jakoś ogarnąć myśli i to skomentować. Po pierwsze:
Tak cholernie byłam przygotowana na jakieś smutne zakończenie, że teraz nie wierzę w ten happy-end. Wydaje mi się taki… nieprawdziwy. No bo przez cały post przygotowujesz czytelnika na to, że chłopaki jednak się rozstaną, a tu bum! Oświadczyny.
No i -broń Boże- nie chodzi o to, że mi się taka opcja nie podoba. Bo podoba! Wiedziałam, że oni się muszą kiedyś pobrać, ale… Ale to naprawdę dziwaczne, kiedy ten fakt następuje.
I zastanawia mnie fakt, dlaczego Harley zniknęła z ich życia tak bez śladu. Mike nie cierpi, nie tęskni i w epilogu nie ma nawet słowa o Edwards. Chyba mam przez to rozumieć, że Michael pogodził się z tym, że dziewczyna jest chora i nigdy nie będzie normalna… Nie wiem, nie mam pojęcia. Widocznie tak chciałaś. Hm, chociaż nie. No bo planowo zakończenie miało być inne…
Jezu, nie ogarniam.
Niby wszystko się dobrze ułożyło i jest proste, ale… Ale przez całe opowiadanie sugerowałaś, że tak nie będzie! Kurde, czuję się oszukana na zasadzie: obiecałaś mi, że dostanę robaczywe jabłko, więc się przygotowałam i przyniosłam ze sobą nożyk. A Ty dajesz mi wypolerowane, lśniące jabłuszko, a ja… cieszę się, no bo dlaczego miałabym tego nie robić, skoro otrzymuję przepyszny owoc, ale z drugiej strony… PO CHOLERĘ NIOSŁAM TEN NÓŻ ZE SOBĄ?! Po co kazałaś mi go wziąć!? Żeby mnie zdołować!?

Okej. Ta przenośnia chyba jest jednak zbyt skomplikowana…
Nie mam pojęcia, co dalej pisać…
A moje myśli szaleją…
Ech, chyba zacznę już podsumowujące słowa:
No dobra. Chciałabym Ci bardzo podziękować za inspirację, jaką wielokrotnie dla mnie byłaś. Wiem, że przeszłaś wiele. Często na Twojej drodze stawały jakieś problemy, które jednak pokonywałaś. Tego Ci gratuluję, bo naprawdę nie każdy miałby w sobie tyle siły i zdolności by udźwignąć to, co ty. Życzę Ci, aby ta siła nie opuszczała Cię do końca Twojego życia. Musisz uwierzyć w to, że pomimo trudów, jakie napotykamy, świat ma wiele pięknych zalet, a wśród szarej, nudnej masy zdarzają się kolorowe i warte uwagi jednostki, takie jak Ty. Nawet jeśli czasem czujesz się osamotniona, to pamiętaj, że w wielu miejscach na ziemi, w tym samym momencie, tysiące ludzi odczuwa to samo. Ta świadomość powinna pomóc Ci w zwalczaniu napotykanych trosk.
Nie masz podstaw do uważania się za beztalencie i kogoś bezwartościowego. Naprawdę!
Chciałabym, byś codziennie się do siebie uśmiechała i powtarzała, że życie jest piękne.
Nie trać wiary, pisz, twórz, nie ograniczaj się, nie zmazuj uśmiechu z twarzy, poznawaj nowych ludzi i pamiętaj o swoich wiernych czytelnikach, takich jak ja. Weny, powodzenia w życiu i samych sukcesów. Liczę na to, że nowe opowiadanie pojawi się jak najszybciej

 
13 sierpnia 2014 23:50 , Blogger Mała Bennodziara pisze...

Znowu nie ma mojego komentarza. Żądam wyjaśnień, czemu. Spedalony blogger...
Nic.
No dobrze, postaram się krótko (zobaczymy jak bardzo niezorganizowany tekst z tegic wyjdzie i jak dużo zapomnę tutaj zawrzeć/ uroki komentowania z nietrzeźwym umysłem, bolącą ręką na telefonie) skomentować to, co się tutaj wydarzyło i co zamierza się u ciebie dziać.
Więc...
Po pierwsze (może to nie jest najlepszy początek ale jest 23:28 a ja zaraz chyba zasnę), zgadzam się z Bennodą nade mną w kwestii Harley. Nie żebym nie cieszyła się jej nieobecnością, ale coś tutaj nie gra. W końcu też była główną bohaterką, a słowo o niej nie padło. No cóż, pozostało nam domyślać się, w jaki sposób zginęła.
(He he he he)
Hm.
Pierścionek i łóżko. Powiewa gorącym romantyzmem dla doroślejszych czytelników. Czyżby narastająca ilość scen miłości była jakąś ukrytą sugestią do "nowej FUN"? Hm, raczej jednak nie. Chyba zaczął się etap mojego pisania od rzeczy...
W każdym bądź razie, z łóżkiem i dwójką zakochanych gejów czy nie, to oficjalny koniec opowiadania o Mike'u, Chesterze i (pierdolonej)Harley. Zarówno mi, jak i z pewnością innym czytelnikom tego bloga będzie przykro i trudno się z tym pogodzić, ale (jak już zauważyła Bennoda nade mną)(już drugi raz odnoszę się do komentarza Bennody, czuję się niekreatywna komentarzowo) każdy blog się kiedyś skończy. Eeeech, tępo trochę z tymi zakończeniami. No ale nic nie zrobisz, taka kolej rzeczy.
Więc...
Życzę ci szerokiej drogi w dalszym pisaniu. Nie wiem, co ma droga do pisania (chociaż w sumie gdyby brać to bardziej filozoficznie...) i czemu to wygląda jak pożegnanie, skoro żegnamy się właściwie tylko z opowiadaniem i postacią Harley (no i Katherine, iii bratem Chestera), ale nadal wydaje mi się, że zasypiam.
Tak więc (więc#2) ja udaję się na spoczynek i szerokiej drogi ponieważ tak.
Dobranoc, weny.

PS Nie będę tęsknić za Harley. Mam nadzieję, że Mike ją utopił. Powiedz, że tak. Proszę.
PS2 A jeśli nie to też powiedz tak.

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna